Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słodko-Gorzki Festiwal: Teatr jako terapia i beztroska zabawa (RECENZJA, PROGRAM)

Andrzej Z. Kowalczyk
Agnieszka Przepiórska w monodramie „Tato nie wraca”
Agnieszka Przepiórska w monodramie „Tato nie wraca” materiał organizatora
Zapowiadając tegoroczny Słodko-Gorzki Festiwal Teatralny uprzedzałem widzów, by przygotowali się na uderzeniową dawkę teatru. Takie artystyczne „uderzenie” rzeczywiście nastąpiło w piątek.

A początek był zaiste piorunujący. Takie spektakle, jak „Tato nie wraca” nieomal hipnotyzują widzów i zapamiętuje się je na długo; może nawet na zawsze. Monodram Agnieszki Przepiórskiej został oparty na jej osobistych doświadczeniach, aczkolwiek tylko w pewnym stopniu można go nazwać opowieścią autobiograficzną. W istocie jest czymś więcej. Autor tekstu, ceniony dramaturg Piotr Rowicki ze wspomnień aktorki stworzył historię uniwersalną; opowieść o młodej kobiecie dorastającej bez ojca, który porzucił ją gdy miała trzy lata. Po 28 latach dochodzi jednak do spotkania, które uruchamia lawinę wspomnień i tłumionych przez wszystkie te lata uczuć i emocji. Ów osobisty kontekst spektaklu ma znaczenie kluczowe. Agnieszka Przepiórska nie gra bohaterki spektaklu, lecz nią po prostu jest. W emocjonalnych, pełnych pasji, ale też niepozbawionych nuty nostalgii monologach aktorka jest prawdziwa w każdym wypowiadanym słowie. I potrafi tą prawdą „zarazić” publiczność, w efekcie czego spektakl staje się swego rodzaju seansem terapeutycznym, który przynosi katharsis nawet tym spośród widzów, którzy nie mieli takich przeżyć, jakie były udziałem bohaterki. Jest rzeczą budującą, że wciąż powstają realizacje, które mogą pełnić taką funkcję.

Na autentycznej historii oparty jest również monodram „Pacjent” autorstwa Adama Sajnuka i w jego reżyserii, znakomicie wykonywany przez Arkadiusza Września. Spektakl ów to rodzaj scenicznego reportażu opowiadającego o przeżycia przypadkowego pacjenta w jednym z warszawskich szpitali. To zjadliwa, chciałoby się rzec: wściekła satyra na polską służbę zdrowia, która – jak wszyscy wiemy – w niczym nie przypomina tej pokazywanej w serialu „Na dobre i na złe”. Wizja odhumanizowanego szpitala jest śmieszna, ale zarazem budzi autentyczną grozę, gdy uświadamiamy sobie, że wszystkie absurdy, o których słyszymy ze sceny wydarzyły się naprawdę i mogą spotkać każdego z nas. Jeśli miałbym wskazać spektakl, w którym idealnie splatają się obydwa nurty festiwalu – słodki i gorzki – to byłby nim właśnie „Pacjent”.

Pomiędzy tymi dwoma świetnymi monodramami znalazło się jednak przedstawienie, o którym da się powiedzieć niewiele dobrego. Spektakl „Balladyny i romanse” łódzkiego Teatru Pinokio, zrealizowany na podstawie głośnej, mocno lansowanej przez krytykę i wielokrotnie nagradzanej książki Ignacego Karpowicza, wyróżniał się jedynie bardzo dobrą animacją oryginalnych lalek. A poza tym jednym elementem był przegadany, pozbawiony tempa i ciągnący się nieznośnie w nieskończoność. Nie przeczę jednak, że wzbudził we mnie pewną refleksję na temat natury czasu i motywu przemijania. Taką mianowicie, że spędzone na nim ponad dwie godziny przeminęły bezpowrotnie, nie pozostawiając żadnego istotnego śladu. A na przykład pokazywany w roku ubiegłym spektakl „Ojciec Bóg” pamiętam doskonale do dziś…

I wreszcie ostatni z prezentowanych wczoraj spektakli – „Swing” katowickiego Teatru Korez. Godzina 22 to nie jest zapewne najlepsza pora na teatr, ale ci widzowie, którzy zdecydowali się pozostać do tak późna w Centrum Kultury, z pewnością nie żałowali. Teatr Korez to marka, która sama przez się gwarantuje wysoką jakość i nigdy nie zawodzi. Na spektakle katowickiego zespołu chodzi się właściwie „w ciemno”. A tym razem zobaczyliśmy sztukę lokującą się w nurcie najlepszych dokonań komedii, której nie powstydziliby się tacy autorzy jak Alan Ayckbourn czy Johnnie Mortimer i Brian Cooke. Nieodparcie śmieszną, stosownie pikantną, ale w żadnym momencie nie przekraczającą granicy dobrego smaku (czego nie da się powiedzieć o wspominanym wcześniej spektaklu z Łodzi), utrzymaną w znakomitym tempie i świetnie zagraną przez Grażynę Bułkę, Barbarę Lubos, Katarzynę Tlałkę, Mirosława Neinerta (również reżyser) i Darka Stacha. A co więcej – spektakl oprócz niczym nieskrępowanej, beztroskiej zabawy, przynosi też sporo bardzo celnych, satyrycznych obserwacji na temat obyczajowości polskiej klasy średniej, w czym niewątpliwy udział miało wykorzystanie tekstu Abelarda Gizy z kabaretu Limo. Brawo!

PROGRAM NA DZIŚ
Sobota – 14 czerwca
Godz. 15.00 – sala kinowa CK: Kino festiwalowe – „U niej w domu”, reż. François Ozon
Godz. 17.00 – Sala Widowiskowa CK: Stowarzyszenie Teatralne Badów – „Błazen Pana Boga” (80 min.)
Godz. 18.30 – studio TVP Lublin: Opolski Teatr Lalki i Aktora – „Morrison/Śmiercisyn” (90 min.)
Godz. 20.30 – Sala Czarna CK: Teatr Rawa (Katowice) – „Disco Pigs” (85 min.)
Godz. 22.00 – wirydarz CK: koncert zespołu Bokka
Godz. 23.30 – DJ AfterParty – RUUR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski