Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzowskie rozczarowanie. Podsumowujemy czempionat w wykonaniu polskich szczypiornistek

AG
Wojciech Szubartowski
Trzy porażki i cztery wygrane, które nie dały jednak oczekiwanego skutku, a jedynie zwycięstwo w Pucharze Prezydenta. Tak w skrócie można podsumować występy reprezentacji Polski piłkarek ręcznych na mistrzostwach świata w Niemczech.

Powiedzieć, że apetyty były znacznie większe, to jak nie powiedzieć nic. Jeszcze przed startem mistrzostw świata piłkarek ręcznych, wielu ekspertów i kibiców było zdania, że wyjście z grupy to pewnik, a nawet najmniejszy z możliwych sukcesów, na jaki stać reprezentację Polski. Na znacznie więcej można było liczyć szczególnie po świetnym występie podopiecznych Leszka Krowickiego na turnieju w rumuńskiej Craiovej, gdzie Polki pokonały drużynę gospodyń, Brazylię, a także Macedonię.

Na to, że biało-czerwone mogą powtórzyć sukces sprzed czterech i dwóch lat, kiedy dwukrotnie zajęły czwarte miejsce na mistrzostwach, wskazywał też pierwszy mecz czempionatu i pewne zwycięstwo ze Szwedkami. Później przyszło jednak przegrane spotkanie z drużyną Czech, która jak na razie jest czarnym koniem tego turnieju i awansowała już do 1/4 finału, pokonując faworyzowane Rumunki. To właśnie starcie z sąsiadkami z Południa, jak wielokrotnie podkreślały reprezentantki Polski, przekreśliło nasze szanse na wyjście z grupy. Później nastąpiły kolejne porażki: z Norwegią i Węgierkami, które doprowadziły do tego, że jedyne, na co było stać reprezentację na tych mistrzostwach to 17. miejsce i zdobycie Pucharu Prezydenta IHF.

- Przyjeżdżając tutaj, żadna z nas nie myślała o tym, że będziemy walczyć o takie miejsce, jakie zajęłyśmy. Ten Puchar Prezydenta jest dla nas taką nagrodą pocieszenia. Nasz pierwszy cel, jakim było wyjście z grupy, nie został osiągnięty, czego nikt się nie spodziewał - przyznała po poniedziałkowym spotkaniu z Brazylią rozgrywająca kadry i MKS Perła Lublin, Kinga Achruk.

O dużym rozczarowaniu mówi też była reprezentantka Polski i lubelskiej drużyny, Iwona Niedźwiedź. - Przykre jest to, że jeszcze półtora roku temu ta reprezentacja była bardzo wysoko, a dziś walczy o Puchar Prezydenta - stwierdza. I dodaje: - Liczyłam na znacznie więcej i uważam, że ten zespół stać na znacznie więcej. Życzyłabym sobie doczekać czasów, gdy potencjał tej drużyny w końcu zostanie wykorzystany, bo jak na razie tak się nie dzieje.

- Myślę, że wszyscy, a przede wszystkim zawodniczki i sztab trenerski, oczekiwaliśmy trochę innego wyniku. Według mnie zaważyła druga połowa z Czeszkami. Jeśli to starcie byśmy wygrali, nasza reprezentacja dziś byłaby w zupełnie innym miejscu i innych nastrojach. Mam nadzieję, że jeszcze wrócimy do tych czasów, kiedy nasze dziewczyny zdobywały czwarte miejsca na mistrzostwach świata - twierdzi Monika Marzec, trenerka młodzieżowej kadry szczypiornistek i była obrotowa MKS Lublin.

Wśród tego, czego na mistrzostwach polskiej reprezentacji zabrakło były m.in. bramki zdobywane z drugiej linii, które na dwóch poprzednich zawodach tej rangi były jednym z naszych znaków rozpoznawczych. Tzw. "rzutki" na tym czempionacie zdobyły jednak nie za wiele bramek, bo np. Monika Kobylińska na swoim koncie zapisała ich zaledwie 11, a Aleksandra Zych sześć.

- Tak naprawdę od meczu z Czeszkami widzieliśmy zupełnie inną reprezentację od tej, którą mieliśmy okazję oglądać w czerech-pięciu wcześniejszych spotkaniach. To jest dla mnie strasznie dziwne. Wydawało się, że nasz zespół wypracował sobie swój styl, a od momentu porażki z Czeszkami w ogóle nie było go widać - stwierdza Niedźwiedź.

Gdyby nieszczęść było mało, kontuzji w przedostatnim meczu z Angolą doznały jeszcze dwie polskie kołowe, w tym piłkarka MKS Perła Lublin, Joanna Drabik, która ma złamany nos. Jak na razie, nie wiadomo, kiedy obrotowa będzie mogła wrócić do gry. - Wszystko okaże się po konsultacjach z lekarzem. Po wstępnej rozmowie z zawodniczką nie spodziewamy się jednak długiej przerwy - zapewnia dyrektor zarządzający drużyny z Lublina, Marcin Bielski.

Plusy? Zbieranie doświadczenia

Na plus należy niewątpliwie zaliczyć bardzo dobrą postawę na mistrzostwach kapitan naszej kadry, Karoliny Kudłacz-Gloc, która z 44 bramkami jest aktualnie liderką klasyfikacji strzelczyń. Całkiem dobrze spisywała się też Kinga Achruk, która na swoim koncie zapisała 39 trafień (6. miejsce w klasyfikacji) i 24 asysty.

- Wśród pozytywów jest na pewno to, że wiele zawodniczek zabierze do domów pewien bagaż doświadczeń. Zarówno na turnieju w Rumunii, jak i tu, od pierwszego spotkania pokazałyśmy, że potrafimy grać w piłkę ręczną w pięknym stylu, także z najlepszymi. Oczywiście zdarzały nam się błędy, ale mam nadzieję, że w przyszłości je zniwelujemy - podsumowuje mistrzostwa rozgrywająca MKS Perła.

- Na generalną ocenę przyjdzie jeszcze czas. Prawda jest jednak taka, że meczem z Czeszkami przegraliśmy dużą szansę na wyjście z grupy. Takimi spotkaniami jak to poniedziałkowe z Brazylią udowadniamy zaś, że mamy duże możliwości, aczkolwiek jestem przekonany, że możemy grać znacznie lepiej i będziemy nad tym w najbliższych miesiącach pracować - kwituje Leszek Krowicki.

A jest nad czym, bo Polki walczą o awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Jak na razie nasze zawodniczki liderują swojej grupie i są szanse na to, że mimo nieudanych MŚ, uda im się awansować do ME. O ten awans reprezentacja na pewno powalczy pod wodzą Leszka Krowickiego, bo Związek Piłki Ręcznej nie ma zamiaru zmieniać selekcjonera.

- Trener ma kontrakt do igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 roku i nic w tej kwestii się nie zmieni - stwierdza Jan Korczak-Mleczko, rzecznik ZPRP.

Nie zabrakło lubelskich akcentów

Warto wspomnieć, że na mistrzostwach świata w Niemczech nie brakowało lubelskich akcentów. W kadrze mieliśmy oczywiście trzy zawodniczki MKS Perła Lublin: Weronikę Gawlik oraz wspomniane już Joannę Drabik i Kingę Achruk. Bramkarka, a zarazem kapitan lubelskiego zespołu w fazie grupowej broniła z 27 proc. skutecznością. Do tego popisała się obroną pięciu z trzynastu (38 proc.) rzutów rywalek z koła. Joanna Drabik z kolei w całym turnieju rzuciła łącznie 11 bramek, oddając 15 rzutów - daje to 73 proc. skuteczność. Kinga Achruk w fazie grupowej grała natomiast na 63-procentowej skuteczności (26/41 rzutów).

Oprócz boiska, Lublin występował też poza nim, bo na trybunach nie sposób było nie zauważyć flagi lubelskiego Montexu, którą wywiesiła grupa kibiców z naszego miasta.

W trakcie meczu Norwegia - Szwecja, internet obiegło z kolei nagranie, na którym widać, jak fotoreporter Kuriera, Wojciech Szubartowski, przyjmuje na twarz uderzenie rozgrywającej Norweżek, Veronicii Kristiansen. Wideo możecie obejrzeć poniżej.

Det är tufft att fota handboll! 😝😝😝#sportsphotography #sports #handball

Post udostępniony przez Christoffer Borg Mattisson (@borgmattisson) 8 Gru, 2017 o 3:00 PST

Współpraca: Michał Szubartowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski