Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: 99 lat z życia Wandy Studzińskiej

Dorota Krupińska
Panie Studzińskie
Panie Studzińskie archiwum rodzinne
I wtedy w tym samochodzie pomyślałam, że wszystko, już najlepsze za mną. Moja młodość odeszła, legły w gruzach moje studia we Lwowie, zabawa, praca. Wszystko - wspomina Wanda Studzińska.

Za 55 dni Wanda Studzińska skończy 99 lat. Nie opuszcza już swego pokoju. Nie ma sił. Przy oknie, przez które wpada wiosna, przy którym rozłożyste drzewa rzucają cień, stoi łóżko - to jej cały świat. Pokój jest pełen książek i wspomnień. Pamięć wciąż jeszcze dopisuje, choć z każdym rokiem zawodzi ją coraz bardziej. Próbuje sobie przypomnieć niektóre wydarzenia, umiejscowić w czasie. Zapamiętała za to doskonale twarze spotkanych w życiu ludzi, ich dobroć. Pamięta też strach. Drżące nogi wsuwała wtedy pod stół, tak, by nikt ich nie widział. Pamięta mróz na Syberii i pierwszy dom, który tam wspólnie z mężem wybudowali. Miał jedną izbę, taką jasną z jednym oknem. Pamięta bułki, wręcz białe, które kupiła mamie na stacji kolejowej w Homlu, gdy wracały z Syberii do domu. Całowała te bułki i płakała. Dwie małe bułeczki, warte więcej niż złoto.

Miejscowość Śmiła, gdy w 1917r., rodziła się Wanda Studzińska z domu Liniewicz, należała jeszcze do carskiej Rosji. Obecnie to Ukraina. Wanda w Śmile mieszkała krótko. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i przyłączeniu do niej wschodnich ziem, rodzina przeniosła się do Korca. Pamięta jak z mamą i z innymi Polakami przechodziły jakąś rzeczkę, potem była kwarantanna. Szczegóły umknęły. Nazwa rzeki? Nie, nie przypomni sobie. W Korcu mają jeden pokój. Pełni rolę kuchni, sypialni i przedpokoju. Żyją biednie. Wanda uczy się w szkole podstawowej. Domem zajmuje się mama, Janina z domu Kostkiewicz. Jest jeszcze młodsza o trzy lata siostra Halinka. Wanda powie po latach:- Moja matka była bardzo dobrym człowiekiem, zawsze mnie wspierała. Wychowywała jeszcze moje dzieci. Niska, ciemnooka,ciemnowłosa, łagodna kobieta. Tak ją zapamięta. Będą nierozłączne, zawsze razem. W Rosji, na Syberii, w Lublinie. Ojciec Stanisław Liniewicz, policjant. Silny charakter, służbista, pracowity.

Z Korca rodzina przenosi się do Hołownicy. Mieszkają w bocznym skrzydle dużego majątku państwa Załęskich. Jest rok 1923, trzy lata po wojnie z Bolszewikami. Ale wciąż niespokojnie. Majątek leży tylko 3 km od granicy ze Związkiem Radzieckim. Nocą Rosjanie napadają na dwór, magazyny, obory. Kradną trzodę i wszystko, co mogą. Matka ukrywa dziewczynki nocą w parku. Uciekają do Równego, dużego miasta w obwodzie wołyńskim, gdzie oprócz Polaków mieszkają Żydzi i Ukraińcy. W centrum stoi cerkiew, synagoga i kościół. A co roku odbywają się , słynne wówczas w kraju „targi wołyńskie“.

Mieszkają niedaleko komisariatu. Mają ładne dwa pokoje z kuchnią. Ogród, a w nim hamak. Wanda buja się na nim z książką. Rodzice sadzą pomidory. Na zimę w słoikach zamykają ich aromat i smak. W centrum miasta kościół. Msze odprawiał ksiądz Pluta, rodzinny spowiednik. W drugim końcu miasta gmach 8-klasowego gimnazjum, gdzie w 1937r. Wanda zdała maturę. Główna ulica wiosną zaczynała tętnić życiem. Po mszy nieśpiesznie mieszkańcy tamtędy spacerują. Okazja do spotkań, niezobowiązujacych pogawędek. Wanda w jasnym płaszczu i białych skarpetkach z gołą głową pozuje do zdjęcia - Równe, początek lat 30., wiosna. Za kilka lat powie, że skończyła się jej młodość, mimo, że będzie miała tylko 22 lata. Na razie jest szczęśliwa. W pobliskim Dołbonowie siostra uczy się w szkole dla kobiet haftu, szycia, kroju, rachunków i gramatyki.
Wanda w wolnym czasie, gdy nie udziela korepetycji z łaciny i się nie uczy, ogląda z ojcem mecze piłki nożnej. Tam poznaje swojego przyszłego męża Stanisława, bramkarza. W 1937 roku zdaje maturę. W parku, przy kawiarnianych stolikach, przy ciastkach i kawie, maturzyści świętują. Snują plany na przyszłość. Wanda jeszcze w szkole słyszy od swojego profesora, że powinna studiować filologię klasyczną. Wybiera uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie. Jednak nigdy tam nie pojedzie. - Zachorowałam ciężko na wątrobę. Przez dwa lata się leczyłam. W tym czasie udzielałam korepetycji z łaciny i pracowałam w związku inwalidów.

Pieniądze odkłada na książeczkę. Wierzy, że jak wyzdrowieje pojedzie do Lwowa studiować łacinę. Ale Rok 1939 przekreśla jej plany.

Wojna. W 1939 r do Równego wkraczają Rosjanie. - Był wrzesień. Ludzie wyszli na ulicę. Żołnierze szli całą szerokością głównej ulicy. Ta ich broń wydawała mi się taka zniszczona, wyglądali żałośnie. Pobiegłam wtedy do ojca, a on kazał mi się ukryć - opowiada po latach. To było ich ostatnie spotkanie.

Po wojnie będzie go szukać przez polski Czerwony Krzyż. Z Anglii przyjdzie list od przyjaciela Ludwika Soczyńskiego, że nazwisko Studziński jest na listach katyńskich. W ten sposób dowie się, że ojciec zginął w Charkowie. Wanda Studzińska: - Po aresztowaniu taty nie wiedziałyśmy co znamy będzie. Bałyśmy się internowania, o którym ludzie w mieście rozmawiali. Moja mama spotkała wtedy ojca mojego przyszłego męża Stasia i ustalili wspólnie, że muszą nas ratować. Wpadli na pomysł byśmy wzięli fikcyjny ślub. Byliśmy tylko znajomymi. Nie kochaliśmy się. Ale zarejestrowaliśmy się w urzędzie stanu cywilnego. Jedna ani mnie ani jego nie uratowało to przed zsyłką - mówi. Pojechali razem.

W 1940 roku przychodzą po nich Rosjanie. Każą się pakować. Jeden służbista z bronią gotową do strzału chodzi po domu, drugi szepcze im, by brali ze sobą wszystko, co zdołają udźwignąć. Pakują sztućce, garnki, talerze, siekierkę, maszynę do szycia. Wanda ze ściany zdejmuje dywan. Na Syberii będzie na nim spała.

Wywożą ich samochodem do Dołbonowa, na główną stację kolejową. Samochód mija po drodze Halinkę, siostrę Wandy. Dziewczyna spaceruje z kuzynką. Przerażona matka zatyka Wandzie usta. Szepcze jej : „Nie wołaj siostry, niech ona chociaż będzie bezpieczna“. Halina zauważa matkę i siostrę, ale w ciszy patrzy za odjeżdżającym samochodem. Nie mogła nawet im pomachać. Została w Dołboniowie do 1944 roku. - Wtedy, w tym samochodzie, pomyślałam, że wszystko najlepsze już za mną, że moja młodość się skończyła. Legły w gruzach plany studiów we Lwowie, praca, zabawa. Wszystko skończone.

Na stacji tłum internowanych. Wsiadają do towarowych wagonów, żegnają ich bliscy i obcy. Ci, którzy zostają przeciskają się i rozdają podróżnym chleb, na drogę. W przedziale Wanda z mężem i matką zajmują górny pokład. Razem z nimi jedzie kilka rodzin, także bliski przyjaciel jej Stacha, Ludwik Soczyński. Zewsząd dobiega płacz dzieci, szept modlitw. Wanda zajmuje najlepsze miejsce, przy oknie. Ten widok na chwile pozwala zapomnieć jej o sytuacji, w której się znalazła. Milczy i obserwuje: lasy, drzewa w wodzie, pola, stacje. Na każdej widać żebrzące dzieci. Z pociągu ktoś wyrzuca im skórki chleba, a one łapczywie jeczką. Któraś kromka wpada w odchody. Jakiś maluch podnosi ją, czyści i wkłada do torby. - Ten obraz po kilkudziesięciu latach wciąż mam w głowie. Zastanawiałam się wtedy czy może być ktoś biedniejsi od nas - wspomina Wanda.

30 kwietnia dojechali na miejsce. Podroż w głąb Rosji trwała dwa tygodnie. Nie pamięta nazwy miejscowości, w której wysiedli, ale pamięta, że jeszcze leżał na ziemi szary śnieg.
Wanda Studzińska: - I wtedy zaczęła się nasza tułaczka. Co kilka dni przenosili nas z miejscowości do miejscowości. Na początku mieszkaliśmy w strasznych warunkach, kątem u kogoś. Spaliśmy na podłodze. Chodziły po nas szczury, wszy i pluskwy. Przenieśliśmy się na krótki czas do jakiejś miejscowości, gdzie wybudowaliśmy sobie ziemiankę. Stamtąd znów dalej w drogę. W końcu udało się zatrzymać na dłużej w dość dużej miejscowości. Nie pamiętam nazwy. Z mężem i Ludwikiem wybudowaliśmy jednoizbowy domek. Mieszkaliśmy tam niecały rok. Mężczyźni pracowali przy koniach, my w magazynach ze zbożem. Głód. Zupa z obierek ziemniaczanych, gotowana marchewka. Raz chłopcy przywieźli trzy kury. Szczęście wielkie. Te kury dały nam 49 kurcząt. Mieliśmy jedzenie na jakiś czas. W zimie mróz, w lecie upał. Straszne czasy. Że człowiek to wytrzymał.

Ale i były chwile radosne, mecze piłki nożnej czy po cichu organizowanie akademie z okazji 3-go maja.Tańczyli wtedy krakowiaka, deklamowali wiersze. Radzili sobie jak mogli. Wymieniali ubrania za chleb. Wanda przerabiała i haftowała chustki. Potem wiejskie kobiety z dumą paradowały po wsi. Zamówienia się sypały. Przy benzynowej lampce nocami Wanda wyszywa chusteczki. Miała dzięki temu mleko, czasem dwie kromki chleba.

W 1941r. Niemcy napadają na Związek Radziecki. Ludwik i Stanisław idą do wojska. Ludwik po wojnie do kraju nie wróci, zamieszka w Anglii, ożeni się z Angielką. Będzie pracował w firmie produkującej batony Mars. Do swojej śmierci pisał listy do Wandy, a jej córce Joannie przysyłał prezenty: piękne łyżwy, ubrania i cukierki. Mąż Wandy służył w RAF-ie, wróci do kraju w 1947r. Będzie żałował tej decyzji.

Mężczyźni są w wojsku. Obydwie znów tułają się po syberyjskich wioskach. Schronienie daje im Natasza, w zamian za pomoc przy dzieciach. Kobieta pracuje, by wyżywić rodzinę i męża w wojsku. Mąż Rosjanki z frontu przysyła listy, w których skarży się na głód. Natasza suszy ziemniaki i wysyła mu w paczkach. Wanda z matką żyją na Syberii do 1944. Uratuje je list z Dołbonowa.

W Dołbonowie bezpiecznie żyje siostra Wandy, Halinka z mężem Józefem. Przyjaźnią się z kierownikiem szkoły. Wieczorami grają w karty. W czasie towarzyskiej partyjki preferansa kierownik szkoły skarży się, że nie może znaleźć nauczyciela matematyki. A wtedy mąż Halinki, odpowiada, że na Syberii jest Wanda. Będzie z niej świetna nauczycielka. Kierownik pisze list do władz obozowych z prośbą o sprowadzenie do Dołbonowa Wandy Studzińskiej, przyszłej nauczycielki rachunków. List krąży dwa lata. W 1944 roku dostaje je naczelnik NKWD. Wanda z matką opuszczają Syberię. To wtedy, w drodze powrotnej, zapamięta na stacji w Homlu przekupkę z białymi bułkami. Wyskoczy na chwilę z pociągu, by kupić je mamie.

Po wojnie Równe i Dołbonowo na mocy politycznych układów znajdują się poza granicami Polski. Wanda z matką , z siostrą i jej z mężem Józefem jadą do Lublina, do rodziców Józefa. Na ulicy Stalowej cisną się w jednym pokoju z kuchnią. Wanda śpi na stole. W 1947 wraca z Anglii z wojska Stanisław Studziński. Młodzi oficjalnie się pobierają. Wanda znajduję pracę w zakładach drobiarskich, najpierw jako pracownik fizyczny, potem w biurze.

W 1948r. przychodzi na świat ich pierwsze dziecko, syn Jerzy, po kilku latach Joasia. Dostają dwa pokoje w bloku przy al. PKWN, dziś to Głęboka. W 1959 Wanda zostaje kierowniczką Polskiego Związku Głuchych i poradni dla dzieci niesłyszących, zasiada w radzie nadzorczej ZUS, jest ławnikiem sądu. Pracuje do emerytury, w 1977r.

Joanna Studzińska, córka Wandy: - Moja mama całkowicie poświęciła się pracy. Wychodziła rano, wracała wieczorem. Dostała medale za pracę na rzecz głuchoniemych i order Zasłużona dla Miasta Lublina. Była silna i zdeterminowana. Kupiła motor WFM i zawoziła mnie nim do przedszkola. Jak wybrzydzałam, to zawsze powtarzała, że powinni mnie na Syberię wysłać, to bym zobaczyła, co to bieda i problemy, że skórki z chleba i zupa z łupin kartoflanych to były rarytasy... Żałuję, że nie spisała swoich wspomnień z Syberii. Pamiętam, że tata żałował, że wrócił z Anglii. Tam został jego brat, drugi wyemigrował do Argentyny. W Anglii był też Ludwik, towarzysz z Syberii. Zapraszał nas. Starałam się o wizę. Niestety umarł kilka miesięcy później, ja wizy nie dostałam nigdy.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski