Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć, tortury, zniszczenie, grabieże - oto Ruskij Mir! Felieton redaktora naczelnego

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Fot. East News
3 kwietnia 2022 roku. Siadam w domu do komputera, by zredagować teksty do poniedziałkowego wydania gazety. Oczywiście już od rana wiem, co wydarzyło się w Buczy i Irpieniu. Może inaczej, wiem, że wydarzyła się tam zbrodnia, ale jeszcze nie wiem jaka jest jej skala.

Otwieram skrzynkę mailową i wyszukuję nadesłane przez autorów teksty. Widzę, że jest już mail od Dmytra Antoniuka, kijowskiego dziennikarza, który prowadzi publikowany od czterech tygodni na łamach „Kuriera” dziennik wojenny. Bardzo osobisty, pisany z wielką wrażliwością i… nie wiem jak to ująć, ze zgodą na to co nastąpi. Czyli już bez tych wszystkich filtrów, które sobie nakładamy pisząc „osobiste” teksty, bojąc się gdzieś w głębi, co ludzie o nas pomyślą, gdy to przeczytają. U Dmytra ten filtr wyłączyła wojna. Nie zastanawia się, jak będą odebrane jego słowa prawdy. Pisze co widzi, co myśli, co przeżywa, a my dzięki temu poznajemy nie tylko jego uczucia i emocje, ale na chwilę możemy sobie wyobrazić, co myśli i czuje człowiek w obliczu wojny, która wtargnęła gwałtownie w jego życie. Czytam więc, siedząc przy stole w salonie:

„Ten chroniczny horror wyłaniający się ze zdjęć torturowanych setek Ukraińców nie odpuszcza. Wyobrażam sobie siebie, że jestem na ich miejscu, z rękami związanymi za plecami, moja żona i córka są gwałcone na moich oczach, torturowane i zabijane na podwórku własnego domu, przed tym zastrzelili mojego psa, zabili moją kotkę i zniszczyli dorobek całego życia…”

Lekturę przerywa mi mój 7-letni syn, który postanowił jeździć samochodzikiem po stole, przy którym pracuję.

- Mikołaj, możesz się bawić w swoim pokoju? Usiłuję pracować - pytam przez zęby. Ja tu czytam o strasznych zbrodniach, o emocjach, o wojnie, a ten mi tu jeździ! Mikołaj poszedł do swojego pokoju, który mieści się równo nad salonem. Czytam dalej:

„W Buczy dopiero w pierwszych godzinach po wyzwoleniu znaleziono dół, zasypany piaskiem, w którym są zwłoki ponad trzystu torturowanych cywilów; mieszkańcy Irpienia i Hostomela leżą w pobliżu spalonych samochodów; ktoś zginął podczas jazdy na rowerze i wciąż leży, w pozycji rowerzysty”.

Z pokoju nade mną zaczyna dobiegać głośny śpiew. Nie, to nie śpiew, to jakieś dzikie dźwięki wydobywające się z gardła mojego syna, osiągając nieznane mi wcześniej natężenie. Tu ludzie torturowani, a on śpiewa sobie.

- Mikołaj!!! Baw się ciszej!

Wracam do lektury: „Nie możecie sobie nawet wyobrazić, jakie to szczęście słyszeć głos mamy! Na początku nawet nie zrozumiałam, że to ona! Ledwo mogła mówić, jej głos prawie ucichł, widocznie cały czas płakała”.

Nagle od tekstu odrywa mnie huk spadającej z dużej wysokości na terakotową posadzkę zabawki. Metalowy samochodzik pokonuje kolejne schody, a każde uderzenie o kolejny schodek wzmaga we mnie irytację.

- Mikołaj! Czy ja mogę spokojnie popracować!!?? - krzyczę w kierunku schodów, po których z rumorem zbiega moje dziecko. Wbiega do mnie i staje przy stole, na którym stoi komputer z rozgrzebaną historią ludzi, którzy stracili wszystko. I w chwili, w której chcę posłać syna z karną ekspedycją do jego pokoju, uświadamiam sobie, jak bardzo nie doceniam tego, co mam. Przecież osoby opisywane przez Dmytra w reportażu oddałyby wszystko, by usłyszeć głos bliskich w zaciszu własnego domu. To jest ta groza wypływająca z jego opisów. Ci ludzie byli tacy jak my. Żyli tak blisko nas, bardzo podobnym do naszego życiem, które nagle ktoś postanowił gwałtownie przerwać.

„Najlepszymi żołnierzami stają się ludzie, którym gdy wychodzili rano z domu nawet nie przemknęła przez głowy myśl o wojnie. A po powrocie wieczorem znaleźli na miejscu swojego domu lej po bombie, w którym wyparowały jego dzieci, żona, rodzice. Wtedy to już nie człowiek, tylko wilk. Wilk, który będzie rozrywać na kawałki tak długo, jak długo będzie żył. A żyć on będzie długo, bo nie ceni już własnego życia, bo ono nie jest mu już potrzebne. Nie są mu potrzebne pieniądze, nie są mu potrzebne ordery, nie potrzebuje w ogóle niczego. W nim jest tylko jedno: zemsta. I właśnie dlatego będzie żyć długo..."

Powyższe słowa wypowiedział radziecki, a później także rosyjski generał Aleksandr Lebied’, który niewątpliwie „stworzył” niejednego żołnierza, mordując mu rodzinę. W różnych częściach świata. Niestety słowa sowieckiego generała stały się aktualne w XXI wieku. Obserwujemy z przerażeniem doniesienia z kolejnych miejsc, które opuścili bojownicy Ruskiego Mira. Śmierć, tortury, zniszczenie, grabieże, gwałty, zbrodnie. To bilans działalności „wyzwolicieli”.

3 kwietnia 1940 roku NKWD rozpoczęto likwidację obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Powstały one po „wyzwoleniu” części Polski w 1939 roku przez Armię Czerwoną. Tysiące „wyzwolonych” oficerów, policjantów i urzędników zamknięto wówczas w obozach, które postanowiono zlikwidować na mocy uchwały z 5 marca 1940 roku, w której stwierdzono, że osadzeni są „wrogami władzy radzieckiej” i należy ich rozstrzelać. Rozkaz wykonawczy ludobójstwa wydano 22 marca 1940 roku. Do 22 maja 1940 roku Sowieci zamordowali 22 tys. bezbronnych więźniów. Winę zrzucili na Niemców.

Zbrodnia katyńska nosi znamiona ludobójstwa. Kwalifikowana jest także m.in. jako zbrodnia wojenna, zbrodnia przeciwko ludzkości, zbrodnia przeciwko pokojowi i zbrodnia komunistyczna. Jak zostaną zakwalifikowane zbrodnie dokonywane obecnie na Ukrainie, tego nie wiemy, ale noszą one podobne znamiona. Przeczytałem niedawno artykuł Dawida Warszawskiego, w którym napisał, że nic nie wskazuje na to, by pomordowani w Buczy byli ofiarami ludobójstwa, bo nie byli, jego zdaniem dobierani ze względu na swoją przynależność do jednej z tych grup: narodowej, etnicznej rasowej bądź religijnej. „Mordowanie tych cywili, którzy się akurat w danym miejscu znaleźli, nie jest ludobójstwem, lecz zbrodnią wojenną” - napisał i dodał, że gdyby uznać za ludobójstwo to, co wydarzyło się w Buczy, to należałoby na równi postawić nalot na Drezno i los gazowanych w Oświęcimiu.

Uważam, że to nieuczciwe podejście. Podejście, w którym kryje się niepotrzebna próba licytacji o miejsce narodów na liście ofiar. Jeśli dzisiejsza działalność morderców w rosyjskich mundurach zostanie uznane za ludobójstwo (nie wiem czy tak się stanie, ale nie zakładam, że nie wolno tak myśleć), to nie odbierze to nawet na chwilę godności, pamięci, szacunku ofiarom wcześniejszych ludobójstw: w Wandei, Rwandzie, Ormianom mordowanym w latach 1915-17, Asyryjczykom mordowanym przez dekadę (1914-1924) przez Turków, czy wyrżniętym przez nich Grekom (1914-1923). Nie odbierze też nic ofiarom Wielkiego Głodu, a przede wszystkim ofiarom Holokaustu. Bo nie o liczby ofiar w tym chodzi, tylko o uznanie winy sprawców, którzy w sposób planowy i systematyczny postanowili wymordować jakąś grupę etniczną. Rosjanie mordują Ukraińców za to, że są Ukraińcami i robią to w ramach ideologii, która każe im wierzyć, że taki naród nie istnieje. Jeśli to nie nosi znamion ludobójstwa, to co nim jest?

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski