18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święta, które pozostaną na dłużej w naszej pamięci

Kamil Kudyba
Jacek Babicz
Każda wigilia jest inna. Zdarzają się takie, które pozostają w pamięci dłużej niż inne. Zapytaliśmy lublinian o ich niezapomniane święta

Zygmunt Nasalski dyrektor Muzeum Lubelskiego
Przeżyłem dwie szczególne wigilie, które do dziś zostały w mojej pamięci. Pierwsza, w 1981 r., kiedy byłem na stypendium w USA. Niedługo po tym, jak wyjechałem z kraju, został wprowadzony stan wojenny i oczy całego świata były zwrócone w kierunku Polski. Pamiętam jak dziś, że nawet na Kapitolu, obok amerykańskiej flagi, powiewała flaga Solidarności. To było bardzo budujące. Niestety, pech chciał, że przywiozłem z kraju paskudne zakażenie krwi i wigilię musiałem spędzić w szpitalu. Jednak ostatecznie nie było to takie złe, ponieważ wszyscy chorzy, którzy byli w stanie chodzić, byli zaproszeni na świąteczny wieczór. Uroczystość prowadził czarnoskóry biskup, który modlił się, szczególnie w intencji Polaków, a ja czułem się jak ambasador Polski. Potem podzieliliśmy się opłatkiem, chociaż ten zwyczaj jest zupełnie nieznany w Stanach. Ogólnie przyjęto mnie wtedy z ogromną troską. Inna wigilia, którą pamiętam, też jest związana z Ameryką. To było w 1989 r., kiedy trwała rewolucja w Rumunii. Apelowano wtedy o oddawanie krwi dla poszkodowanych. Podobnie jak setki innych lublinian poszedłem do Centrum Krwiodawstwa, a kolejka była tak ogromna, że ledwo zdążyłem na wigilijną kolację. Gościliśmy wtedy Amerykanina, który pierwszy raz przeżywał święta w Polsce. Zgodnie z naszą tradycją podaliśmy czerwony barszcz, potem kluski z makiem, a potem urządziliśmy koncert kolęd. Nasz gość był bardzo zmieszany i potem opisywał, że Polacy na święta na początku idą oddać krew, potem jedzą zupę podobną do krwi, a następnie narkotyzują się makiem i śpiewają dziwne piosenki. Oczywiście potem staraliśmy się wyjaśnić mu całą sytuację, ale chyba i tak do końca nie zrozumiał tej naszej tradycji.

Stanisław Turski dyrektor Lubelskiego Ośrodka Informacji Turystycznej
Najbardziej zapadła mi w pamięć wigilia, którą spędziłem w Zakopanem. Do swojego domu zaprosił mnie Stanisław Marusarz, wybitny narciarz i skoczek. Było to dla mnie ogromne przeżycie, zwłaszcza że tego wieczoru przeszliśmy ze sobą na ty. Dodatkowo miałem okazję zobaczyć, jak wygląda prawdziwa góralska wigilia. Dla mnie, typowego mieszczucha z Lublina, było to ogromne przeżycie, które na długo zostało w pamięci. Z moich dziecięcych czasów bardziej niż samą wigilię pamiętam przygotowania przedświąteczne. Całą rodziną piekliśmy kruche ciasteczka, robiliśmy łańcuchy na choinkę albo pajacyki z wydmuszek. Teraz widzę, że takie przygotowania sprawiają równie wielką frajdę moim wnukom. To taka rodzinna sztafeta pokoleń. Staram się spędzać święta w tradycyjny sposób i tego samego uczę moje dzieci oraz wnuki.

Marek Opielak rektor Politechniki Lubelskiej
Mam już tyle lat na karku, że naprawdę trudno mi przypomnieć sobie wigilię, w czasie której wydarzyło się coś spektakularnego, niezwykłego. Moja słaba pamięć do takich wydarzeń może też wynikać z tego, że jestem inżynierem, a nie humanistą. Ale każda wigilia jest inna i ma w sobie niesamowity urok. Spędzam ją w gronie rodzinnym, w tradycyjny, staropolski sposób. Z takich osobistych przeżyć to zawsze wzruszam się w czasie przedświątecznych przygotowań i ubierania choinki. Przypomina mi się, jak sam byłem mały i jaką frajdę miałem, kiedy robiłem to wszystko razem z mamą i babcią.

Krzysztof Grabczuk wicemarszałek województwa
Najchętniej wracam pamięcią do czasów, kiedy sam byłem dzieckiem i tych, kiedy moje dzieci były małe. Szczególnie wspominam wigilię z roku 1988 - wówczas mój synek miał zaledwie trzy tygodnie. To było niesamowite przeżycie. W późniejszych latach łezka kręciła mi się w oku, kiedy patrzyłem, jak dzieciaki wypatrują pierwszej gwiazdki, przystrajają choinkę, krzątają się w kuchni i ogólnie wprowadzają bardzo pozytywny zamęt w całym mieszkaniu. Patrzę i myślę: Ja kiedyś też, w ich wieku, zachowywałem się dokładnie tak samo. Poza tym zawsze staram się przeżyć święta w jak najbardziej tradycyjny sposób. Nigdzie nie wyjeżdżam, a wigilię spędzam w gronie rodziny i najbliższych mi osób.

Katarzyna Mieczkowska-Czerniak rzeczniczka prasowa UMCS
Wigilie zawsze spędzam w gronie rodziny. Z dawnych lat pamiętam jedną sytuację, kiedy razem z moimi braćmi ciotecznymi wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki, żeby wreszcie móc usiąść do stołu. Akurat tego roku naprzeciwko domu babci był budowa, a na jej środku dźwig. Zobaczyliśmy lampkę na jej szczycie i już alarmowaliśmy wszystkich, że można zacząć wigilię. Niestety, rodzice nie uznali nam tej "gwiazdki". Poza tym to z okresu dziecięcego pamiętam, jak jeszcze przed wigilią szukałam prezentów. Zawsze mi się to udawało. Ale tak naprawdę największą frajdę miałam wówczas, gdy udało mi się znaleźć miejsce, gdzie rodzice schowali podarunki. Najczęściej nawet nie zaglądałam, co jest w środku. Obecnie mogę powiedzieć, że w okresie świąt przeżywam drugie dzieciństwo. Sama mam już synka, który zachowuje się i przeżywa je w podobny sposób jak ja kilkanaście lat temu. Wspomnienia powracają i przez te kilka dni sama czuję się jak takie małe, pozbawione wszelkich trosk dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski