Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześćdziesiąt lat Lecha Janerki

Jacek Antczak
Sześćdziesiąte urodziny obchodzi 2 maja, ale Przegląd Piosenki Aktorski uhonoruje go (podobnie jak Jerzego Wasow-skiego czy Alinę Janowską) już teraz. Tyle że jutro, na jubileuszowym spektaklu koncercie "Niekoniecznie jest źle", sam Janerka nie pojawi się na scenie. Zasiądzie na widowni. - W końcu nie każdy ma okazję zobaczyć i posłuchać, jak mu się stawia pomnik - śmieje się wrocławski kompozytor, autor tekstów, basista i wokalista.

Janerka dał ekipie reżysera, Cezarego Studniaka, wolną rękę w interpretacji swoich piosenek, ale w spektaklu zagrać nie chciał. - Bo ja gram na basie, a tu przewidziano dla mnie zadania aktorskie. To nie moja działka. Od 35 lat od czasu do czasu wychodzę na scenę, ale oszołomiony waleniem w bęben i z gitarą w rękach - mówi.

I w tej roli będzie go można zobaczyć 19 kwietnia we wrocławskim Imparcie. Będzie jednym z bohaterów Europejskiego Portu Literackiego Wrocław. Bo właśnie ukazał się tomik "Śpij Aniele Mój/ Bez Kolacji" z gołym facetem i anielskimi skrzydłami na okładce. Autor wyboru 33 utworów z repertuaru Janerki, poeta Filip Zawada, przyznaje, że ponieważ podobno 90 proc. piosenek, jakie napisano na świecie, opowiada o miłości, to miał być też klucz tomiku. Kiedy z tym pomysłem udał się na spotkanie z "pisarzem" (no bo tym razem nie z basistą czy kompozytorem), Janerka na szybko wyliczył, że ma tylko trzy teksty na ten temat. Zawada jeszcze raz przeczytał więc wszystkie i przeanalizował twórczość Lecha statystycznie. Wyszło, że 60 proc. jego kawałków ma tematykę wojenną (choć nie do końca, bo czasem te wojenne piosenki są o snach), 33 proc. senną (choć nie do końca), 3 proc. balonową (choć…), 3 miłosną (wyszło jednak, że są 4 piosenki), a 2 procent "inną".

Niektórzy interpretatorzy twórczości wrocławskiego poety rocka uznają jednak, że autor "Konstytucji" czy "Loli" jest zjawiskiem na polskiej scenie tak oryginalnym i nieklasyfikowal-nym, że 99,9 proc. jego kawałków ma tematykę "inną". Choć Lechu przyznaje, że trop wojenny jest słuszny. - Każdy dzień jest dla mnie wojną, tak postrzegam życie i uciekam w dziwne plany. Jedną z enklaw jest małżeństwo, a drugą dom. Jak z niego wychodzę, to ogarnia mnie trauma. Codziennie czuję się jak na wojnie… - tłumaczy

Jak wyglądała ta jego "wojna sześćdziesięcioletnia"? Jest rok 1960, Leszek ma 7 lat i postanawia, że zostanie artystą. Najlepiej muzykiem. Może pianistą. Jest biednie, rodziców nie stać na pianino, ale kupują mu dziecinną gitarkę. Nie potrafi jej nastroić, więc wali w struny i wywrzaskuje swój ulubiony kawałek. "Malowana lala, dumna nadąsana, malowana lala, lala". Z repertuaru Karin Stanek. - Zostałem wyśmiany. A ponieważ byłem wtedy dzieciakiem ciekawskim, ale zasadniczym (zresztą do dzisiaj jestem), to na długo odrzuciłem gitarę - wspomina Janerka. - Za to zacząłem rysować.

"Strzeż się tych miejsc" - jedna z jego najsłynniejszych piosenek, za które tantiemy Lechowi powinni płacić redaktorzy, którzy lubią sobie wykorzystywać ją do tytułów artykułów o niebezpiecznych miejskich rejonach, opowiada o wrocławskim Śródmieściu, dzielnicy, w której dorastał. - Okolice ulicy Jedności Narodowej i Nowowiejskiej, gdzie mieszkałem, nie były dla mnie zakazane. Tam się walczyło po prostu o swoje terytorium. Walka polegała na mordobiciu, byciu pyskatym, sprytnym lub zabawnym, a czasem na byciu dobrym piłkarzem - Janerka mówi, że nie musi jak wielu ludzi nawiązywać do okresu dziecięctwa, bo choć ma dwie wnuczki, wciąż próbuje zachowywać się jak dziecko. Z kobiety też coś ma w sobie - przegina z empatią, jest zbyt współczujący i czasem reaguje bardzo emocjonalnie.

Przyznaje, że w dzieciństwie ostatni raz uległ presji społeczeństwa i modzie. Chodził w zielonych pomponach, które sam sobie zrobił i białym golfie za 30 złotych. Ale potem pół życia poświecił, by odizolować się od społeczeństwa, które dogina takie jednostki. Teraz łatwo mu się nie godzić na taki stan, a ponieważ jest Lechem Janerką, jeszcze mu płacą za te aspołeczne, nonkonformistyczne poczynania.

20. urodziny - Janerka zostaje Beatlesem
- Tu jest problem, bo ja nigdy w życiu nie miałem 20 lat - upiera się. Rodzice chcieli, by skończył samochodówkę i został mechanikiem. Kiedy wybrał ogólniak, powiedzieli, że w takim razie ma radzić sobie sam. Wyprowadził się zaraz po maturze.
Gomułkowsko-gierkowska rzeczywistość go nudziła i przygnębiała, więc dużo czytał. Najczęściej Lema. W tych książkach było jak w niebie. Fantastycznie, czasem z happy endem i nadzieją. Powstała nawet praca magisterska o tym, że w twórczości Janerki słychać echa "Golem IV" Lema w wersji rockand-rollowej. "Dla heteroseksualnych i sowizdrzałów/ Dla akrobatów demokracji i dla ukwiałów/ Dla hodowców dywidendy i dla rolników/ Dla papieży, dekadentów i pasożytów/ Kalafior/ Dla królowej tańców disco i dekabrystów/ Dla świętego panie tego i arborystów/ Dla niewinnych ust proroka i fanatyków/ I dla wszystkich, co szukają bomby w nocniku/ Warzywo złe/ Kalafior" - śpiewa na płycie "Bruhaha". Czy rzeczywiście Janerka jest pozbawionym złudzeń mizantropem? Może. Fakt, że w tym kawałku oskarża sporą część ludzkości o bezmyślność. Tylko czy nie ma racji?

1970 rok. Ktoś przyniósł do szkoły płytę Hendrixa. - To nic trudnego tak zagrać - stwierdza hardo 17-letni Lechu. Pożycza gitarę, podręczniki i zawzięcie przez całe ferie uczy się jakiejś sonatiny... Ma palce całe w bąblach, ale przekonuje się się, że nie da rady grać jak Hendrix. W ogólniaku zaczyna też słuchać Beatlesów. Kolega podrzucił mu gramofon, pocztówki dźwiękowe i powiedział, że po nich nie będzie już taki smutny. I Lechu odjechał na punkcie czwórki z Liverpoolu i zamiast Hendrixa grał sobie Bitli. Nawet zaczął coś nucić pod nosem. Do dziś jest ich fanem. Słychać to na płycie "Piosenki" i na "Plagiatach" z 2005 roku, gdzie splagiatował swoje niepublikowane kompozycje z lat 70.
Od pani plastyczki z III LO we Wrocławiu usłyszał, że ma dobrą kreskę. Zdawał więc do Akademii Sztuk Pięknych. Nie przyjęli go. No to przestał rysować i poszedł do wojska.

W tomiku "Texty", w którym znalazły się teksty piosenek z 7 płyt Klausa Mitffocha i Janerki ("Klaus Mitffoch" - 1985, "Historia podwodna" - 1986, "Piosenki"- 1989, "Ur" - 1990, "Bruhaha"- 1991, "Dobranoc" - 1997, "Fiu fiu" - 2002), pod "Mułem pancernym" jest data 1976. "Datowałem go, gdyż chciałbym, aby moja wnuczka wiedziała, kiedy jej dziadek, będąc w wojsku, w warunkach kultury sztabowej, próbował sobie wyobrazić punk rocka, szkicując muła" - wyjaśnił dziwną genezę jednej z pierwszych piosenek i hitu z pierwszej płyty Mitffocha. O punk rocku nie miał pojęcia, ale przeczytał w "Razem", że w Anglii powstał zespół o nazwie Sex Pistols i tak określa się ich muzykę.

W orkiestrze wojskowej brakowało basisty. Kupił więc gitarę i zaczął z nimi grać w kasynach, zdarzało się, że nawet kawałki Stonesów i Lecha... Jacka Lecha z Czerwono-Czarnych. Na balu sylwestrowym dla oficerów zadebiutował jako wokalista. Za odśpiewanie "Girl" Beatlesów otrzymał pierwszą w życiu nagrodę. Kelner przyniósł mu od "jakiegoś trepa" całą tacę z kieliszkami wódki. Tyle że nie pił...
W 1974 w architektonicznej szkole pomaturalnej poznał Bożenę, góralkę spod Żywca, która grała na skrzypcach. Z późniejszą żoną i wiolonczelistką wszystkich pomitffochowych składów założyli trio i pojechali na Studencki Festiwal Piosenki. Nie spodobali się. 15 lat później tamten kawałek pt. "Ta zabawa nie jest dla dziewczynek" trafił na "Historię podwodną". Mieli dwójkę dzieci i trzeba było z czegoś żyć. Janerka został fotografem. W biurze geodezji urzędu wojewódzkiego przepracował na etacie 7 lat. W urzędzie powstało parę piosenek. W 1979 roku założył z kumplami "Mikołaja Środę", czyli Klausa Mit-ffocha, co wskazywało, że pochodzą z miasta, które było niemieckie. Pierwsze próby mieli w łazience Janerki.

Trzydziestka z fochem
W wieku 30 lat sparaliżował ruch w centrum Warszawy. To znaczy nie on, tylko jego fani. Mitffoch, który grał jak nikt dotąd, był wtedy niezwykle popularny. Lechu stał na przystanku, rozpoznano go i jak wchodził do tramwaju, tłum władował się z nim. Do dziś uważa, że "wszyscy chcieli dać mu buzi". - Jako trzydziestolatek stałem sie człowiekiem szczęśliwym i pełnym nadziei, bo okazało się, że zacząłem coś publicznie opowiadać, a ludzie chcą tego słuchać - wspomina Janerka.

Wydał z "fochem" płytę, której nakład rozszedł się w pół godziny. Ich muzyki nikt nie potrafił sklasyfikować ("nowa fala", "post punk" pisano, choć pierwsza prasowa recenzja brzmiała: "bełkot, bełkot"), ale wkrótce i tak uznano za najlepszy album trzydziestolecia. Jak ktoś nie wychował się na "Śmielej", "Śpij Aniele mój", "Ewolucja, rewolucja i ja", czy "Jezu, jak się cieszę", to o polskim rocku nie wie nic. Lechu był osobny i jak zawsze pisał o tym, co siedziało w nim, a że siedziała potrzeba wolności i niezależności, publika uznała to za manifest pokolenia.

Janerkę pokochał Jarocin - był na topie, ale w Mitffochu zaczęły się fochy. Odszedł. Szukał swoich artystycznych dróg. Pojechał do Nowego Jorku, do brata Andrzeja, zarobić na gitarę, bo w Polsce wciąż grał na pożyczonej. Nowojorczycy pozdrawiali go na ulicy, brali autografy. Mówili "John, świetny byłeś w tym filmie". Zapytał brata, czy zna jakiegoś Johna, z którym go tu kojarzą. "Znam, Johna Malkovicha" - opowiedział. - Faktycznie, jak oglądałem zdjęcia, jak robię dziubek, to jest jakieś podobieństwo - stwierdza. W Polsce niektórzy mylą go z Wojciechem Waglewskim, choć tu zdaniem Lecha podobieństw brak. Poza tym, że są w podobnym wieku, obaj chudziaszczy i "piszą dziwne teksty".

40. urodziny - Janerka pilotem F-22
Tym, że komuna upadła, za bardzo się nie przejmował. Ale uznał, że otwiera się nowy świat muzyczny i musi uruchomić wielką maszynerię. Nagrał płytę "Ur", pełną industrialnych, agresywnych brzmień. Krytycy się zachwycili, fani nie rozumieli tej przemiany, a akustycy nie potrafili dobrze nagłośnić. Wrócił do bardziej kameralnych brzmień. Biografowie piszą, że potem trzy lata odpoczywał, a Lechu został pilotem. Kupił sobie symulator samolotu F-22 z grą strategiczną i po 18 godzin na dobę nie wypuszczał joysticka z rąk.
Wyrzucił ją dopiero wtedy, gdy żona dostała szału, chciała mu odgryźć łeb lub zastrzelić. W tej dekadzie ukazały się płyty "Bruhaha" i "Dobranoc", nagrał też muzykę do filmów "Chce mi się wyć" "Obcy musi fruwać".
W połowie lat 90. poszedł do urzędu miejskiego i powiedział, że jakby zrobił sobie koncert urodzinowy pod ratuszowym zegarem , to potem mógłby już umierać. Jak to usłyszeli, natychmiast się zgodzili i pozwolili rozstawić rusztowania. Parę tysięcy fanów Lecha zapełniło Rynek. Jezu, jak się cieszyli... Po tym wydarzeniu autor "Piosenki o bogu" nie tylko nie umarł, ale został księdzem. Na chwilę. Sceptyk, który pasjami czytał Kołakowskiego i uważał, że religie czynią wiele dobrego, ale personel naziemny czasem zawodzi, wcielił się w tę rolę w filmie Wojcieszka "Głośniej od bomb".
Wino, order i dziura na pięćdziesiątkę
Poza papierosami i pochłanianiem książek (ostatnio zaczytuje się w Houellebecqu) Lechu nie miał nałogów. Po Fryderykach za płytę "Fiu, fiu" kolega przysłał mu z Paryża dwie skrzynki wina. Pomyślał, że jak nie wypije, kumpel zapyta, czy smakowało, odpowie, że było słodkie, a okaże się, że wytrawne, to będzie głupio. Wypił, posmakowało. Teraz pije codziennie. Butelkę.
W 1980 roku Lechu znosił z 3. piętra zielone pianino, awuefiści puścili, on się zaparł i coś mu chrupnęło. Przetrzymał ból i zapomniał. Na 26 lat. W 2006 na festiwalu w Opolu posadził na ramionach Monikę Brodkę i wygłupiali się za sceną. Następnego dnia okazało się, że Lechu ma 9 dyskopatii w kręgosłupie. Grał na blokadach, ale w końcu poraziło mu rękę. Rehabilitował się trzy lata. - Była dziura, nie było grania, nastrój nieciekawy, więc coś trzeba było robić - mówi.

Zrobił prawo jazdy. Kupił samochód. W 2011 pojechał razem z Korą, Tomkiem Lipińskim, Muńkiem Staszczykiem i Wojciechem Młynarskim do Belwederu. Prezydent Komorowski wręczył im po Krzyżu Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za "wybitne zasługi dla kultury polskiej".

Nokturn na 60. urodziny
Janerka sam chce sobie sprawić prezent. Nie śpieszy się, choć od ostatniego krążka minęło 8 lat. - Płytę robimy z Bartkiem Straburzyńskim przez telefon. Wysyłam mu do studia pomysły piosenek, a potem próbujemy skleić jego myśl z moją. Nie wiem, czy zdążę na 2 maja, ale w tym roku się ukaże - obiecuje. Teksty? Napisze, jak muzyka będzie gotowa - jak zwykle.
Tytuł? - Nie mam pojecia. Może "Nokturny"? Nawet pasuje, bo jeszcze nie ma wokali - tłumaczy.

Penderecki rocka? Kiedyś mówił, że fascynuje harmonia w utworach tego kompozytora. - Bez przegięć. Gdzie on, a gdzie Lesio - śmieje się Janerka. Autobiografia? - Już kilka wydawnictw zwracało się do mnie z propozycją. Ale wydaje mi się, że jak się wydaje autobiografię, to oznacza "temu panu już dziękujemy", a ja chcę zrobić wielki koncert urodzinowy. Na siedemdziesiątkę. Poza tym nie wiem, czy byłoby o czym pisać.

- Lechu, przecież taki Messi ma 25 lat, a już kilka biografii. - O właśnie, Messi. Śpię pod kołderką w barwach Barcelony, którą Bożena mi kupiła w prezencie. To, co niewysocy chłopcy zrobili kilka lat temu z piłką nożną, było inspirujące i przypomniało mi piosenkę o słoniu: "Twa zaś powinność wszelka/ mimo tej wady kurdupelka / by zawsze w kłopot wprawiać go". Nie mam teraz telewizora, to mówisz, że wygrali 4:0 z Milanem? Myślałem, że odpadną...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Sześćdziesiąt lat Lecha Janerki - Gazeta Wrocławska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski