Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seksmisja, orgazmotron i gorące klawisze, czyli świat bab

Maria Zawała
Kobiety żartują, że mężczyźni przestali im być potrzebni, od kiedy wynaleziono... walizki na kółkach. A teraz okazuje się, że orgazmotrony też już wymyślono. Prawdziwa rewolucja seksualna dopiero jednak przed nami. Pisze Maria Zawała

Pamiętacie film Woody'ego Allena "Śpioch''. To właśnie w nim reżyser puścił wodze fantazji, wymyślając orgazmotron - kabinę do przeżywania orgazmu. Kompletna fikcja? Nie do końca. Allen w filmie zakpił sobie z urządzenia, nad którym pracował Wilhelm Reich, jeden z najlepszych uczniów Freuda, który trafił w 1939 roku do Nowego Jorku z nadzieją, że jego seksualne wynalazki zainteresują Amerykanów. Jako pierwszy w świecie użył terminu rewolucja seksualna i skonstruował tzw. Akumulator Energii Orgone. Ogromne urządzenie miało zbierać energię z atmosfery i ładować nią ciało klienta, wzmacniając jego, jak to określał, potencję orgiastyczną. Urządzenie przyniosło Reichowi popularność. "Używali" go nawet Allen Ginsberg oraz Albert Einstein, którego to Reich poprosił o naukowe przetestowanie. Jednak Einstein obalił wszystkie tezy Reicha, który zresztą trafił potem do więzienia za... reklamę wprowadzającą ludzi w błąd.

Choć orgazmotron Reicha nie przetrwał, to jednak jego idea, że rewolucja seksualna jest procesem, którego żadna siła nie jest w stanie powstrzymać, ma się dobrze. Czy nam się to podoba, czy nie, seks rządzi światem. Widać to w reklamach, mediach i interne-cie, w którym seks jest najczęściej wyszukiwanym słowem w przeglądarkach.

Prawdziwa rewolucja seksualna dopiero jednak przed nami - twierdzi Aarathi Prasad, brytyjska badaczka technologii, autorka książki "Like a Virgin: How Science is Redesigning the Rules of Sex". Jej zdaniem już niedługo nauka kompletnie zmieni świat seksu i reprodukcji, a sztuczne macice, kobiety i mężczyźni rozmnażający się bez pomocy płci przeciwnej staną się czymś tak normalnym jak smartfony. Kobieta przyszłości będzie mogła bowiem w dowolnym momencie zapłodnić własną komórkę jajową i oczywiście nie będzie musiała nosić embrionu wewnątrz własnego ciała: mając do dyspozycji technologicznie zaawansowany inkubator. Ta sama technologia pozwoli także parom jednopłciowym poczynać dzieci z DNA obu partnerów, a samotny mężczyzna będzie mógł zostać rodzicem równie łatwo jak samotna kobieta. Brzmi jak science fiction? Być może, ale jak twierdzi Prasad dla "The Guardian", pytanie brzmi nie "czy", ale "kiedy" będzie to możliwe.

Czasem kobiety żartują, że mężczyźni przestali im być do czegokolwiek potrzebni, od kiedy wynaleziono... walizki na kółkach. Wszystko wskazuje na to, że kiedyś tak się może stać. Zwłaszcza od kiedy wynaleziono... internet.

Już dziś bowiem spotkanie pierwotnych popędów z technologią jutra staje się faktem, choć gadżety pomagające uzyskiwać seksualne przyjemności są znane od bardzo dawna.

- Obecnie na świecie korzysta z nich codziennie 150 mln osób. Pierwsze dildo wyrzeźbione z kamienia znaleziono w jaskini na terenie Niemiec 30 tysięcy lat temu, dziś wibratory zachęcają do kupna świecącymi diodami LED, a ich drgania mogą dochodzić do 200 na sekundę - wyjaśnia prof. Violetta Skrzypulec-Plinta, seksuolog ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

- W 1998 roku dr Stuart Meloy, anestezjolog z Północnej Karoliny w USA, przez przypadek odkrył, że elektroda, przyłożona do pleców pacjentki cierpiącej na chroniczne bóle nogi, doprowadziła ją do orgazmu. Podobnie stało się w wypadku innych testowanych przez niego kobiet - opowiada prof. Skrzypulec-Plinta.

A orgazm, jak wiadomo, jest dla wielu kobiet podstawą seksualnej przyjemności. Wiedziały już o tym kobiety w starożytnej Grecji, gdzie w Milecie także znaleziono, pochodzące z III wieku p.n.e., prototypy dzisiejszych wibratorów.

By pomóc ich współczesnym siostrom w doznawaniu przyjemności bez udziału mężczyzn, wspomniany dr Stuart Meloy opatentował swój Orgasmotron. Jednak na urządzenie kosztujące kilkanaście tysięcy dolarów stać póki co tylko najbogatsze kobiety.

Niewykluczone jednak, że masowa produkcja w przyszłości spowoduje spadek cen. Świadczą o tym m.in. badania firmy Durex, z których wynika, że prawie trzy czwarte ankietowanych kobiet z 30 krajów gotowych byłoby zapłacić nawet kilka tysięcy dolarów za urządzenia pozwalające im przeżywać orgazm bez kontaktu fizycznego z partnerem. Powód? Co najmniej kilka, w tym brak zagrożeń chorobami przenoszonymi drogą płciową. Ale, jak twierdzą kobiety, dobry orgazmotron byłby receptą na leniwych facetów, którym nie chce się, albo nie potrafią dać kobietom przyjemności.

Czy to znaczy, że gdy takie urządzenia staną się powszechne, a inżynieria genetyczna umożliwi proces reprodukcji bez udziału mężczyzn, kobietom naprawdę przestaną być oni potrzebni do szczęścia?

- Mam nadzieję, że tak się nigdy nie stanie. Mimo tego, że technika zrobiła postępy, tradycyjny seks nadal jest praktykowany i zawsze będzie, bo akt seksualny to nie tylko reprodukcja czy mechaniczne zaspokojenie popędu seksualnego. To dotyk ciepłego ciała, namiętny pocałunek, zapach, pragnienie bliskości i przeżywania życia z drugim człowiekiem - przekonuje prof. Skrzypulec-Plinta.

W dodatku nadzieje na powszechność wynalazku Meloya ostudzili niedawno Thomas Pollet i Daniel Nettle z Uniwersytetu Newcastle, wykazując, że jego orgazmotron działał, bo użytkowały go kobiety zamożne, a takie i bez tego typu wspomagania nie mają zwykle problemów z osiąganiem orgazmów. Potwierdzili swe tezy w wielkim badaniu na mieszkankach Chin, wykazując, że wpływ na ilość i jakość ich orgazmów miały... dochody osiągane przez partnerów tych kobiet. Czyżby więc rację miał prof. Zbigniew Lew-Starowicz, znany seksuolog, twierdzący, że orgazm to dla mężczyzny nagroda za wysiłek, także finansowy, włożony w relację z kobietą?

Wychodzi na to, że tak, jednak to nie zawartość męskiego portfela była bezpośrednim powodem silniej przeżywanych przez badane Chinki orgazmów, tylko poczucie bezpieczeństwa, jakie ich panowie im zapewniali - dowiedli Pollet i Netlle. Potwierdził to także amerykański biolog Tom Insel, dowodząc, że orgazm to efekt działania oksytocyny, neuro-przekaźnika, który determinuje też uczucie przywiązania i zaufania kobiety do partnera.

Jednak to nie orgazmy kobiet lub ich brak są obecnie największą zmorą seksuologów. Przedmiotem troski o naszą psychofizyczną kondycję jest dziś stale rosnąca liczba osób uprawiających tzw. cyberseks.

- Już 200 mln osób na świecie uprawia seks z wirtualnym partnerem, a 65 mln użytkowników internetu jest uzależnionych od cyberseksu. W Polsce to 40 tysięcy osób - informuje prof. Skrzypulec-Plinta.

Z raportu "Seks w internecie", przygotowanego przez prof. Zbigniewa Izdebskiego w 2005 roku, wynika, że aż 51 proc. internautów wykorzystuje sieć do zawierania nowych znajomości. Dla 60 proc. Polaków i 40 proc. Polek prawdziwy seks jest zajęciem uciążliwym. 40 proc. kobiet z wyższym wykształceniem unika go z powodu przemęczenia.

Być może także z tego powodu seks uprawiany za pośrednictwem nowoczesnych technologii stanie się w przyszłości dominujący. Tak przynajmniej twierdzi prof. Zbigniew Lew-Starowicz w swojej książce "Seks w sieci". Jego zdaniem, cyberseks, czyli de facto onanizm, pociąga, bo nie zabiera tyle czasu, ile rzeczywisty. Dlatego m.in. ludzie przyszłości chętnie korzystać będą ze wspomnianych już orgazmotronów, sztucznych narządów płciowych czy fantomów kobiet i mężczyzn, uprawiając seks wtedy, kiedy będą chcieli, a nie wtedy, gdy będą mieli z kim lub kiedy chcieć będzie ten ktoś.

- Cyberseks zaburza relacje społeczne, modyfikuje naszą seksualność. Nie wymaga przecież czasu potrzebnego na budowanie więzi, to także brak ryzyka zobowiązań. Pogłębia nieakceptowane formy kontaktów interpersonalnych. Anonimowość powoduje utratę hamulców społecznych. Utrata granic między fantazją a rzeczywistością sprawia, że nikną ideały, czułość, wartości. Czy warto dla klikania myszką czy walenia w klawiaturę rezygnować z wyjścia na pierwszą romantyczną randkę? Czy to nie najpiękniejsze uczucie, kiedy dochodzi do muśnięcia dłoni, które budzi zmysły? - zwraca uwagę prof. Skrzypulec-Plinta.
Zdaniem seksuologów, kontakt internetowy, który może prowadzić nawet do patologii seksualnych, ma też jednak swoje zalety. Wirtualna formuła pozwala na rozwinięcie skrzydeł fantazji, pokazanie siebie w jak najlepszym świetle. Jesteśmy tym, kim chcemy być, bez żadnych ograniczeń. Bez hipokryzji.

I wszystko wskazuje na to, że nic i nikt nie zatrzyma faktu, że stoimy u progu drugiej rewolucji seksualnej - mówią zgodnie naukowcy. Z pierwszą mieliśmy do czynienia na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Dzieci-kwiaty garnęły się do siebie, a częste zmienianie partnerów było normą. Epidemia AIDS jednak mocno nas wystraszyła.

Może także dlatego obecna rewolucja polega na coraz częstszym wirtualnym uprawianiu seksu bez osobistego kontaktu z partnerem. W przyszłości wielkie znaczenie dla kontaktów seksualnych może mieć wykorzystanie tzw. teleimersji. To trójwymiarowa transmisja obrazu jakiejś osoby z wielu punktów widzenia. W ciągu najbliższych pięciu lat technologia ta zostanie na tyle dopracowana i stanieje, że będzie już można jej używać, choć przewiduje się, że do powszechnego użytku wejdzie dopiero za 10 lat. Teleimersja to synteza wideo-konferencji i rzeczywistości wirtualnej, umożliwiająca ludziom oddalonym o tysiące kilometrów kontakt tak naturalny, jakby byli w tym samym pokoju.

W wypadku kontaktów seksualnych to może być przełom, bowiem technologia ta umożliwi reagowanie na zachowanie innej osoby w czasie rzeczywistym. Sprawi, że doznania seksualne będą niemal tak silne jak wtedy, gdybyśmy przebywali z partnerem w jednym pomieszczeniu.

- Bardzo bym chciała, by przyszłość cywilizacji oparła się jednak na tradycyjnych stosunkach damsko-męskich, choć mężczyźni są nieporadni, nieodporni na stres i nastawieni na swój egocentryzm - tłumaczy prof. Skrzypulec-Plinta.
Dlaczego? Cóż, nie tylko zdaniem pani profesor, o wiele milej jest jednak dotykać ciała mężczyzny niż rozgrzanej do czerwoności klawiatury komputera.



*Slash w Katowicach! Spodek oszalał [SENSACYJNE ZDJĘCIA i WIDEO]
*Hajmat, hanysy, gorole, powstania śląskie, godka! [Śląski Słownik Pojęć Kontrowersyjnych]
*Ranking szkół nauki jazdy 2013
*Poznaj tajemnicę abdykacji papieża Benedykta XVI

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Seksmisja, orgazmotron i gorące klawisze, czyli świat bab - Dziennik Zachodni

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski