Ziarno wolontariatu zasiała rok temu studentka przyrodoznawstwa z Lubartowa. Postanowiła, że będzie pomagała psom ze schroniska w Nowodworze znaleźć nowych właścicieli.
- Pomyślałam o robieniu zdjęć i ogłoszeń poświęconych adopcji, a także umilaniu czworonogom pobytu w schronisku poprzez wyprowadzanie ich na spacery i pielęgnację - wspomina Paula Wyszyńska, "motor" wolontariatu działającego w Nowodworze. Paula na co dzień prowadzi dom tymczasowy dla psiaków znajdujących się w potrzebie. Przygarnia szczenięta i psy z problemami, które wymagają resocjalizacji, a potem szuka im nowych właścicieli.
Jak się szybko okazało, ziarno zasiane przez Paulę trafiło na podatny grunt. Wieść o wolontariacie rozeszła się lotem błyskawicy. Justyna Czyż dołączyła do grupy we wrześniu ubiegłego roku. - Zupełnie przypadkowo dowiedziałam się, że moja znajoma adoptowała psa ze schroniska w Nowodworze. Mieszkam zaledwie 6 km od tej miejscowości i nie wiedziałam o istnieniu tego schroniska - opowiada. W sieci Justyna znalazła informacje. Wybrała się na pierwszy spacer z psami. I tak urzędniczka została wolontariuszką. - Poznałam wspaniałych ludzi, którzy tak jak ja bezinteresownie poświęcają swój wolny czas bezdomnym czworonogom - przyznaje Justyna.
Schronisko w Nowodworze działa od 17 lat. Trafiają tu psy nie tylko z okolic Lubartowa. - Mamy 200 miejsc, ale średnio trzymamy od 100 do 150 psów. Zajmujemy się tylko i wyłącznie zwierzętami porzuconymi. Nie przyjmujemy psów od właścicieli, którym pupil się już znudził - mówi Adam Szumiło. To on wraz z małżonką prowadzi prywatne schronisko pod Lubartowem.
W doglądaniu czworonogów pomaga im pięciu pracowników i około 20-osobowa grupa wolontariuszy. Są to zazwyczaj uczniowie pobliskich szkół i studenci. Ale w działalność wolontarystyczną włączają się również urzędnicy i przedstawiciele innych profesji. Pan Adam działalnością wolontariatu jest zachwycony. - Młodzież wniosła nam do schroniska nową siłę, nową krew i nowe spojrzenie na wszystko. My uczymy się od nich entuzjazmu w pracy, a oni od nas wielu innych rzeczy - przyznaje.
- Wiem, że nie zmienię życia wszystkich psów ze schroniska. Ale dla mnie wolontariat jest powołaniem, pasją i jedyną życiową radością. Pozwala mi zdobyć niezbędną wiedzę praktyczną. Mam nadzieję, że w przyszłości wykorzystam ją jako weterynarz lub behawiorysta - mówi Aneta Marzęta, gimnazjalistka z Lubartowa, która prowadzi typowe życie 16-latki. - Ale mam za to nietypowych znajomych, których poznałam dzięki wolontariatowi - dodaje.
Wolontariusze spotykają się na sobotnich spacerach. - Jedni grają w szachy, inni uprawiają sport, a my jeździmy do schroniska - mówią. I nieważne czy pada śnieg, deszcz, jest mróz lub upał. - Czasami to aż jestem przejęty. Pogoda jest podła, a dzieci przyjeżdżają rowerami lub przychodzą piechotą, aby wyprowadzić psy na spacer. A my nie nadążamy im psiaków wymieniać - przyznaje pan Adam.
Sobotnie spacery stają się coraz modniejsze. Przychodzą nowi ludzie. Jedni robią to z potrzeby serca, inni z ciekawości. Przy okazji wolontariusze robią zdjęcia, opisują charakter każdego psa, nadają mu imię i tworzą ogłoszenia na różnych portalach. - Opis jest bardzo ważny, ponieważ na jego podstawie wiemy, jakiego domu trzeba szukać dla konkretnego psa. A to znacznie zwiększa szansę na adopcję - tłumaczą. Każda kolejna udana adopcja czworonoga ze schroniska motywuje wolontariuszy z Nowodworu jeszcze bardziej do działania.
- Organizujemy transport adoptowanych psów do nowych domów, często też sami z nimi jeździmy, przeprowadzamy wizyty przed- i poadopcyjne, prowadzimy domy tymczasowe dla szczeniaków - wylicza Aneta Marzęta.
Widok wyciągniętych przez kraty łapek, skowyt, przerażenie i to błaganie w oczach psa, który prosi "zabierz mnie stąd", łamią serca niejednego. - Często bywa tak, że do schroniska trafia pies po wypadku lub jest ofiarą ludzkiego okrucieństwa albo bezmyślności. Takie przypadki zawsze skłaniają do refleksji - dodaje Paula.
Wolontariusze nie żałują ani jednej chwili spędzonej z psami ze schroniska w Nowodworze.
- To cudowne zwierzęta, które kochają człowieka bez względu na jego wygląd, status materialny czy zachowanie. Nie oceniają nas. Stoją wiernie u boku, a swoim merdającym ogonem są w stanie w minutę wyrazić więcej niż ludzie słowami przez całe godziny - zauważa Justyna Czyż.
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?