Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepełnosprawna poetka ze Świdnika: Nie jestem z innej gliny

Marcin Jaszak
Joanna Pąk podczas promocji tomiku „W cieniu Golgoty”
Joanna Pąk podczas promocji tomiku „W cieniu Golgoty” Anna Pąk
Klawiatura komputera obok nóg, specjalna myszka oraz długopis trzymany pomiędzy palcami prawej stopy. W ten sposób niepełnosprawna Joanna Pąk ze Świdnika pisze wiersze i kontaktuje się ze światem - pisze Marcin Jaszak.

Może jutro porozmawiamy u mnie w domu. Pogoda nie jest najlepsza na spacery - wydawałoby się, że to zwykły sms informujący o spotkaniu. Może i zwykły.

Spróbujmy jednak, zanim go napiszemy, przywiązać sobie ręce do tułowia, zostawiając im minimalny zakres ruchu. Głowę odginamy do tyłu i unieruchamiamy. Nogi wiążemy tak, żebyśmy nie mogli ich do końca rozprostować. Możemy też delikatnie powykrzywiać stopy i dłonie, sklejając je taśmą. Teraz przystępujemy do pisania, dużym palcem prawej stopy, na klawiaturze standardowego telefonu komórkowego. Następnie tym samym dużym palcem, znajdujemy odbiorcę w kontaktach i wysyłamy sms. Czekamy na odpowiedź i znów piszemy. I jak? Udało się?

Joanna Pąk wysyła w ten sposób przynajmniej cztery wiadomości dziennie i odbiera tyle samo odpowiedzi. Tylko że ona jest w lepszej sytuacji. Nie musi związywać swojego ciała. Dziecięce porażenie mózgowe, czterokończynowe, związało jej ciało już w pierwszych dniach życia.

"... Mój Panie Jezu! Życie moje zaczęło się od wyroku... "Debilizm"? Przecież myślałam, kochałam nie inaczej niż inni... zdrowi..."* - pisze Joanna Pąk w jednym ze swoich wierszy z tomiku "Wspólna droga".

Na promocję swojego kolejnego tomiku poezji pod tytułem  "W cieniu Golgoty" zaprosiła nas wysyłając mejla. Z klawiaturą komputera też radzi sobie doskonale.

- Nie mogę być całkowicie uzależniona od ludzi. Jako dziecko uczyłam się pisać nogą, jak moi rówieśnicy rękami. Później pisałam na maszynie do pisania, a teraz weszły komputery. Ale mam kolegę, który pisze tylko małym palcem u ręki. To jest dopiero wyczyn - tłumaczy Joanna.

Jej warsztat pracy to klawiatura przy stopach, wysłużony komputer i monitor, specjalnie dobrana myszka oraz długopis trzymany pomiędzy palcami prawej stopy. W taki sposób niepełnosprawna kobieta ze Świdnika pisze wiersze i kontaktuje się ze światem. Mówi z trudnością, jednak kiedy pisze, przekazuje swoje emocje, opowiada o życiu i marzeniach.

"Oto ja...
dla jednych znana
dla innych nieznana
dla siebie - niepojęta."*

Od dziecka lubiła czytać wiersze i uczyć się ich na pamięć. Później postanowiła sama spróbować pisać. Postanowiła też pójść do szkoły. Tu zaczęły się schody.

- Nikt w latach siedemdziesiątych nie wyobrażał sobie takich dzieci w normalnej szkole. To było upokarzające - wspomina Krystyna Pąk, mama Joanny.

- Mamę kosztowało wiele wysiłku, aby uzyskać zgodę kuratorium na naukę. Zadawali głupie pytania, typu, dlaczego mama chce mnie posłać do szkoły. Ja sama musiałam przejść wiele badań psychologicznych. Bardzo mnie to dziwiło. Moje koleżanki nie musiały się tłumaczyć z tego, że chcą się uczyć - opowiada Joanna.

Liceum rozpoczęła po dziesięciu latach od ukończenia szkoły podstawowej. Na tym nie poprzestała. Jest absolwentką pedagogiki na KUL.

- Kiedyś myślałam, że mogłabym pracować w ośrodku dla dzieci chorych na to, co ja. Potem uzmysłowiłam sobie, że to byłoby tylko dodatkowym obciążeniem dla personelu - tłumaczy Joanna.

A gdyby była zdrowa?

- Tego to ja nie wiem. Pewnie życie inaczej by się potoczyło. Założyłabym rodzinę, zdobyła jakiś zawód.

A kiedy Joanna żartuje z opiekunką Zosią Mazur, to śmieje się z własnych prób wy-tłumaczenia rzeczywistości, która ją spotkała.

- Nie boję się żartować z siebie. Kiedyś, oczywiście w żartach, doszłam do wniosku, że jakbym miała złego męża, to dostałabym dożywocie. Po prostu bym go utłukła. Może właśnie w ten sposób Bóg uchronił mnie przed takim losem - śmieje się Joanna.
Pierwszy tomik "Kwiaty z Getsemani" wydała piętnaście lat temu.Rozszedł się bardzo szybko.

- Wtedy, żeby mieć w domu choć jeden egzemplarz, musiałyśmy odkupić go w księgarni - wspomina pani Krystyna.

Z kolejnymi nie było już tak łatwo.

- Wydanie książki to ciężka praca. Ale ja mam wokół siebie ludzi, którzy mi pomagają. Muszę tu wspomnieć o mojej bratowej Agnieszce, która robi mi projekty okładek i ilustracje do tomików - tłumaczy Joanna.

Dziś świdniczanka ma na swoim koncie siedem pozycji. Przed spotkaniem promocyjnym "W cieniu Golgoty" obawiała się małej frekwencji, pustej sali.

- Strachy okazały się niepotrzebne. Bardzo się cieszę, że książki był ciekawy pan Lucjan Świetlicki, były dyrektor szkoły podstawowej w Piaskach, który w latach mojej edukacji ogromnie mnie wpierał - wspomina Joanna.

Poetki nie zawiedli też przyjaciele z Katolickiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Siloe".

- Były też nieznane mi osoby, od których usłyszałam wiele ciepłych słów. Pani Jadwiga Ciołek, dyrektorka biblioteki, recytując teksty z mojej książki, wiernie odtworzyła to, co chciałam przekazać czytelnikom - relacjonuje.

Joanna Pąk swoimi wierszami pokazuje, że mimo przeciwności można osiągnąć cele i znaleźć sens w najtrudniejszej sytuacji. Często jednak mówi, że nad tym, co dalej, wciąż się zastanawia. Kiedyś jej sensem były studia, a celem ich ukończenie. Potem wydanie pierwszej książki.

- To jest tak, jak w tym przysłowiu, że "apetyt wzrasta w miarę jedzenia". Im dłużej człowiek żyje aktywnie, tym częściej zmieniają się jego idee - tłumaczy.

A co może powiedzieć innym?

- Każdy z nas ma inne spojrzenie na chorobę, cierpienie, sens życia. Nie chcę się wymądrzać ani nikogo pouczać, bo każdy z nas ma swój sposób na życie. Moja choroba nie jest dla mnie tragedią, dopóki mam kochaną mamę, rodzinę i przyjaciół. To oni sprawiają, że jest mi łatwiej funkcjonować. Wierzę, że inni chorzy też mają wokół siebie ludzi, którzy otwierają przed nimi serca. Wystarczy to dostrzegać i odpłacać sercem za serce, a wtedy jest łatwiej znosić trudy życia - mówi Joanna.

Na trudne pytania nie boi się odpowiadać.

- Tęskni pani czasami za miłością? Taką między kobietą a mężczyzną?

- Tak, przecież nie jestem z innej gliny. Ale myślę, że to jest temat do prywatnych rozmów, nie chcę mówić na forum o swoich marzeniach i pragnieniach. Ludzie boją się bliskości z takimi osobami i często ją źle interpretują. Nieraz wystarczy jedno źle zrozumiane słowo, które może popsuć wieloletnią przyjaźń - wyjaśnia.

Swoją miłość przekazuje najbliższym. O bratankach mogłaby mówić bez końca.

- Bardzo kocham ich obu! O Norbercie, moim chrześniaczku, można by mówić dużo. Przypuszczam, że kocham go tak, jak kochałabym własne dziecko. Podczas ostatniej wizyty mój prawie 3-letni chrześniaczek powiedział do mnie: A wiesz, że cię kocham? Czy to nie jest szczęście usłyszeć z ust dziecka takie słowa? I to jest jedna z chwil, dla których warto żyć - opowiada Joanna.

A inne chwile, dla których warto żyć?

- Jeśli zostaliśmy powołani do życia, to nie jest ono pozbawione sensu i dla każdej jego chwili warto jest żyć. Akceptacja mojej twórczości przez czytelników jest napędem, zachętą do twórczego rozwijania się, dalszego życia. Pisanie wierszy to właśnie moja praca, ponieważ w innym zawodzie nie mogę się zrealizować ze względu na swoją fizyczną niepełnosprawność.

Ksiądz Jan Twardowski w swoim wierszu napisał "… gdy Pan Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno". Wierzę, że jeśli Bóg z jakiś powodów zamknął mi drzwi świata, to otworzył mi okno poezji.

* Fragmenty wierszy Joanny Pąk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Niepełnosprawna poetka ze Świdnika: Nie jestem z innej gliny - Kurier Lubelski

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski