Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Maria Puszka-Ścibura wspomina dzieciństwo i Świdnik z dawnych lat

Marcin Jaszak
Pierwsza lub druga klasa szkoły podstawowej. Maria w szóstym rzędzie od ściany w parze z Ela Przytułą. Z tyłu nauczycielka Olga Kiślak
Pierwsza lub druga klasa szkoły podstawowej. Maria w szóstym rzędzie od ściany w parze z Ela Przytułą. Z tyłu nauczycielka Olga Kiślak Archiwum Marii Puszk--Scibury
Błoto, łany zbóż na miejscu Urzędu Miasta, a obok sad owocowy. Tak Maria Puszka-Ścibura pamięta Świdnik z lat dzieciństwa. Dziś wspomina swoje nauczycielki, głęboki wykop na budowie, warsztat stolarski taty, pierwsze wagary i koleżanki, z którymi teraz chodzi do Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

Niech mi pan powie, co pana interesuje.

Mnie interesuje wszystko, czasem daty i historia, innym razem emocje. Wspominała Pani, że pamięta początki Świdnika, kiedy jeszcze były tu łany zbóż, pola ziemniaków i wszechobecne błoto, z którego wyrosły pierwsze bloki.
Takich rdzennych mieszkańców, którzy pamiętają te czasy, jest coraz mniej. Chodząc dziś ulicami widuję znajome twarze z tamtych lat, gdzieś obok przemkną, ale jest ich z roku na rok coraz mniej. A to błoto trudno zapomnieć. Jesienią grzęzło się w nim, a latem dzieci na drogach miały piaskownice. Tumany kurzu wznosiły się wszędzie. Do kościoła w Kazimierzówce chodziło się polnymi drogami wśród tych łanów pszenicy, a w zimie przez zaspy śniegu. Tu, gdzie stoi Urząd Miasta, też rosła pszenica. Zaraz niedaleko rósł czereśniowy sad.

Pierwsze bloki też Pani pamięta?
A jakże. Zaczęto je budować zaraz na początku pięćdziesiątych lat. Mieszkaliśmy na Adampolu, a ja miałam jakieś sześć lat. Obok domu mieliśmy sad owocowy, taki na własne potrzeby. Wymyśliłam sobie wtedy sposób na zarabianie. Zerwałam trochę pierwszych czereśni w wiadereczko, wzięłam kubek i poszłam sprzedawać te owoce na osiedle. Zaraz na początku ulicy Niepodległości, tam były pierwsze bloki. Odniosłam sukces i tak byłam z tego zadowolona, że chodziłam tam jeszcze kilka razy.

Przez ten kurz.
Bardziej pamiętam błoto, bo przez to wpadłam do wykopu przy budowie. Na szczęście wyciągnęli mnie robotnicy.

Nie zauważyła Pani?
Widziałam i to nawet dokładnie, bo podeszłam bardzo blisko. Wtedy rozmięknięta ziemia się osunęła i wpadłam do wykopu. Takie właśnie rzeczy pamięta się z tych najmłodszych lat. Nie zapomnę też pierwszej podróży pociągiem z Lublina. Tata zabrał mnie wtedy na jakąś wystawę czy targi rolnicze. Podczas uroczystości otwarcia targów występował Bolesław Bierut, ale najbardziej utkwiła mi w pamięci ta podróż powrotna. Tata wsadził mnie przez okno do pociągu, jednak tłok był tak niesamowity, że i tak wystawały mi nogi, a ludzie mnie trzymali za ręce i tułów. Tak wisiałam przerzucona przez to okno, a tata złapał się jakiejś poręczy.

Mieszkaliście wtedy w Adampolu.
Do dziś są tam nasze rodzinne, że tak powiem, posiadłości. Rodzice wzięli ślub w 1940 roku i mieszkali na Zadębiu. Tata, Józef Puszka, znalazł w 1947 roku posesję z maleńkim dwuizbowym domem w Adampolu, a przed wojną była to dzielnica willowa. Mieszkali tam doktor Adam Majewski i Wanda Papieska, siostra Jana Hempla. Po wojnie ziemia w tej okolicy potaniała, bo wszyscy wyprzedawali majątki. Przeprowadziliśmy się i tata na samym początku wybudował warsztat.

Był z zawodu...
Stolarzem. Zawód zdobył, kiedy w latach dwudziestych jako szesnastolatek mieszkał u swojego starszego brata w okolicach Hrubieszowa, dziś jest tam już Ukraina. Brat Władysław dostał tam ziemię od Piłsudskiego za udział w wojnie w 1920 roku. Tata pracował u niego w małej stadninie koni, a przy tym w warsztacie u stelmacha. Tam nauczył się obróbki drewna. Pracował przy budowie wozów i uczył się wyrabiania kół. Kiedy wrócił w te okolice, zaczął budować domy.

Czyżby wychowała się Pani w warsztacie stolarskim?
W warsztacie może nie, ale na podwórku zawsze były stosy drewna, oczywiście odpowiednio ułożone. Wśród tych stosów bawiliśmy się z dzieciakami w chowanego. W 1952 roku tata wybudował drugi dom i tam się przenieśliśmy. To wydarzenie wryło mi się w pamięć, bo miałam wtedy siedem lat i rano poszłam do szkoły, a po południu naszego starego domu już nie było i wszystkie rzeczy zostały przeniesione do jednej wykończonej izby w nowym domu. Jak ja się wtedy przestraszyłam! Co stało się z moimi rzeczami?!

Rodzice Pani nie powiedzieli o tej przeprowadzce?
Nie. Znalazł się kupiec na ten stary dom i od razu zaczął go rozbierać i pakować na wozy. A poza tym pewnie rodzice uznali, że nie ma sensu mi mówić.

Proszę jeszcze opowiedzieć o rodzicach.
Mama Maria zajmowała się gospodarstwem i dziećmi, bo było nas sześcioro. A Józefa Puszkę wszyscy w okolicy znali przez ten jego warsztat. Ludzie przychodzili do niego, żeby coś zamówić, ale często też żeby w tym jego warsztacie coś samemu zrobić. Najpierw mu pomagali w jego pracy, a za to pozwalał im korzystać z narzędzi. Poza tym od zawsze tata był bardzo religijny. Jeszcze jako młody chłopak organizował pielgrzymki na Jasną Górę, a później już z nami zbierał ofiary na Kościół. Do większości świdnickich kościołów robił drzwi. Mam zdjęcie z 1999 roku w warsztacie przy drzwiach, które ofiarował od naszej ro-dziny do kościoła św. Józefa w Adampolu. Obok niego stoją pomocnicy, którzy też pracowali, jak to się mówi wolontaryjnie.

Ogromne te drzwi.
Ogromne i o mały włos przygniotłyby go, kiedy podczas pracy nad nimi, przez nieuwagę, zostały źle podparte.

Spójrzmy na zdjęcia. One przywołują najwięcej wspomnień.
To z ogrodu przy naszym domu. To były piękne czasy, bo wszyscy znajomi i sąsiedzi zbierali się z dziećmi i robiło się tak zwane prażonki. Wokół tego była zabawa, biesiadowanie i wspólne śpiewanie. Na akordeonie czasami grała Mariola Górówna, córka państwa Górów. Pani Zofia była społeczniczką, organizowała Klub Seniorów i poza tym bardzo wiele zrobiła dla dzieci i młodych mieszkańców miasta. Warto byłoby coś o niej napisać i wspomnieć tę postać.

Prażonki? Cóż to takiego?
W żeliwnym garnku układało się warstwami pokrojone ziemniaki, wędzony boczek, kiełbasę i cebulę, do tego przyprawy, a na wszystko liście kapusty. Gar ustawiało się na ognisku i to wszystko się prażyło. Jadło się wystruganymi specjalnie drewienkami. To zdjęcie to chyba z imienin mojej mamy. Prażonki robiło się po wykopkach, bo były świeże ziemniaki. Choć często też znajomi spotykali się bez okazji. Tak, żeby wspólnie pobyć i się pobawić. Ludzie byli wtedy jacyś bardziej serdeczni i bezinteresowni. Nie było tego wyścigu szczurów i wszyscy potrafili cieszyć się najdrobniejszymi rzeczami.

Te dzieci na zdjęciu też są zadowolone. Dlaczego Was tak ustawiono?
Nie wiem. Prawdopodobnie nauczycielka miała taki pomysł, żeby nas wszystkich było widać. Ja siedzę w szóstym rzędzie od ściany w parze z Elą Przytułą, a z tyłu nasza nauczycielka Olga Kiślak. Właśnie z nią wiąże się najwięcej moich wspomnień z lat szkolnych. Proszę sobie wyobrazić, że podczas zjazdu na pięćdziesięciolecie matury wszyscy na początku wspominali panią Olgę. Ona zorganizowała w Adampolu pierwszą szkołę podstawową zaraz po wojnie.

Tam się Pani uczyła?
Ja miałam wtedy jakieś cztery lata, ale pamiętam tę szkołę, bo mój starszy brat tam się uczył. Piękna, drewniana willa i weranda, na której występowały odświętnie ubrane dzieci. To moje pierwsze wspomnienia "szkolne". Odbywało się właśnie zakończenie roku szkolnego i mama poszła tam z moim bratem, a ja pobiegłam za nimi. Tak zapamiętałam mój pierwszy kontakt ze szkołą. Ale ja już zaczęłam uczyć się w nowym budynku, tam gdzie dziś znajduje się liceum imienia Władysława Broniewskiego. Byliśmy pierwszym rocznikiem, który zaczął się tam uczyć, a naszą pierwszą wychowawczynią była właśnie pani Olga.

Poświęćmy jej parę słów.
Miała wspaniałe pomysły i potrafiła w nas zaszczepić miłość do nauki. Chodziliśmy do tej szkoły z przyjemnością.

I tak bez żadnych problemów?
Zawsze będę powtarzała, że to były wspaniałe lata. Choć zdarzyły nam się kiedyś wagary. Te pierwsze pamięta się najlepiej. Konsekwencje, jak dla nas, dzieci, wydawały się straszne, bo na jeden dzień relegowali nas później ze szkoły i każdy miał przyjść z rodzicami. Ale te emocje, kiedy wyskakiwaliśmy po kolei przez okno w szkolnej ubikacji, a później poszliśmy do parku przyzakładowego WSK. Niezapomniane! Czy wróciliśmy wtedy do szkoły, czy poszliśmy do domów? Nie pamiętam. Pamiętam za to zebranie z rodzicami i poszukiwanie winnych całego zajścia. Ja zostałam wytypowana jako jedna z prowodyrek. Moja mama nie mogła uwierzyć, a nauczyciel języka rosyjskiego, pan Sim, bardzo mnie wtedy bronił, twierdząc, że to niemożliwe.

Wyprawa do parku WSK, a może wycieczki szkolne do fabryki?
Jak najbardziej. Kolejne obrazy związane z panią Olgą. To były Dzień Kobiet i wycieczka do zakładowego radiowęzła. Najpierw mieliśmy spotkanie z Mieczysławem Krukiem, a później, podczas przerwy śniadaniowej o godzinie 10 mówiliśmy wierszyki przez radiowęzeł. Po występach zwiedzaliśmy zakład, dostaliśmy pamiątki i proporczyki. Wielkie wydarzenie dla ośmiolatków.

Widzę, że wielkim wydarzeniem była też Pierwsza Komunia Święta. Marysia tu taka rozmodlona.
Ha, ha. Nie wiem dlaczego akurat złożyłam ręce, ale tak, to było wielkie wydarzenie. Dostaliśmy po rogaliku i kubku kakao. Tu siedzi Władzia Kowalska, teraz chodzi ze mną do Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Z tego zdjęcia pamiętam jeszcze Danusię Pawłowską, Danusię Bachównę i Mariolę Górównę. To ta, która grała na akordeonie podczas spotkań w naszym sadzie.

Proszę jeszcze o jakiś obraz "tamtego" Świdnika.
Tu, gdzie dzisiaj jest fontanna, był tak zwany małpi gaj. Niewielki park, gdzie dziko rosły drzewa i krzaki. Zawsze ustawiano tam podest i po większych uroczystościach w mieście odbywały się tam potańcówki. Ja byłam jeszcze mała, ale ganiałyśmy z koleżankami pod tym podestem i zabawy było co niemiara. Później oczywiście przyszedł czas prywatek u koleżanek. Chodziliśmy do Haneczki Wolińskiej, Eli Przytułówny i Jagody Zawadzkiej. Mama Jagody prowadziła kiosk przy restauracji "Świdniczanka". Zawsze chodziło się do kiosku do pani Zawadzkiej.

Wspomniała Pani o Uniwersytecie Trzeciego Wieku.
Większość życia pracowałam jako ekonomistka w Lublinie i na nic nie starczało czasu. Dziś mogę realizować pasje, którym nie mogłam się poświęcić. Zawsze miałam w sobie jakąś tęsknotę za przyrodą, krajobrazami i jakąś estetyką. Jechałam pociągiem, patrzyłam przez okno i myślałam: Jak pięknie. Jak ja bym chciała to uwiecznić na papierze czy płótnie. Przymykałam oczy i marzyłam. Dopiero teraz mam na to czas. Chodzę na warsztaty plastyczne i maluję. No i literatura. Podczas zajęć w UTW mogę się podzielić spostrzeżeniami czy emocjami. Na to też nie miałam nigdy czasu, a kochałam czytać od najmłodszych lat. Można powiedzieć, że pożerałam książki. Chodziłam i pomagałam pani Pajdzińskiej w bibliotece. Przez to czytałam książki na wyrost. Pani Pajdzińska mówiła: - To jeszcze nie dla ciebie, ale jak chcesz, to czytaj. Brałam latarkę pod kołdrę i czytałam po nocach. Choć bardziej pamiętam, jak zamykałam się w "wygódce" na podwórku, żeby choć chwilę poczytać.

Studiowała Pani w Warszawie w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, później pracowała w Lublinie, a jednak cały czas trzyma się pani Świdnika.
Warszawa mnie męczyła i nie odnajdywałam się tam, poza tym były trudności z zameldowaniem i mieszkaniem. Tu było spokojnie i swojsko, no i rodzina blisko.

Czym jest dla Pani Świdnik, a może powinienem zapytać, czym jest Adampol?
Właśnie Adampol. To cicha przystań. Może się tu nie urodziłam, ale większość życia byłam tutaj. Tym bardziej, że tu była taka oaza spokoju. W związku z moją pracą jeździłam po całej Polsce. Targi, giełdy towarowe, zakłady produkcyjne. Ze strony turystycznej też poznałam wiele miejsc. Uwielbialiśmy z mężem podróżować. Jednak nigdy nie ciągnęło mnie do wielkiego świata, a z Adampolem wiąże się najwięcej dobrych wspomnień. Choć nie było bogato, to było tak fajnie, tak swojsko i bezpiecznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski