Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Noc Kultury w Lublinie: Wszystkiego nie dało się obejrzeć

Paweł Franczak
Jacek Babicz
Sobotnia Noc Kultury była dla mnie (choć pewnie nie tylko), nocą niespełnionych obietnic. I bardzo dobrze - w tym cały jej urok.

Lublin: Noc Kultury 2011 (WIDEO, ZDJĘCIA, RELACJA)

Czegoż to ja na sobotni wieczór sobie nie zaplanowałem, nie zaprojektowałem, nie zorganizowałem, jakiej to trasy sobie na Noc Kultury nie ułożyłem. Ba! Nawet opublikowałem ją na pierwszej stronie sobotniego "Kuriera", podpisaną własnym nazwiskiem, żebym się potem nie mógł wykręcić. I co? I plan wziął w łeb, cała misterna trasa od placu Wolności po plac po Farze na nic. Zbiegi okoliczności pchały mnie w rejony całkiem inne od wcześniej obmyślonych, przez co zyskałem tyle samo, co straciłem, a może i więcej.

Na przykład: Zamiast obejrzeć występ clownów z Hiszpanii posłuchałem Mietka Jureckiego, który na placu Litewskim sam jeden robił za orkiestrę grającą fuzję muzyki afrykańskiej, rocka i jazzu i przysiadłem na chwilę na sztuce przed Ratuszem. Dosłownie "na sztuce"- na instalacji "Flora Urbana", czyli wypełnionych roślinami meblach. Tylko na chwilę, bo meble, choć zgodnie z trendami ekologiczne, to niezbyt wygodne.

Miałem iść w stronę Warsztatów Kultury, gdzie Kuśmirowski wystawiał swoje nowe prace, ale kilkutysięczna ludzka fala porwała mnie w przeciwnym kierunku - do Bramy Krakowskiej i nie było już odwrotu. Nie ma tego złego - dzięki kolejce mogłem zbliżyć się fizycznie do mieszkańców mojego miasta, stojąc w kilkudziesięciometrowej kolejce. Kontakt był bardzo bliski - drepcząc w tłumie mogłem lublinian posłuchać, poocierać się o nich, a nawet dokładnie ich obwąchać. Ach, cóż za radość obcowania z innymi! Obawiałem się, co prawda, czy ktoś nie zechce poznać się bliżej z moim portfelem, ale te zmartwienia odeszły na bok, pojawił się bowiem inny problem: gdzie usiąść? Czas przecież nagli, nie zdążę zobaczyć tego, co zobaczyć powinienem.

W trakcie długich, obfitujących w obwąchiwanie i ocieranie poszukiwań miejsca w restauracji na Starym Mieście, zdążyłem załapać się na chwilę na kilka imprez. Choćby na Hyde Park Orchestrę i "Dżembezdżez" grające w podwórku przy ul. Olejnej. Pierwsza hałasowała, ile wlazło, ale nikt nie uciekał, druga bujała jazzującym hip-hopem.

Pooglądałem zabawny happening Szymona Pietrasiewicza i Mikołaja Majdy oraz tańczące pary na uroczej "Potańcówce lubelskiej". Gdzieś po drodze mignął mi koncert S.K.A.Y., który okazał się być ukraińską wersją zespołu Coldplay, przyćmiło go jednak inne ważkie wydarzenie: Święty Graal w postaci wolnego stolika z kilkoma krzesłami. Alleluja! I kiedy już usiadłem z przyjaciółmi przy piwie, uświadomiłem sobie, że oto Noc Kultury mija jak sen złoty, a ja mam jeszcze kilkanaście punktów programu do odhaczenia. A za chwilę dotarło do mnie, że to dokładnie to samo miałem rok temu, więc nie ma co się przejmować - wtedy nie żałowałem, teraz też nie mam zamiaru.

Noc Kultury w Lublinie okiem Czytelników Kuriera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski