Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokurator z Lublina złamał Szczeklikowi karierę, a sam awansował

Sławomir Skomra
Władysław Szczeklik. Jego procesy trwały siedem lat. Potem walczył o przywrócenie do pracy i pieniądze od Skarbu Państwa
Władysław Szczeklik. Jego procesy trwały siedem lat. Potem walczył o przywrócenie do pracy i pieniądze od Skarbu Państwa Małgorzata Genca
Prokurator, który przed laty oskarżał w sprawie komendanta policji, po raz kolejny doceniony. - Został zbrojnym ramieniem ministra sprawiedliwości w Lublinie - mówią śledczy.

- Każdy prokurator i sędzia nie tylko w Lublinie dobrze pamięta tę sprawę. To była kompletna kompromitacja, za którą nikt personalnie nie zapłacił - mówi nam jeden z lubelskich prokuratorów.

Ale od początku. Rok 2001. Była godz. 6 rano, gdy zadzwonił domofon. Otworzył Władysław Szczeklik, komendant policji w Białej Podlaskiej. Pod drzwiami stali funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa i prokurator. Policjant nie wiedział, o co chodzi.

Lombard z Lubartowskiej
Dowiedział się dopiero w prokuraturze w Lublinie. Został oskarżony o to, że pod koniec lat 90. XX wieku jako szef lubelskiego wydziału zwalczającego przestępstwa gospodarcze przychodził do lombardu przy ul. Lubartowskiej w Lublinie i brał łapówki za informowanie o zamierzeniach policji.

Lombard prowadził Paweł P., znany w Lublinie przestępca, skazany w przeszłości m.in. za wyłudzenie cła za sprowadzane samochody i paserstwo. Głównym świadkiem był pracownik lombardu, wcześniej też już karany Paweł K.

Szczeklik miał brać „fanty” - kamerę, telewizor, walkmana i złote kolczyki. Wszystko warte w sumie 9 tysięcy złotych.

Złamana kariera
Sprawa Szczeklika odbiła się szerokim echem, bo nie był to szeregowy policjant. Był typowany na komendanta wojewódzkiego w Lublinie. Niespodziewanie groziło mu 10 lat więzienia za to, że miał być „kretem w mundurze”.

Spędził w areszcie pięć miesięcy. Wylądował w dwuosobowej celi z psychopatą, który ściany wymazał krwią. Współosadzeni szybko dowiedzieli się, że zapuszkowano ważnego „psa”. Za każdym razem na spacerniaku Szczeklik bał się o życie.

Własne śledztwo
Kiedy opuścił areszt, do policji nie miał powrotu. Kandydat na komendanta wojewódzkiego zatrudnił się w gospodarstwie rolnym. Wyrzucał gnój. Potem został szefem ochrony w zakładach mięsnych.

Jednocześnie prowadził na własną rękę śledztwo. - Jeździłem po kraju, żeby potwierdzić nawet najmniej istotną informację - mówił dziennikarzom.

Ustalił, że osoba mająca mu wręczyć łapówkę, była w tym czasie nad morzem. Dowodami były rachunek za hotel i mandat.

Mimo to prokuratorzy przesłali do Sądu Okręgowego w Lublinie akt oskarżenia. Wątek policjanta, jako jeden z kilkunastu, został włączony do sprawy dotyczącej m.in. wyłudzenia towarów na raty, po oszustwa w handlu węglem. Proces zapowiadał się na długie lata. Na szczęście sąd wyłączył sprawę policjanta do osobnego postępowania i to przyśpieszyło proces. Ostateczny wyrok zapadł po 7 latach.

Błąd na błędzie, ale...
Szczeklik został oczyszczony z zarzutów. Sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok, a dodatkowo wytknął błędy prokuratorom.

- Nie ma dowodów na przypisanie oskarżonemu przestępstwa - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Artur Makuch. - Już sam opis sytuacji jest kuriozalny. Wysoki rangą funkcjonariusz policji przychodzi do lombardu, ujawnia się przed przypadkowymi osobami wyłudzającymi sprzęt, przyjmuje przedmioty, które zostały wyłudzone i są łatwo rozpoznawalne.

Zdaniem sądu, w tej sprawie prokuratorzy przerabiali protokół okazania fotografii Szczeklika pracownikowi lombardu, tak by wskazał on na komendanta jako winnego. Co więcej Paweł K., na którego zeznaniach opierali się śledczy, początkowo opisywał policjanta jako blondyna, podczas gdy jest brunetem. - Nikt nie zwrócił uwagi na to, że ten opis nie pasuje do Szczeklika - punktował sędzia.

A śledczy mieli pomijać dowody świadczące na korzyść policjanta.

Potem Paweł K. powiedział wprost, że prokuratorzy za obciążanie Szczeklika obiecywali mu złagodzenie kary w innych jego sprawach.

- To modelowy przykład, jak prokuratura nie powinna działać w tego typu sprawach. Uzasadnienie sądu jest druzgocące dla prokuratury - mówił potem w TVN Zbigniew Ćwiąkalski, były już minister sprawiedliwości.

Śledczy awansowali
Jednym ze śledczych zajmujących się sprawą Szczeklika był Maciej Florkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Jeszcze przed uniewinnieniem komendanta awansował do Prokuratury Apelacyjnej i Prokuratury Krajowej.

Wówczas szefem biura ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej był Bogdan Święczkowski. Od 7 marca jest on pierwszym zastępcą prokuratora generalnego, którym jest minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Co ciekawe, w 2004 r. kolegium śledczych w Lublinie zdecydowaną większością głosów wyraziło sprzeciw wobec awansu Florkiewicza.

Zbrojne ramię
Reformując polską prokuraturę Zbigniew Ziobro mocno postawił na zwalczanie przestępczości zorganizowanej, gospodarczej i korupcji.

- Chcemy, aby prokuratura stała się na nowo narzędziem skutecznym i sprawnym, aby nie działała tak, jak widzieliśmy to w sprawie Amber Gold czy SKOK Wołomin. Chcemy, by prokuratura stała na straży bezpieczeństwa Polaków i wszystkich traktowała równo - mówił kilka tygodni temu minister i zarazem prokurator generalny.

W połowie marca Maciej Florkiewicz został naczelnikiem Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. - Awans. Nie da się tego inaczej nazwać - mówi nam jeden z lubelskich śledczych i zastrzega: - Nie będę oceniał decyzji kadrowych, ale prokurator Florkiewicz został właśnie zbrojnym ramieniem ministra w Lublinie.

- Przesada - komentuje Maciej Florkiewicz. - Ten wydział działa w Lublinie od lat i właściwie tylko zmieniał nazwę - tłumaczy prokurator.

Jak wspomina sprawę Szczeklika? - Mam swoje przemyślenia. To była jedna z trudniejszych spraw, które prowadziłem w swojej karierze. Jak się o niej mówi, to wszyscy przypominają Szczeklika, a zapominają, że dotyczyła dużej, groźnej zorganizowanej grupy przestępczej, której przewodził Paweł P. - mówi i dodaje: - Z wyrokami sądów się nie dyskutuje.

Zapłaciło państwo
Sprawa przerabiania protokołów z okazania fotografii (nie robił tego Florkiewicz) została umorzona. Paweł K. oskarżający policjanta został skazany na rok więzienia.

A co z komendantem Szczeklikiem? Po uniewinnieniu i kolejnej sprawie sądowej został przywrócony do pracy. Na jeden dzień, bo 5 marca 2010 roku od razu przeszedł na emeryturę.

Policjant pozwał też Skarb Państwa. Chciał 700 tys. zł za wyrządzone krzywdy i utracone zarobki. W 2011 r. otrzymał 400 tysięcy złotych.

Wczoraj Władysław Szczeklik powiedział nam, że teraz poświęca się sprawom, na które wcześniej nie miał czasu. A Florkiewicz? - Nadal odreagowuję tę sprawę. Nie chcę szerzej komentować kwestii prokuratora Florkiewicza. To dla mnie brutalne zaskoczenie i niezrozumiała decyzja - przyznaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski