Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samobójcy liczą, że ktoś ich uratuje, ale często jest już za późno

Gabriela Bogaczyk
123rf
Województwo lubelskie zajmuje niechlubne pierwsze miejsce. To w naszym regionie najczęściej dochodzi do prób samobójczych. Nie zawsze kończą się śmiercią.

Monika w wieku 29 lat targnęła się na swoje życie. Zrobiła to w domu jednorodzinnym na Kalinie, który dzieliła ze swoją matką, z wykształcenia i w praktyce lekarką. Ojciec - prawnik - wyprowadził się z domu, bo zdecydował się na rozwód. Wspierał jednak rodzinę finansowo. Pieniędzy w mieszkaniu na Kalinie nigdy nie brakowało. Brakowało jednak, poza ojcem, również siostry, która się wyprowadziła, gdy zaszła w ciążę.

Monika cierpiała od wielu lat na depresję. Negatywnie na jej stan psychiczny wpłynął rozwód rodziców, wyprowadzka siostry. Przerosły ją też wysokie wymagania rodziców, którym nie mogła sprostać. Nic jej się nie udawało. Zaczynała różne studia, w różnych miastach Polski. Myślała, że w ten sposób zacznie nowe życie w nowym mieście i z nowymi znajomymi. Ale po semestrze zawsze wracała do Lublina.

- Nawet nie chodziło o to, że nie była zdolna. Była inteligentną i spostrzegawczą osobą. Depresja i niskie poczucie wartości leczyła alkoholem. W nocy nie potrafiła spać. Przez to nie była w stanie się skupić i uczyć. Dowiedziałam się o tym wszystkim dopiero po tym, jak w 2012 roku chciała popełnić samobójstwo - mówi Dagmara, siostra Moniki.

To był czerwiec. Dosyć upalny w Lublinie. Można było już chodzić w krótkim rękawku. Zbliżała się sesja na studiach. - Dostałam telefon od naszej mamy, że Monika leży w szpitalu przy Jaczewskiego i próbują ją odratować - mówi siostra. Matka znalazła ją w piątek rano. Nie mogła jej dobudzić. Okazało się, że poprzedniego dnia wieczorem Monika wzięła garść tabletek nasennych i popiła alkoholem.

- Prochy na sen były w domu już od jakiegoś czasu. Monika tłumaczyła, że z powodu depresji nie może zasnąć. Nasza matka jako lekarka przepisała jej więc tabletki nasenne. Zrobiła to w dobrej wierze. Do tej pory nie może sobie tego wybaczyć - dodaje Dagmara.

Lekarzom na szczęście udało się odratować Monikę. Później trafiła na obserwację do szpitala neuropsychiatrycznego przy Abramowickiej. Wyszła po kilku dniach. - Terapia psychologiczna trwała długo. Pierwszy uśmiech pojawił się na jej twarzy po kilku tygodniach. Teraz uśmiecha się znacznie częściej, ale cały czas boję się, że czegoś nie zauważymy - mówi siostra.

Niechlubna statystyka

Takich historii w naszym województwie jest coraz więcej. Potwierdzają to statystyki i lekarze. W 2013 roku mieliśmy największy wskaźnik liczby samobójstw w kraju. Okazało się, że 22 osoby na 100 tys. mieszkańców, próbowały targnąć się na swoje życie (dla porównania, w woj. łódzkim - 20, w woj. śląskim - 11, a w woj. pomorskim - 15).

Podczas gdy trzy lata temu na Lubelszczyźnie 473 osoby próbowały się zabić, to w 2014 roku było ich już 532. Aż 365 z nich nie przeżyło samobójstwa. W zeszłym roku tych przypadków było tylko o kilka mniej. Oczywiście to tylko oficjalne statystki.

Prof. Andrzej Czernikiewicz, wojewódzki konsultant w dziedzinie psychiatrii, nie ma złudzeń, że nie odzwierciedlają one faktycznej liczby prób samobójczych.

- Jest ich na pewno znacznie więcej, bo nie wszystkie przypadki są odnotowywane. Przypomnę za statystykami światowymi, że jeden zgon przypada aż na 20 prób samobójstwa - wylicza profesor.

Na ten krok decydują się częściej mężczyźni - stanowią aż 80 procent. W naszym województwie najwięcej samobójstw ma miejsce na terenie wsi z powiatu radzyńskiego, chełmskiego i lubartowskiego. - Nie prowadzimy na ten temat statystyk. Trudno powiedzieć nam, dlaczego akurat u nas dochodzi do tego rodzaju wypadków. Być może pogorszyła się sytuacja materialna mieszkańców powiatu lub ich kondycja psychiczna. O zdrowie psychiczne dba oddział psychiatryczny szpitala w Radzyniu Podlaskim - wyjaśnia Halina Szubartowicz, sekretarz powiatu radzyńskiego.
Lekarze z tego oddziału potwierdzają, że dosyć często zajmują się pacjentami po próbie samobójczej. Przyznają, że głównie są to mężczyźni. - Wynika to z tego, że mężczyźni piją więcej alkoholu, a większość takich osób przyjeżdża do nas właśnie pod wpływem alkoholu. Jak wytrzeźwieją, to okazuje się, że zrobili to pod wpływem chwili i w rzeczywistości by nigdy tak nie zrobili - mówi psychiatra ze szpitala w Radzyniu Podlaskim.

Szpital neuropsychiatryczny w Lublinie też nie podaje dokładnych statystyk, jeśli chodzi o liczbę osób po próbie samobójczej. - Potwierdzam, że trafiają do nas takie osoby. Czasem próbują ponownie targnąć się na swoje życie w szpitalu. Osoby takie mogą trafić do nas nawet bez swojej zgody. Warunkiem jest to, że znajdują się w stanie zagrożenia samobójczego lub po nieudanej próbie samobójczej i nadal stanowią dla siebie zagrożenie. Ciekawe jest to, że liczba zamachów samobójczych wzrasta, a maleje ilość pacjentów na leczeniu psychiatrycznym po próbie samobójczej - zauważa Jeremi Karwowski, rzecznik szpitala neuropsychiatrycznego w Lublinie.

Czarny poniedziałek

Do samobójstw dochodzi w naszym regionie najczęściej w poniedziałki. Większość osób, które decydują się targnąć na własne życie, robi to poprzez powieszenie lub skok z wysokości, rzadziej samookaleczenie i zażycie środków nasennych. W 2015 roku dwie osoby użyły broni palnej. Samobójcy dokonują tego czynu w mieszkaniu lub w pobliżu, w piwnicy albo na strychu.

Najczęściej na samobójstwo decydują się osoby starsze w wieku 60 - 64 lat. Z reguły utrzymują się z renty, emerytury lub alimentów. - Wynika to z tego, że starsi ludzie zaczynają się wtedy rozliczać ze swojego życia. Robią bilans, z którego nie są dumni, a jeśli dodatkowo nie mają wsparcia ze strony rodziny, to próbują zakończyć szybko swoje życie - tłumaczy dr Marian Ledwoch z Centrum Psychoterapii i Neuropsychologii Stosowanej w Lublinie.

Według statystyk, głównymi przyczynami tego, że mieszkańcy woj. lubelskiego próbują popełnić samobójstwo, jest choroba psychiczna. - Chodzi głównie o depresję. To choroba naszego wieku, która powoduje, że ludzie nie widzą sensu życia - dodaje prof. Czernikiewicz.

Do samobójstw dochodzi najczęściej we wczesnych godzinach porannych. - Osoby cierpiące na stany depresyjne często nie mogą spać. W wyniku rozmyślań, targają się na swoje życie - dodaje dr Ledwoch.

Specjaliści dodają, że coraz więcej osób żyje w ogromnym stresie, z którym nie potrafi sobie poradzić. Do tego zewsząd pojawiają się naciski, by osiągnąć sukces.

- Doskonale widać to we wzroście liczby samobójstw wśród dzieci i młodzieży. Opracowano nawet model rodziny, w której dzieci są narażone na popełnienie samobójstwa. Okazuje się, że rodzice stawiają wysokie wymagania i żądają samych sukcesów. Jednocześnie budzą poczucie bezwartościowości u swojego dziecka. To jest taka miłość warunkowa, która uzależniona jest od sukcesów dziecka. Młody człowiek nie spełniając wymagań popada w permanentny stan depresji, skąd niedaleko do myśli samobójczych - mówi dr Ledwoch, psycholog z Lublina.

Choroba, miłość, brak skutera

Samobójcy decydują się na odebranie sobie życia głównie po nieporozumieniach rodzinnych, przy alkoholu. Częstympowodem jest także informacja o chorobie przewlekłej, np. nowotworze. Kolejnymi przyczynami są zawód miłosny oraz złe warunki ekonomiczne.

- Wydawać by się mogło, że czasy Romeo i Julii już minęły. Jednak niektóre nadwrażliwe osoby nie widzą sensu życia po rozstaniu z osobą bliską. Dotyczy to głównie ludzi młodych - dodaje psycholog.

Powody są nieraz pozornie banalne, ale bardzo istotne dla konkretnej osoby. - Jako przykład podam sytuację, gdy matka obiecała swojemu nastoletniemu synowi, że dostanie za kilka dni skuter. Chłopak pochwalił się wszystkim kolegom. Poczuł się wtedy wyjątkowo. Jednak mama musiała przesunąć plany kupna prezentu ze względu na sytuację finansową. Chłopak chciał się zabić, bo bał się, że stanie się pośmiewiskiem i kłamcą w oczach rówieśników. Dla niego ta sytuacja była bez wyjścia - opowiada dr Ledwoch.

Ostatni krzyk rozpaczy

Specjalista jednocześnie zaznacza, że nie zdarza się, by ktoś, kto się przygotowywał, nie rozmyślał wcześniej o samobójstwie. - Samobójstwa nie są dokonywane pod wpływem chwili. To proces długotrwały. Poza tym, ta osoba wysyła wcześniej do bliskiego otoczenia sygnały o swoich zamiarach. Tylko my analizujemy je dopiero później - zauważa dr Ledwoch.

Takimi sygnałami może być rozdanie swoich pamiątek lub rzeczy. - Przyszli samobójcy tłumaczą, że są im już niepotrzebne, a po prostu się ich pozbywają i w ten sposób żegnają się ze światem - dodaje psycholog. I wyjaśnia, że samobójca nigdy na 100 procent nie jest pewny swojej decyzji. - Często liczą na to, że ktoś zdąży ich uratować. Czasem na interwencję jest jednak za późno - mówi dr Marian Ledwoch.

Gdzie szybko szukać pomocy? W Polsce działa kilka numerów infolinii, pod które można bezpłatnie dzwonić i szukać pomocy psychologicznej. Kryzysowy Telefon Zaufania działa pod nr. telefonu: 116 123, codziennie w godz. 14 - 22.

W Lublinie funkcjonuje telefon zaufania pod numerem: 81 74 40 100

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski