Prokuratura twierdzi, że Marcin M. przekroczył swoje uprawnienia, bez uzasadnionej przyczyny uderzając ręką w głowę Roberta G. Mężczyzna doznał złamania kości czaszki, cały czas jest pod kontrolą lekarzy. – Odczuwam bóle głowy, których wcześniej nie miałem – stwierdził przed sądem Robert G.
Incydent wydarzył się około północy z 31 maja na 1 czerwca 2012 roku. Robert G. z trojgiem znajomych przechodził przez ulicę Glinianą. W tym dniu w pobliżu trwały koncerty juwenaliowe, na terenach zielonych Politechniki Lubelskiej, ale Robert G. mówił, że nie brał w nich udziału. W czasie wcześniejszych zeznań przyznał, że pił tamtego dniu alkohol, ale "podczas tego zdarzenia nie czuł się pijany".
Zostałem uderzony przez osobę, której nie widziałem, bo zaszła mnie z boku
- Kiedy przechodziliśmy przez przejście, pewnie zostalibyśmy potrąceni przez ciemny samochód renault scenic, gdybyśmy nie stanęli. Auto zatrzymało się za przejściem dla pieszych, a my przeszliśmy na chodnik. Potem z renault wyskoczył mężczyzna ubrany w jakąś białą bluzę. Coś tam krzyczał, nie zrozumiałem. Podeszliśmy do siebie, była wymiana zdań. W tym momencie zostałem uderzony przez osobę, której nie widziałem, bo zaszła mnie z boku. Zamroczyło mnie – mówił przed sądem pokrzywdzony.
Renault scenic odjechał z miejsca zdarzenia. Robert G. dodał, że z relacji świadków wie, że mężczyzna, który go uderzył wysiadł od strony pasażera z zaparkowanego na chodniku fiata bravo. Robert G. jaką tę osobę wskazał w sali sądowej oskarżonego Marcina M.
Wysiadający z Fiata Bravo mieli krzyczeć „policja”
- Jak poprosiłem ich o numery policyjne, zostały podyktowane tak szybko, że nie zdążyłem ich zapamiętać. Poprosiłem o powtórzenie, żeby je zapisać w telefonie, a ci policjanci zaczęli się ze mnie śmiać – zeznawał przed sądem Robert G. Dodał też, że wobec niego i jego koleżanki został użyty gaz.
Robert G.: - Towarzyszący mi kolega próbował zgłosić zajście w radiowozie, który stał po drugiej stronie ulicy, ale się nie udało. Policjant nie był tym zainteresowany.
Robert G. został opatrzony przez przechodzących tamtędy ratowników medycznych, a potem pojechał z bratem do szpitala na ul. Jaczewskiego.
Marcin M. powiedział przed sądem, że nie przyznaje się do winy, odmówił też składania zeznań.
- Na tym etapie nie chciałbym komentować sprawy – powiedział dziennikarzom adwokat oskarżonego.
Robert G. domaga się od Marcina M. zadośćuczynienia w wysokości 25 tysięcy złotych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?