Przed kilkoma tygodniami pisaliśmy o figurach, którymi w latach 50.budowniczowie lubelskiego Mariensztatu ozdobili otoczenie Zamku: strażniku zwanym też Rzymianinem i lwie. Dziś już wiemy na pewno, że u podnóża zamkowych schodów, w czasie centralnych uroczystości jubileuszu 10-lecia PRL czuwał nie tylko lew, ale i niedźwiedź. Fotografie lwa, które wyciągnęliście Państwo z domowych albumów już pokazywaliśmy. Dziś kolej na niedźwiedzia.
Jak precyzuje pani Zofia, wówczas mieszkanka kamienicy przy ulicy Archidiakońskiej 5, niedźwiedź stał po lewej stronie, lew po prawej. - W pupie lwa była dziura i tam, w drodze ze szkoły do domu pakowaliśmy tornistry, żeby móc się swobodnie bawić - wspomina. - Natomiast w zimie tornistry służyły jako sanki, zjeżdżaliśmy na nich z czwartkowej góry.
Wiadomo, że do szkoły na Czwartek szło się ze Starego Miasta dziesięć minut, ale już powrót trwał godzinę i więcej. Po drodze kusiły atrakcje: można było zajrzeć do hali targowej i pobuszować wśród stoisk, biegać po stopniach schodów oraz "ślimakach", na których stały zwierzęta.
Na Starym Mieście wychowały się cztery pokolenia Popiołków. Pierwszy na Archidiakońskiej osiedlił się Wincenty. Przybył z Nałęczowa, w którym prowadził jakiś czas hotel. Ale przedsięwzięcie splajtowało, bo akurat Grabski wprowadził reformę monetarną i dolary, które na zakup nieruchomości dała ciotka z Ameryki, zamienione na marki, skurczyły się nieprzyzwoicie. Wincenty Popiołek był piłsudczykiem, poglądów nie krył. Zaginął w 1946 roku bez wieści, kto wie, czy nie z powodów politycznych, jak się domyśla rodzina.
Mieczysław Popiołek, jeden z ośmiorga dzieci Wincentego i Władysławy, zdążył przed wojną skończyć szkołę spółdzielczą w Nałęczowie, a już jesienią '39 wojował w Wołyńskiej Brygadzie Kawalerii, słynnej Lotnej, pod Mokrą. Po wojnie zajął się organizacją spółdzielczości. Zebranie założycielskie spółdzielni "Konserwator" odbyło się w prywatnym mieszkaniu państwa Popiołków. Mała Zosia wydarzenie to zapamiętała z pozycji podłogi - bawiła się pod stołem, przywiązując sznurowadła panów spółdzielców do nóg krzeseł. Kiedy nieco podrosła, świat zabaw poszerzył się o podwórko z wybujałymi kwiatami, które sadziły zacne sąsiadki, a wszyscy, ze względu na wysokość, nazywali je "chłopami". Na podwórku z widokiem na Zamek stał trzepak, rozwijający tężyznę fizyczną dzieciarni z kamienicy.
- W moich szkolnych czasach wielu chłopców ze Starego Miasta służyło do mszy u ojców dominikanów. Do dziś pamiętam brata Franciszka, zakonnika i rzeźbiarza, który był dla nas autorytetem. Chodziliśmy też na Zamek, do domu kultury na zajęcia różnych kółek. Tam poznałam animatorkę kultury, wielką osobowość, Irenę Szychową - opowiada Zofia Popiołek. - Nigdy nie wyprowadziłam się ze Starego Miasta. Dziś, kiedy dużo czasu spędzam w Sejmie, z radością wracam do Lublina, do mojej kochanej dzielnicy.
A niedźwiedzia i inne figury z Podzamcza pokruszył czas jeszcze w latach 60. Na szczęście pozostały na fotografiach.
Nasze serwisy:
Serwis gospodarczy - Wybierz Lublin
Serwis turystyczny - Perły i Perełki Lubelszczyzny
Serwis dla fanów spottingu i lotnictwa - Samoloty nad Lubelszczyzną
Miasto widziane z samolotu - Lublin z lotu ptaka
Nasze filmy - Puls Polski
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?