Oblewali się gorącym rosołem i wyłudzali odszkodowania. Ruszył proces

Ponad 100 tys. zł miał wyłudzić od 11 różnych firm ubezpieczeniowych 43-letni Waldemar F. Osoby, które zasiadają obok niego na ławie oskarżonych, miały przywłaszczyć sobie mniejsze kwoty. Jak twierdzi prokuratura, mechanizm oszustwa we wszystkich przypadkach był jednak ten sam.

Z aktu oskarżenia wynika, że oskarżeni lublinianie podpisywali umowy z różnymi towarzystwami ubezpieczeniowymi. Później specjalnie wylewali na siebie gorące substancje (do wypadków miało dochodzić najczęściej podczas gotowania) i występowali o wypłatę odszkodowania z tytułu nieszczęśliwego wypadku.

W środę żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Wielu z nich podkreślało, że akt oskarżenia jest niedorzeczny.

- Ból i okropne cierpienie wykluczają, żeby coś takiego zrobić celowo. Mógłby się tego dopuścić wyłącznie ktoś chory psychicznie albo zdesperowany. Ja do żadnej z tych grup się nie zaliczam - podkreślał w pierwszym dniu procesu Waldemar F.

Mężczyzna opowiedział, że poparzył się gotując rosół, który miał być podany dzień później na spotkaniu ze znajomymi. Przyznał, że był ubezpieczony w wielu firmach, ale nie widzi w tym nic dziwnego.

- Prowadzę aktywny styl życia i często ulegam niewielkim wypadkom - tłumaczył. - Urazy skutkują tym, że nie mogę potem pracować. Odszkodowania są więc rekompensatą za ten czas. Często wyjeżdżam też w sprawach handlowych do Egiptu. To teraz niebezpieczne miejsce. Polisy stanowią wtedy zabezpieczenie dla moich bliskich, na wypadek gdyby coś mi się stało.

Inny oskarżony Rafał W. (prokuratura oskarża go o wyłudzenie 77 tys. zł) tłumaczył, że ubezpieczał się, bo trenuje sporty wyczynowe. Brał m.in. udział w mistrzostwach Polski na quadach i motocyklach.

- Często mam z tego powodu wypadki i polisy są mi potrzebne - argumentował.

Kolejny termin rozprawy zaplanowano już na najbliższy piątek.