Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość, zdrada i niezapomniane wykonania pieśni

Andrzej Z. Kowalczyk
Dorota Laskowiecka i Witold Matulka w duecie „Vivo per lei”.
Dorota Laskowiecka i Witold Matulka w duecie „Vivo per lei”. Dawid Jacewski
Zapowiadając sobotnią premierę „Miłość, zdrada i kłopoty” w Teatrze Muzycznym, napisałem: nowy sezon, nowa dyrekcja, nowe otwarcie.

Teraz, po wysłuchaniu i obejrzeniu tej realizacji mogę z pełnym przekonaniem dodać: nadzwyczaj mocne otwarcie.

Niecodzienna była formuła koncertu. Występy śpiewaków nie były przedzielane zapowiedziami konferansjera, lecz przeciwnie - łączone nimi. Nie były to zresztą zwykłe zapowiedzi, ale aktorskie intermedia budujące narrację. Prowadzone przez Stefana Müncha w dobrym tempie, ze znawstwem tematu i dużym poczuciem humoru; wywołujące na widowni śmiech, ale nie rechot, na czym bardzo zależało reżyserowi Stefanowi Szaciłowskiemu.

I często zaskakujące, jak choćby to, gdy Andrzej Knap porzucił dyrygencki pulpit, by… zaśpiewać fragment arii Skołuby ze „Strasznego dworu”. Owe intermedia pozwoliły też na nader zgrabne połączenie w spójną całość utworów pochodzących z rozmaitych dzieł i gatunków scenicznych.

Jest niepisaną regułą, że do koncertów takich jak „Miłość, zdrada i kłopoty” wybiera się utwory znane i lubiane przez słuchaczy, artystom zaś pozwalające na zaprezentowanie skali ich umiejętności. A to sprawia, że każdy może znaleźć w programie coś dla siebie. Budzących najwyższe uznanie utworów było wiele, a o dwóch mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że były klasy światowej. Pierwszy z nich to aria Cavaradossiego „E lucevan le stelle” z III aktu „Toski” w wykonaniu Mirosława Niewiadomskiego. Znakomity tenor zaśpiewał ją fantastycznie, z niezwykłym wyczuciem dramaturgii, w sposób godny największych scen operowych. Nigdy wcześniej nie słyszałem w Lublinie tak znakomitego wykonania tej arii. Drugim z owych zachwycających utworów była wylansowana przez Andreę Bocellego pieśń „Vivo per lei”. Słyszałem ją wcześniej w kilku różnych wykonaniach i nie mam żadnych wątpliwości, że to lubelskie - Doroty Laskowieckiej i Witolda Matulki - było najlepsze. Nie zawaham się powiedzieć wręcz, iż ci artyści uszlachetnili ten utwór, wprowadzili go na poziom, jakiego zazwyczaj nie osiąga. Takich wykonań nie zapomina się nigdy. A trzeba dodać, iż oboje zaprezentowali się świetnie również w występach solowych: Laskowiecka w przepięknym czardaszu Maricy „Gdzie mieszka miłość”, zaś Matulka - w nieśmiertelnym evergreenie „Brunetki, blondynki”.

Ale również inni wykonawcy pokazali się z jak najlepszej strony. Marian Josicz w kupletach Doolittle’a jak zwykle imponował werwą i poczuciem humoru, i po raz kolejny dowiódł, że ma to „coś”, co pozwala mu zdobyć publiczność na własność, gdy tylko pojawi się na scenie.

Anna Barska ujmowała lekkością i wdziękiem w „Przetańczyć całą noc” oraz „Tangolicie” z „Balu w Savoyu”, zaś Kamil Pękala świetnie spisał się w ariach Escamilla z „Carmen” oraz Figara z „Cyrulika sewilskiego”. Wreszcie - Agnieszka Kurkówna w bodaj najlepszym wykonaniu poruszającego songu Fantyny z „Nędzników”, jakie miałem okazję słyszeć.

Na zakończenie koncertu publiczność zgotowała artystom zasłużoną owację na stojąco. Wypada tylko życzyć, by kolejne realizacje Teatru Muzycznego kończyły się podobnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski