Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia na Heysel. Finał Pucharu Europy Liverpool - Juventus zmienił się w dzień hańby

Leszek Jaźwiecki
Leszek Jaźwiecki
Tragedia na Heysel
Tragedia na Heysel x-news
Do tragedii na Heysel doszło dokładnie 35 lat temu. 29 maja 1985 roku, na brukselskim stadionie Heysel doszło do tragedii w której zginęło 39 kibiców. Tragedia rozegrała się przed finałem Pucharu Europy pomiędzy Liverpoolem a Juventusem Turyn. Naocznym świadkiem wstrząsających wydarzeń był Zbigniew Boniek, wtedy piłkarz Juve, a dziś prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Stadion w Brukseli był kulminacją ciągu wydarzeń wynikających z wzajemnej nienawiści kibiców włoskich i angielskich. Przez lata nie było meczu z udziałem drużyn z Wysp i Półwyspu Apenińskiego aby nie doszło do bójek, awantur, zamieszek. A droga do Heysel zaczęła się tak naprawdę rok wcześniej...

Wstęp do tragedii

Wówczas w finale Pucharu Europy, na Stadio Olimpico w Rzymie, Liverpool w obecności 69.693 kibiców, pokonał po serii rzutów karnych Romę. 90 minut gry i dogrywka nie przyniosły rozstrzygnięcia - był remis 1:1. Bohaterem festiwalu jedenastek został bramkarz The Reds, Bruce Grobbelaar. Piłkarz rodem z Zimbabwe „zaczarował” szykującego się strzału Francesco Grazianiego i piłka po jego uderzeniu poszybowała nad poprzeczką. Chwilę później Alan Kennedy nie popełnił już błędu i Anglicy zaczęli świętować zdobycie trofeum.

Wtedy jednak fani Romy zaatakowali kibiców Liverpoolu. Pod Stadio Olimpico doszło do regularnej bitwy, w ruch poszły cegły, butelki, metalowe pręty. Jeden z kibiców z miasta Beatlesów został ugodzony nożem, inni też mocno ucierpieli. Anglicy zaprzysięgli zemstę.

O wyspiarskich chuliganach było wtedy głośno w całej Europie. Stanowili iskrę, która rozpalała ogniska. Walczyli nie tylko na obcych stadionach, do zadym dochodziło także w samej Anglii. Raz po raz dochodziło na trybunach do rozrób rywalizujących ze sobą kibolskich gangów.

Czasami dramaty wiązały się jednak po prostu z przestarzałą architekturą stadionów. Osiemnaście dni przed tragedią w Brukseli spłonęła trybuna Valley Parade podczas meczu ligowego w Bradford. Pożar wywołany niedopałkiem pochłonął 59 ofiar.

Regularna wojna

Gospodarzem finałowego meczu Pucharu Europy 29 maja 1985, w którym Liverpool mierzył się z Juventusem, także był stary, niespełniający norm bezpieczeństwa i wybudowany przed wojną, stadion w Brukseli. Stadion Heysel posiadał małe i ciasne sektory dla kibiców obu drużyn, ponadto brakowało wyjść ewakuacyjnych. Anglików i Włochów odgradzał prowizoryczny druciany płot, którego pilnowało kilkunastu policjantów.

Początek spotkania wyznaczono na godzinę 20.15, ale już o 19 brukselski stadion był wypełniony po brzegi. Atmosfera robiła się gęsta, kibice obrzucali się wyzwiskami, obelgami. Potem w ruch poszły kamienie i butelki. W końcu, 45 minut przed meczem, Anglicy, niszcząc ogrodzenie, ruszyli na rywali.

- Do naszej szatni dochodziły krzyki ludzi, hałasy, po wyjściu na boisku zobaczyliśmy to wszystko na żywo - wspominał Zbigniew Boniek w rozmowie ze stroną juvepoland.com.

Obecny prezes PZPN do ówczesnych wydarzeń wraca niechętnie, podkreślając, że słowa nie mogą oddać skali tragedii.

Służby porządkowe i policja nie były w stanie opanować sytuacji. Zapanowała panika, przerażeni tifosi zaczęli uciekać. Część wspięła się na trzymetrowy mur, który pod ich naporem runął, a z nim metalowe ogrodzenie. Fragmenty spadły na tłum, co wzmogło panikę.

Bilans był przerażający. W wyniku zamieszek śmierć poniosło 39 osób, głównie Włochów, wśród nich 11-letni Andrea Casula. Ponad 600 osób odniosło rany i lżejsze obrażenia. Ofiary przenoszono na boisko, pomocy udzielili lekarzy obu drużyn. Najciężej rannych przewożono do szpitali.

Dziś byłoby to nie do pomyślenia, wtedy organizatorzy po uspokojeniu sytuacji, wymogli na piłkarzach, aby wyszli na boisko.

- Nie chcieliśmy grać - wspomina Boniek. - Uważaliśmy, że w obliczu takiej tragedii finał powinien zostać przełożony. Do rozpoczęcia gry namawiali jednak przedstawiciele UEFA, policji i władz Brukseli. Obawiano się, że nierozegranie spotkania zakończy się kolejną awanturą.

O zwycięstwie Juventusu zadecydował kontrowersyjny rzut karny. Boniek był faulowany przed polem karnym, ale szwajcarski sędzia Andre Daina podyktował jedenastkę, którą wykorzystał Michel Platini. Polak, który kończył karierę w Juve i przechodził do Romy, kilka godzin po meczu poleciał do Tirany na mecz reprezentacji Polski z Albanią i strzelił zwycięskiego gola, dający Polakom awans na mistrzostwa świata w Meksyku. Później wyszło na jaw, że całą premię za finał w Brukseli, oddał na fundusz dla rodzin ofiar Heysel. 100.000 dolarów stanowiło wtedy niemal fortunę...

Pomnik pod stadionem

Wydarzenia w Brukseli pokazywało około 60 stacji telewizyjnych, wśród nich Telewizja Polska. Konsekwencje dla Liverpoolu i innych angielskich klubów były dotkliwe - zostały wykluczone z europejskich pucharów na pięć lat.

Po tej tragedii na stadionie Heysel już nigdy nie rozegrano meczu, obiekt został zburzony i przebudowany od podstaw. Pod nowym stadionem, obecnie imienia Króla Baudouina, stanął pomnik ku czci ofiar.

Bądź na bieżąco i obserwuj

Sprawdź to

Internet się śmieje

Obejrzyj dokładnie

Zobacz koniecznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Tragedia na Heysel. Finał Pucharu Europy Liverpool - Juventus zmienił się w dzień hańby - Dziennik Zachodni

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski