Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczny wypadek w Wólce Rokickiej: Zginęły kilometr od domu

Agnieszka Kasperska
- To się nie powinno w ogóle zdarzyć! - mówi pani Adela. - To była bardzo porządna rodzina. Uczciwie pracowali. Uczciwie żyli. Chodzili do kościoła. Wciąż nie wierzę w to, co się stało.

Pani Adela mieszka tuż obok miejsca wypadku. W sobotę słyszała odgłos hamowania auta i donośny huk. Dopóki nie zaczęły wyć syreny nadjeżdżających karetek, nie zareagowała.

- Potem wybiegłam z domu. Od sąsiadów dowiedziałam się, co się stało, ale nie podchodziłam. Nie mogłam. To było zbyt przerażające - opowiada.

Mieszkańcy Wólki Rokickiej i pobliskiej Kolonii, gdzie mieszkała rodzina, wciąż przychodzą na miejsce wypadku. Palą znicze. Stają przy tablicy ogłoszeń, na której wywieszono nekrolog.

- Wszyscy będziemy się modlić, ale nie wszyscy na pogrzeb pójdziemy - zapowiada pani Helena ze sklepu spożywczo-przemysłowego znajdującego się tuż obok feralnego zakrętu, na którym doszło do wypadku. - To zbyt wielki dramat. Wiele osób psychicznie nie będzie w stanie wziąć udziału w ceremonii. Wszyscy doskonale znaliśmy tych ludzi i te śliczne dziewczynki.

Danuta Z. odbierając córki ze szkoły niemal zawsze wstępowała do sklepu. Kupowała to, co wszyscy: chleb, coś do chleba. Przy zakupach dużo było gwaru i zamieszania. Wiadomo, jak to z dziećmi. Starsze córki dopominały się chipsów. Młodsze wolały jogurty i batoniki. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy tu nie wejdą - pani Helena odwraca się, żeby nie było widać napływających do oczu łez.

- Zapamiętam je takie piękne, jak w ostatni piątek. Matka prowadziła je na zakończenie roku szkolnego. Dziewczynki były takie eleganckie - wspomina pani Wanda, inna mieszkanka wsi. - Chwilkę nawet rozmawiałyśmy. Cecylia była dumna, że od września nie pójdzie już do klubu malucha, tylko do zerówki. Czuła się bardzo dorosła.

Wakacyjnymi planami z sąsiadami państwo Z. się nie dzielili. Może nie chcieli nigdzie jechać. Wiadomo, z dziećmi kłopot. - W tamtym roku byli na Pomorzu - przypomina sobie pani Wioletta, najbliższa sąsiadka rodziny. - Przejechali wtedy tyle setek kilometrów i nic się nie stało. Teraz śmierć zaskoczyła ich pod samym domem.

Sąsiedzi są zgodni - to była wspaniała rodzina. Kochająca. Troskliwa. - Staszek nawet po nocy spędzonej w pracy miał siłę jechać do sklepu. Kupował całe kartony mleka. Dzieci je uwielbiały i piły litrami - dodaje pani Wioletta. - Potem bawił się z dziewczynkami w ogrodzie. Szedł w pole, albo coś majsterkował. Zawsze był zajęty.

Często pomagał sąsiadom: to naprawił kosiarkę, to pomógł przy samochodzie. - I nigdy nie pił. Kiedy w tym samym roku dowiedziałyśmy się z Danusią, że jesteśmy w ciąży, nasi mężowie wypili tylko po jednym piwie - opowiada kobieta. - Przez sześć lat mieszkaliśmy obok siebie i ani razu nie widziałam go pijanego.

W ostatnią sobotę pani Danuta skosiła rano trawę w ogrodzie. Ogrodnictwo było jej wielką pasją. Walczyła z chwastami. Planowała nowe nasadzenia... Po południu pojechali na "parapetówkę" do jej koleżanki ze szkoły. - Staszek mówił, że nie ma ochoty jechać . Danusia jednak obiecała i nie chcieli się już z tego wycofywać - relacjonuje sąsiadka.

O tym, co było później, ludzie mówią niechętnie. Podobno pani Danusia chciała wracać do domu, bo dzieci były już bardzo śpiące. Mąż chciał jeszcze zostać.

- Dlatego matkę z dziećmi miał odwieźć jego brat. Siedział już nawet za kierownicą. Doszło jednak do jakieś awantury i pan Staszek wyciągnął go z wozu i sam wskoczył za kółko - opowiada inna sąsiadka. - Brat podobno jechał za nim i widział, że auto jedzie zbyt szybko i łapie pobocza. Nie mógł jednak już nic zrobić.

Być może wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby pani Danuta miała prawo jazdy. Nie chciała go jednak robić. Mówiła, że bałaby się prowadzić. Dlatego starsze córki jeździły do szkoły na rowerach. Ona szła obok, niosąc na biodrze najmłodszą Konstancję.
- Wiosną spytałam, kiedy dokończą elewację domu. Danusia powiedziała, że nie w tym roku, bo Staszek bardzo chce mieć nowy samochód - mówi znajoma rodziny. - Właśnie tym upragnionym cackiem jechali, gdy doszło do wypadku.

- Widziałem czasami, jak sąsiad woził dzieci. Zawsze jechał ostrożnie. Nie szalał. Maluchy były zapięte w fotelikach. Co go teraz podkusiło?! - zastanawia się pan Wiesław. - Może dlatego, że nigdy nie pił, to dziwnie na wódkę zareagował.

Mieszkańcom Wólki Rokickiej i Kolonii Wólka Rokicka ciężko żyć. Wszystko przypomina im zmarłe dzieci. Piłka, która została przy huśtawce, a z której dziewczynki były bardzo dumne, bo nowa i markowa. Droga, którą polami chodziły na spacery, i sosna, z której zbierały szyszki.

- Przed sądem w Lubartowie toczy się postępowanie w sprawie ustalenie prawnego opiekuna dwóch dziewczynek, które przeżyły wypadek - informuje Artur Ozimek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Lublinie. - Decyzja jeszcze nie zapadła, ale nie ma też potrzeby szybkiego działania. 8- i 11-latka przebywają w szpitalu i z informacji, jakie posiadamy, wynika, że ich stan zdrowia wymaga dłuższej hospitalizacji. Zanim zostaną wypisane, decyzja ta na pewno zostanie podjęta.

Sąsiedzi uważają, że dziewczynkami mogliby się zająć dziadkowie ze strony matki. Mieszkają w pobliskim Jawidzu. Wnuczki ich kochały. Spędzały u nich dużo czasu. Zachwycały się krążącymi nad ich domem bocianami. Prawdopodobne jest też to, że weźmie je do siebie któryś z braci Stanisława Z.

- To dobrzy ludzie - nie ma wątpliwości pan Grzegorz, inny sąsiad. - Jeden z braci jest policjantem, inny strażnikiem w lubelskim Areszcie Śledczym. Może razem z kochającymi wujkami dziewczynkom uda się jakoś pogodzić z tą tragedią. Chociaż nie wiem jak. Skoro nam dorosłym tak trudno z tym żyć, to co mogą one malutkie...



Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski