Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uśmiechnij się, pszczoła patrzy

Sławomir Skomra
Potrafią rozróżnić 170 zapachów i rozpoznają ludzkie twarze. Pszczoły mają też doskonałą organizację. Facet potrzebny jest im tylko do jednego, a szefowej, gdy stanie się zbędna, pozbywają się w mgnieniu skrzydeł.

Dosłownie kilka dni temu Rada Miasta zmieniała przepisy obowiązujące w Lublinie i dzięki temu na dachach Centrum Spotkania Kultur i budynkach KUL przy Al. Racławickich oraz przy ul. Konstantynów mogą stanąć ule. Tak, prawdziwe ule z jak najbardziej bzyczącymi pszczołami.

Tym sposobem już niedługo te owady zamieszkają w centrum miasta, a Lublin dołączy do grona innych miast, gdzie pasieki są już normą. Tak jest np. w Brukseli, Nowym Jorku i Warszawie. W stolicy dzień w dzień pszczoły wylatują na poszukiwanie pyłku na przykład z dachu Pałacu Kultury i Nauki. Ule stoją także koło Sejmu.

Kiedy tylko KUL i CSK zdecydowały, że chcą mieć swoje pszczoły, okazało się, że na przeszkodzie stoi miejscowe prawo. W Lublinie sprawę hodowli pszczół trzeba było uregulować, bo przepisy sprzed kilku lat nie odpowiadały dzisiejszym trendom miejskim. Po prostu zabraniały hodowania pszczół w centrum.

Można było pszczoły trzymać wyłącznie na obrzeżach miasta, w ogródkach, przy domach jednorodzinnych i to w ściśle określonej liczbie rodzin pszczelich.

Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo. (Alan Alexander Milne, „Kubuś Puchatek”)

Skąd w ogóle pomysł na pszczoły w centrum Lublina?

Pasieka w CSK jest jednym z elementów programu centrum. Ma być ono nie tylko placówką kulturalną, ale też edukacyjną. A właśnie edukacja ekologiczna jest mocnym punktem w działalności CSK.

Pasieka na dachu ma być też kulturalna. Na CSK staną różne rodzaje uli, przedstawiające zmiany zachodzące w pszczelarstwie, jak i to w jaki sposób do tej dziedziny podchodzi się w różnych rejonach świata.

- Będzie ich około dziesięciu, dwunastu na dachu. I nie każdy będzie wyglądał tak samo. Będziemy mieli ul wydrążony w prawdziwym pniu drzewa, żeby pokazać, jak pszczoły mieszkały i pracowały przed wiekami. Będzie też pień obserwacyjny, czyli przeszklony i będzie można podejrzeć pracę pszczół. Będzie również ul typu warszawskiego, Dadanta i już te najnowsze typy - mówił nam niedawno Marcin Sudziński, pszczelarz CSK. - Przewidujemy tutaj wykłady, szkolenia, będziemy podpowiadać, jak założyć własną pasiekę, w programie są także warsztaty kulinarne z elementami apiterapii. Z miodobrania chcemy uczynić wielkie, rodzinne święto - tłumaczył.

Na KUL-u pomysł zrodził się w trochę inny sposób. Władze uczelni uznały, że idealnym gadżetem promocyjnym uniwersytetu byłby miód KUL-owski. A jeszcze lepiej, gdyby ten miód produkowały pszczoły hodowane na uczelni.

Dodatkowo KUL widzi w swoich pszczołach jeden z elementów edukacji ekologicznej.

Niezależnie od powodów, sprawa uli w centrum miasta jest już przesądzona. Jakie gatunki zamieszkałyby w Lublinie? Rada Miasta stawia właściwie jeden, najważniejszy warunek w kwestii pszczół - mają to być nieagresywne owady. Zarówno CSK, jak i KUL zapewniają, że go spełnią.

Idź do pszczoły i przekonaj się, z jaką pilnością i powagą spełnia swoją pracę (Biblia)

- Pszczoły towarzyszyły ludziom od tysiącleci - przekonywał kilka dni temu na spotkaniu „Pszczoła w mieście” zorganizowanym na KUL, prof. Jerzy Demetraki z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. - Świadczą o tym wykopaliska w Azji i Afryce - dodawał.

W czasach najdawniejszych tymi owadami wcale nie zajmowali się zawodowi prapszczelarze, tylko kapłani, którzy używali tych owadów i wytwarzanych przez nie produktów w medycynie. Zresztą, tradycja pszczelej medycyny przetrwała do dziś. Są to różnego rodzaju lekarstwa na bazie miodu i pyłku, a same pszczoły są wykorzystywane w tradycyjnej medycynie chińskiej.

Słowianie utożsamiali tego owada z ludzką duszą, która przybyła z zaświatów. W mitach naszych przodków odgrywała ważną rolę. Np. słowiański bóg Swaróg (bóstwo nieba, słońca i ognia) stworzył ją specjalnie po to, aby wysłać na przeszpiegi do swego boskiego konkurenta Welesa - podziemnego boga magii i rzemiosła.

Nie bez przyczyny zatem złota pszczoła była kojarzona ze słońcem, które samo w sobie było dla naszych przodków magiczne.

Przez to, że te owady znajdowały się pod opieką osób mających kontakty z bóstwami, pszczoły były otaczane szacunkiem i nabrały cech magicznych.

Kiedy nastała era Kościoła katolickiego, ten nie porzucił pszczół jako spuścizny pogańskiej. Nie mógł choćby dlatego, że o pszczołach dużo ciepłych słów znajduje się w Biblii.

Jeszcze więcej w Biblii jest o miodzie, który stał się symbolem dobrobytu i powodzenia.

Patronem pszczelarzy został św. Ambroży. Według legendy, gdy był dzieckiem, do jego ust wlatywały pszczoły, nie robiąc mu krzywdy. Na tej podstawie ojciec późniejszego świętego uznał, że jego syn jest przeznaczony do wielkich celów. Ambroży ostatecznie został arcybiskupem Mediolanu.

XIX-wieczny ksiądz i naukowiec Grzegorz Mendel nawet krzyżował amerykańskie pszczoły z europejskimi. Robił to, żeby wyhodować jak najbardziej miododajny gatunek.

Kiedy pszczoła zniknie z powierzchni Ziemi, człowiekowi pozostaną już tylko cztery lata życia. (Karol Darwin)

Dziś hodowla pszczół nie ma aż takiego wymiaru duchowego, ale nauka nadal jest im wierna. Te małe owady, tak samo jak ich „produkty”, są dokładnie prześwietlane w laboratoriach. Chodzi np. o zbadanie, jak aminokwasy zawarte w pszczelich produktach łączą się z białkami. Po co to badać? Na podstawie wyników takich badań można wypracować metodę skuteczniejszej walki z wirusami.

Grypa hiszpanka na początku XX wieku zdziesiątkowała Europę, część Azji, Afryki i Ameryki Południowej. Winny był właśnie wirus.

- Dziś w takim przypadku nie wykpilibyśmy się paroma milionami trupów. Dlatego badania nad wirusami są tak ważne - tłumaczył prof. Demetraki, którego w szkole uczono, że pszczoła nie ma mózgu. Tego samego, który dziś jest dokładnie badany przez naukowców - dodawał.

Badacze już doszli do wniosku, że pszczoły potrafią rozróżnić ponad 170 zapachów, mają znakomitą pamięć i są w stanie rozróżnić ludzkie twarze. Zwłaszcza kwestia zapachu może mieć w przyszłości duże znaczenie dla człowieka.

Naukowcy chcą nauczyć pszczoły wykrywania narkotyków czy materiałów wybuchowych. To może być przydatne choćby na lotniskach.

Pszczołami może się posługiwać także wojsko. Jeśli owady sprawdziłyby się przy wykrywaniu materiałów wybuchowych, to rój można by wypuścić na pole minowe, a pszczoły skupiłyby się przy ukrytych pod ziemią ładunkach. Saper wiedziałby, gdzie znajduje się mina.

Pszczoły są obecnie prześwietlane na wszelkie możliwe sposoby, ale ich podstawowe zadanie pozostaje niezmienne - mają zapylać rośliny. Mają sprawiać, że rośliny będą rodziły owoce, a dzięki temu ludzie będą mieli co jeść.

Pszczoły, i w ogóle owady zapylające, są strategicznymi czynnikami w ekosystemie. W dużej mierze od nich zależy życie człowieka.

Co nie jest pożyteczne dla roju, i dla pszczoły nie jest pożyteczne. (Marek Aureliusz)

Prof. Rafał Garlacz z Uniwersytetu Jagiellońskiego zawodowo zajmuje się innymi owadami, ale prywatny czas poświęca pszczołom. Jest pod ich wrażeniem.

- Siłą tego gatunku są zachowania społeczne. Tysiące pszczół zachowuje się jak jeden organizm. Śmierć pojedynczego osobnika nic dla społeczności nie znaczy. To osiągnięcie ewolucyjne - przekonywał na KUL.

Pszczoła ma bardzo skomplikowane życie. Zaznaczmy, że wcale nie długie, bo trwa zaledwie 35 dni.

W pszczelej rodzinie jest jedna królowa matka, ok. 50 tysięcy samic - robotnic i ok. 3 tys. samców - trutni. Życie żadnej z tych pszczół nie „opływa miodem”.

Królowa. To ona rządzi, ma swoją świtę, która o nią dba, a jedynym zadaniem królowej jest składanie jaj.

W tym idealnym, wydawałoby się, życiu jest jeden poważny minus: królowa nie może liczyć na spokojną starość i pszczelą emeryturę. Gdy tylko jej poddani zauważą, że słabnie i nie jest w stanie w pełni wykonywać swego zadania, czyli zapewniać przetrwania roju, inne pszczoły pozbywają się jej w mgnieniu skrzydeł.

Zaraz potem robotnice zaczynają pracę nad wyhodowaniem następczyni. Wybierają jedną z larw i w odróżnieniu od pozostałych karmią ją pszczelim mleczkiem.

Robotnice. Ich życie podporządkowane jest pracy. Stopniowo „awansują” w ulu - noszą wodę, karmią larwy, produkują miód, a dopiero przez ostatnie dwa tygodnie życia wylatują na poszukiwanie pyłku. Przynoszą pyłek w „koszyczkach” na odnóżach. Z niego robią miód. I to jest szczyt ich zawodowej kariery.

Zaznaczmy, że sam proces wytwarzania tego słodkiego przysmaku może niektórych zniechęcić, ale prawda jest taka, że surowiec przyniesiony przez robotnice musi być wielokrotnie przeżuty i wypluty.

Kiedy robotnice przylatują do rodziny, zdają relację ze swojej wyprawy. Odpowiednio się poruszając „opowiadają”, gdzie znalazły pyłek, ile go tam jest i jak długo trzeba lecieć na miejsce. Dzięki temu pszczoły nie wyruszają na poszukiwania w ciemno. Wiedzą, gdzie i po co lecą.

Trutnie. Teoretycznie mają w ulu najlżej. Nie pracują, nie dbają o larwy, nie produkują miodu ani nie zbierają pyłku. Ich jedynym zadaniem się zapłodnienie jajeczek, z których wyklują się robotnice. Nic więcej nie muszą robić.

Fajnie? Niekoniecznie, bo kiedy truteń spełni swoje zadanie, nie jest już potrzebny i sprawia same problemy - trzeba takiego trutnia nakarmić i o niego zadbać. Dlatego ostatecznie ginie.

Trutnie mają jeszcze jeden problem. Nie obchodzą Dnia Ojca. - Nie mają tatusiów, mają tylko dziadków - żartował prof. Garlacz.

Chodzi o to, że samce wykluwają się tylko z niezapłodnionych jajeczek. Czyli ich dziadkiem jest „ojciec” królowej, ale swego ojca samce nie mają.

Człowiek wytwarza zło jak pszczoła miód. (William Golding)

W poszukiwaniu pyłku pszczoła z reguły odlatuje w promieniu 1,5 km od ula. Jeśli surowca brakuje, to owad może podwoić ten dystans.

To oznacza, że pszczoły z dachu CSK dolecą nawet do Ogrodu Botanicznego. Choć raczej nie będą miały takiej potrzeby, bo przecież pod nosem (a dokładnie mówiąc, pod żuwką zewnętrzną) będą miały choćby ukwiecony Ogród Saski.

Ale czy w ogóle Lublin jest dobrym miejscem dla pszczół?

- Miasto jako środowisko przyrodnicze jest specyficzne - mówiła dr Magdalena Lubiarz z KUL. - Jest tu zwarta zabudowa, rozczłonkowana zieleń, wyższa niż poza miastami temperatura, zanieczyszczenie powietrza i gleby - wyliczała.

Nieciekawa to perspektywa dla lubelskich pszczół, ale te owady jakoś w mieście sobie radzą. Trzeba też jasno powiedzieć, że Lublin - na tle innych miast - nie jest wcale takim tragicznym miejscem dla tych pracowitych owadów. Lublin ma nawet dla nich pewne plusy.

Jest względnie zielonym miastem i nie chodzi tylko o parki. Pszczoły mogą korzystać z roślinności w ogródkach działkowych (tych w mieście jest naprawdę sporo), na osiedlach i w wąwozach. Wszędzie tam jest dużo przydatnych pszczołom roślin.

W Lublinie rośnie dużo mniszków, nawłoci czy słonecznika bulwiastego. Jest ostrożeń polny, oset kędzierzawy, maki. Do tego zestawiania trzeba jeszcze dodać drzewa - choćby lipy czy jarzębiny.

Niewątpliwą zaletą pszczelego Lublina są wąwozy. Tam są rośliny seminaturalne, miejscowe, których nie posadził człowiek, tylko same zajmowały kolejne połacie wąwozów.

Dodatkowym plusem miast jest to, że nie używa się tu tak dużo pestycydów jak przy uprawach rolnych.

Jednak i w Lublinie, jak w każdym mieście, niektóre działania zdecydowanie pszczołom nie sprzyjają. To np. odkomarzanie. Co prawda opryski wykonywane są w godzinach, kiedy pszczoły nie latają, ale chemia i tak zostaje na roślinach.

Pszczoły miodne nie za bardzo mają czego szukać na nowych osiedlach mieszkaniowych. To te starsze są dla nich bardziej atrakcyjną okolicą.

Wynika to z tego, że o ile dużo pszczelej zieleni jest na starych osiedlach, to już na nowych jest z tym problem. Projektanci, jeśli planują zieleń, to ubogą i raczej są to iglaki, które dla pszczół miodnych mają mniejsze znaczenie.

I jeszcze to przeklęte koszenie. Kiedy tylko robi się cieplej, na osiedlowe trawniki wychodzą kosiarze. Warczącymi maszynami ścinają na równo wszystko, co rośnie. Także kwiaty, które są potrzebne pszczołom.

- Rozumiem, że wczesną wiosną, w okresie pylenia traw, częste koszenie jest potrzebne, ale myślę, że można by potrzeby ludzi i owadów jakoś pogodzić. Moim zdaniem, już w lipcu, sierpniu i wrześniu zupełnie wystarczyłoby jedno koszenie w miesiącu - proponuje dr Lubiarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski