18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewidomi goalballiści z Lublina będą bronić tytułu mistrza

Monika Fajge
Chociaż treningi goalballa potrafią zmęczyć, humory na boisku zwykle dopisują, bo to dobra zabawa
Chociaż treningi goalballa potrafią zmęczyć, humory na boisku zwykle dopisują, bo to dobra zabawa Małgorzata Genca
Piłka jest jedna, bramki są dwie. Wygra ta drużyna, która strzeli przeciwnikowi więcej goli. Brzmi znajomo? Nie o piłkę nożną jednak chodzi, a o goalball. I tu zaczynają się schody. Goalball to jedyna olimpijska zespołowa dyscyplina sportowa dla osób niewidomych i słabowidzących. Lublinianie od lat wiodą w niej prym.

Zasady gry, czyli o co w tym wszystkim chodzi

Na pierwszy rzut oka gra wydaje się dziecinnie prosta. Dwie trzyosobowe drużyny stają naprzeciwko siebie na boisku o wymiarach 9 na 18 metrów. Chodzi o to, żeby strzelić przeciwnikowi gola, a dokładniej mówiąc, wtoczyć piłkę do 9-metrowej bramki (podobnie jak toczy się kulę do kręgli) - "bułka z masłem".

- Dla tych, którzy bramkę widzą, pewnie tak. Moi zawodnicy to młodzież z wadami wzroku, niewidząca albo niedowidząca. Żeby wyrównać szansę, wszyscy na czas meczu mają na nosie specjalne gogle. Jedyne, co widzą, to ciemność - opowiada Robert Prażmo, trener lubelskich goalballistów. - W orientacji na boisku pomagają im przylepione do parkietu taśmy. Dłonie graczy niemal cały czas dotykają parkietu, by rozpoznać własne położenie oraz linie boiska - dodaje.

Mecz składa się z dwóch części, każda trwa po 10 minut. - Od nowego roku czas gry każdej połowy zostanie wydłużony do 12 minut. To sporo, te cztery dodatkowe minuty mogą dać się sportowcom we znaki - przyznaje trener.

Co jeszcze o zasadach gry powinniśmy wiedzieć? Wszelki doping jest zabroniony. Podczas gry na widowni musi panować cisza jak makiem zasiał, bo zawodnicy rozpoznają położenie piłki tylko na podstawie dźwięków, jakie wydają umieszczone w niej metalowe dzwonki. Żeby było je lepiej słychać, w piłce jest osiem małych otworów.

Niewidomy napastnik, kręcąc ciałem efektowny piruet, posyła piłkę do bramki przeciwników. Potem musi jak najszybciej wrócić na swoje miejsce. W tym czasie, kierując się wyłącznie słuchem, obrońcy starają się zatrzymać pędzący "pocisk". Dopiero po takiej akcji kibice mogą skandować i bić brawo.

Goalball to gra dla prawdziwych twardzieli

- Trenować może każdy, ale żeby odnosić w tym sporcie sukcesy, trzeba być sprawnym, wytrzymałym na ból i mieć bardzo dobrą kondycję. Poza 45-sekundowymi czasami, które trzykrotnie może wziąć każdy trener, zawodnicy nie mają chwili wytchnienia. Są w ciągłym ruchu, no może jeszcze poza momentami, gdy piłka przez kilka sekund jest poza boiskiem - opowiada trener lubelaków.

Niegroźne kontuzje, zdarte kolana, poobijane łokcie to dla nas normalka - mówią Marek Mościcki (19 lat) i Kuba, nie Jakub Ogonowski. (16 lat), obaj niedowidzący. - Ochraniacze mamy właściwie tylko na "klejnoty" - śmieją się chłopcy. - Żeby było bardziej hardcorowo nasze koszulki nie mogą odstawać od ciała więcej niż 10 centymetrów, by zbytnio nie amortyzowały toczonej piłki - wyjaśniają.

W tym sporcie nie ma przeproś. Zawodnicy rzucają się całym ciałem przed swoją bram-ką, by obronić gola. Łapią piłkę, potem wstają i popychają ją w kierunku bramki swoich rywali. Następnie szybko wracają na swoje miejsce, ustawiają się i znowu rzucają się do obrony. - Tak w kółko przez 20 minut gry. Bywa ciężko, ale jak człowiek jest zdeterminowany i bardzo chce wygrać, nie odczuwa zmęczenia. To przychodzi później, gdy opadną emocje i spadnie poziom adrenaliny - tłumaczy Marek.
- Ja lubię się tak zmęczyć. Wysiłek fizyczny pozwala rozładować emocje i wbrew pozorom, relaksuje. Wolę to niż siedzieć np. przed komputerem- dodaje Kuba. - Ja też. Sport to naprawdę fajna sprawa, bo uczy "zdrowej rywalizacji". Na treningi przychodzę od razu po zajęciach w szkole, na inne hobby i zainteresowania właściwie nie mam już czasu, ale nie narzekam - dodaje Marek. - Goalball to moja pasja, lubię wychodzić na boisko i schodzić z niego zziajany.

I co z tego, że baba, czyli dziewczyny na boisku

- Ruszam się odkąd byłam małym brzdącem. Zawsze lubiłam aktywnie spędzać czas. Do niedawna grałam trochę w piłkę nożną dla niewidomych, wcześniej uprawiałam lekkoatletykę. Przestałam, bo było zbyt mało chętnych, żeby zorganizować grupę i ćwiczyć pod okiem fachowca - opowiada Ewa Bilewicz (18 lat). - Do trenowania goalballa przekonał mnie trener Prażmo - dodaje. - Mnie namówiła koleżanka. Przyszłam na trening i złapałam bakcyla - wspomina Wiola Jarosławska (16 lat). Obie dziewczyny nie widzą na jedno oko. Nieraz słyszały, że goalball to gra dla facetów, że baby nie mają tu czego szukać.

Nie przejmujemy się takimi opiniami. Ważne, że uprawianie tego sportu sprawia nam przyjemność - mówią zgodnie. - Siniaki na kolanach i łokciach to dla mnie chleb powszedni. Zdziwiłabym się, gdybym po treningu nie miała ani jednego otarcia. Ale najbardziej bolą biodra, bo nie dość, że obija nas piłka, to cały czas musimy rzucać się na parkiet, żeby bronić swojej bramki - mówi Ewa. - Ale są i plusy. Podczas treningów możemy spalić trochę kalorii - śmieje się.

- Chłopaki na pewno mają więcej pary w rękach, ale za to potrafimy walczyć jak lwice. Jesteśmy szybkie i zwinne. Trzymamy poziom, bez dwóch zdań - twierdzi Wiola.

A co o koleżankach sądzą młodzi sportowcy? - Radzą sobie naprawdę dobrze, ale my jesteśmy lepsi - ucina Marek. - Kruche, filigranowe dziewczyny nie sprawdzą się w tym sporcie. Do goalballa trzeba mieć krzepę - wyjaśnia. - Kibicujemy im, bo jesteśmy z jednej paczki. Ale nie ma co ukrywać, że to faceci wiodą w tej dyscyplinie prym - dodaje Kuba.

Bez dobrego trenera ani rusz

Od lat niewidomych i niedowidzących sportowców trenuje Robert Prażmo. - Jestem sportowcem pełną gębą, skończyłem AWF, lubię spędzać aktywnie wolny czas, tak było odkąd pamiętam. Siedzenie w kapciach przed telewizorem to nie moja bajka - przyznaje Robert Prażmo.

Pracę z dziećmi i młodzieżą z wadami wzroku zaczął w 1998 roku. - Trenowanie to wyzwanie, a trenowanie niewidomych - jeszcze większe. Takiemu zawodnikowi nie można pokazać, co ma zrobić. Same słowa też nie wystarczą. Każdy sportowiec musi mnie "obmacać". Po kolei podchodzą i dotykają mojego ciała, podczas gdy demonstruję, jak trzeba się ustawić, jak zamachnąć, jak ułożyć dłonie czy nogi - tłumaczy.

Dopiero, kiedy zawodnicy złapią o co chodzi, można zacząć ćwiczyć. Lubelscy goalballiści spotykają się dwa, trzy razy w tygodniu. - No, chyba że przygotowujemy się do zawodów, wtedy zdarza nam się trenować nawet pięć, sześć razy w tygodniu - opowiada pan Robert. I przyznaje, że swoim podopiecznym potrafi dać niezły wycisk. - Jak trzeba to krzyknę. Wymagam stuprocentowego zaangażowania, ćwiczenia na pół gwizdka nie pochwalam. Myślę, że między innymi dzięki temu od lat jesteśmy najlepsi w Polsce - mówi. - Do każdej dyscypliny sportu trzeba podchodzić po prostu z sercem.
- Trener to fajny gość. Potrafi opieprzyć, ale także wysłuchać. Nieraz dostałem od niego burę, ale chyba mi się należało - opowiada Marek. - Czasem, jak wrzaśnie, to... Nie lubi, jak się obijamy, naprawdę potrafi się wkurzyć. Ale potrafi też zmotywować nas do działania i pochwalić - dodaje Kuba.

- Trener wymaga od nas tyle samo, co od pełnosprawnych sportowców. Tu nie ma miejsca na sentymenty. Dzięki niemu wygrywamy - twierdzą Ewa i Wiola.

Goalball obala mity i stereotypy

- Wiele osób uważa, że osoba niepełnosprawna powinna siedzieć w domu z założonymi rękami. Są tacy, co nam współczują, inni nie wiedzą, jak się przy nas zachować, patrzą, jak na dziwolągów. Uprawiając sport i zdobywając medale, udowadniamy im, że my też możemy, że niepełnosprawność nie musi być ograniczeniem - wyjaśnia Ewa.

- To prawda, że aby trafić w piłkę, musimy ją usłyszeć, że gdyby nie taśmy naklejone przed bramką, nie wiedzielibyśmy, gdzie mamy się ustawić. Ale co z tego! Na boisku dajemy z siebie wszystko, jak "normalni" sportowcy, mało tego, dzięki uporowi, wytrwałości, ciężkiej pracy i zapałowi - wygrywamy! -mówi Marek. - Dzięki goalballowi podróżujemy po świecie, poznajemy ciekawych ludzi, nawiązujemy międzynarodowe przyjaźnie. Niejeden może nam zazdrościć.

Ci młodzi sportowcy łamią stereotypy, bez dwóch zdań. Udowadniają, że chcieć to móc. Podziwiam ich, bo sukces okupują olbrzymim wysiłkiem. Mają pod górkę, ale wcale się tym nie przejmują - uważa trener lubelskiej drużyny. - Poza tym goalball to dla niewidomych świetna rehabilitacja. Uczy koordynacji, orientacji w terenie. Tych, którzy tracą wzrok, a są i tacy zawodnicy, przygotowuje do życia w ciemności.

- Dzięki temu, że uprawiam sport, nie mam czasu na myślenie o głupotach, nie zamartwiam się bez potrzeby o wszystko. Mam co robić, mam zajęcie. To naprawdę ważne - kwituje Kuba.

Jadą do Katowic bronić tytułu mistrza

Lubelski młodzieżowy zespół goalballowy od 2001 r. dominuje w kategorii juniorów. W najbliższy weekend nasi sportowcy jadą do Katowic, by po raz kolejny bronić tytułu mistrza. - Damy radę... mam nadzieję - mówi Marek. - Dużo trenowaliśmy przed tymi zawodami, jesteśmy naprawdę dobrze przygotowani. Najważniejsze, żeby nie poczuć się na boisku zbyt pewnie. Czasem wydaje ci się, że zwycięstwo masz już w kieszeni, a tu lipa. Walczyć trzeba do końca, trener ciągle nam to powtarza - twierdzi sportowiec. - W Białymstoku jest ponad dwumetrowy zawodnik, dłonie ma wielkości mojej głowy. Trudno go zaskoczyć, ale będziemy się starać.

- Bycie liderem, na dodatek od lat, to spora presja. Musimy pokazać, że nie wyszliśmy z formy. Zrobimy, co się da. Mam nadzieję, że wrócimy "z tarczą", nie "na tarczy" - wyjaśnia Robert Prażmo.

- Dla mnie byłoby to pierwsze mistrzostwo, dlatego czekam na te zawody z niecierpliwością. Chce się sprawdzić i poczuć smak zwycięstwa. Na pewno się uda - przyznaje Kuba.

O zachowanie tytułu będą też walczyć dziewczyny. - Oj, będzie się działo. Jadę na mistrzostwa po raz trzeci i naprawdę nie mogę się już doczekać. Wierzę, że nie będzie na nas mocnych - mówi Ewa. - W końcu trenujemy nie tylko dla przyjemności, wyniki też są istotne - dodaje Wiola.

Zwykłe marzenia i wielkie plany na przyszłość

Właściwie całe ich życie kręci się wokół sportu. Czy wiążą z nim swoją przyszłość? - No, jasne. Jestem w tym dobry, a chce być jeszcze lepszy. Chciałbym załapać się na olimpiadę do Londynu w 2012 roku i przywieźć, razem z zespołem, medal. Musi się udać - mówi Marek.

Kuba: - Nie chcę się powtarzać, ale marzy mi się dokładnie to samo. Trzeba mierzyć wysoko. Wtedy zwycięstwa lepiej smakują.

A czego pragną dziewczyny?- Mimo że na boisku jestem twardym zawodnikiem, na co dzień jestem zwykłą kobitką. O czym marzę? Chciałabym kiedyś założyć rodzinę i mieć dzieci. Tylko żeby były zdrowe, żeby nie miały problemów ze wzrokiem, jak ja. No i dobrze byłoby mieć fajną pracę, najlepiej taką, która daje i pieniądze, i satysfakcję - zdradza Ewa.

- Na razie nie sięgam tak daleko. Chcę skończyć szkołę z dobrymi wynikami, na dobry początek - przyznaje Wiola. A goalball? - Mam nadzieję trenować ten sport jak najdłużej i zdobywać medale - kwituje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski