Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W kościele suszy się pranie, leżą klocki, piecze się kaczka. Gdy kościoły są puste, domy powinny być pełne Boga

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Łukasz Capar
No i teraz, jak mówi Janina, nastała ta koronawirusowa Sodoma. Żeby w kościele był sam jeden tylko ksiądz, jak żyje, nie pamięta. - Stara jestem, różne dziwactwa przeżyłam, to i to przeżyję - mówi Janina Fikusek, mieszkanka Starogardu Gdańskiego.

Janina Fikusek w niedzielnej mszy świętej nie uczestniczyła tylko raz. A było to 53 lata temu. Mieszkała wtedy na wsi i akurat rodziła. Jej mąż Józef musiał ją zawieźć furmanką do ośrodka zdrowia, gdzie przyjmowała położna. Pozostałe dzieci, na szczęście, rodziły się w inne dni tygodnia niż niedziela. Nawet jak złamała nogę, poszła do kościoła. I to w zimie stulecia! Na jednej nodze, wsparta o kulę, wyskoczyła przez okno. Przez drzwi wyjść się nie dało, bo śnieg całkowicie je zasypał. Później, nie odstraszyły jej nawet pogłoski, że esbecy stoją pod kościołami i spisują, kto do niego wchodzi. Nie opuszczała nabożeństw majowych, czerwcowych, pierwszych piątków miesiąca, nowenn do Matki Bożej Nieustającej Pomocy oraz oczywiście różańców. Chodziła do kościoła w wichurze, deszczu i po katastrofie w Czarnobylu. Za komuny i za Solidarności. Za Tuska i za Kaczyńskiego. No i teraz, jak mówi, nastała ta koronawirusowa Sodoma. Żeby w kościele był sam jeden tylko ksiądz, jak żyje, nie pamięta. Żeby biskupi odradzali przychodzenia do kościoła, nawet jej się w najgorszym koszmarze nie śniło!

- Jak powiedzieli o tym całym paskudztwie, to się popłakałam. No Sodoma i Gomora! Od razu gorączki dostałam i byłam pewna, że ze mną koniec. Przypomniało mi się, że kilka dni wcześniej zjadłam w sklepie winogrono, bo chciałam sprawdzić, czy słodkie. Tak rozpaczałam, że wnuk sprowadził zaprzyjaźnioną lekarkę. Przyszła cała w tym niebieskim worku, tylko oczy było jej widać. Stwierdziła, że dostałam gorączki z powodu roztrzęsienia nerwowego i że nic mi nie jest, dała leki na uspokojenie. Jaką ja poczułam ulgę! Stara jestem, różne dziwactwa przeżyłam, to i to świństwo przeżyję. Każą siedzieć w domu, to siedzę, tyle że samotnie, bo mój Józek już się 5 lat temu na tamten świat zabrał. Narzekać nie mogę, bo ma mi kto dowozić jedzenie. Najgorsze, że z tym chodzeniem do kościoła klops. Takiego Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy, żebym nie poszła na mszę i na adorację, jeszcze w moim życiu nie było, no nie było ... - mówi z dezaprobatą 78-letnia Janina Fikusek, mieszkanka Starogardu Gdańskiego.

Uczestnictwo w niedzielnych mszach telewizyjnych początkowo Janinie nie wychodziło. Nie za bardzo potrafi to wyjaśnić, ale włączony telewizor automatycznie ją usypia. Mimo że bardzo starała się nie zasnąć, to podczas pierwszej transmisji mszy, w okolicach „Wierzę w Boga”, oczy zaczynały jej się kleić, a głowa opadać. Podczas „Ojcze Nasz”, niestety, już chrapała. To samo ma na „Kole Fortuny”. Następnym razem senność postanowiła okiełznać dużą ilością bardzo mocnej kawy. Nawet udało jej się nie zasnąć, ale pojawił się inny problem, natury fizjologicznej.

- No jakby to powiedzieć … Po tej kawie musiałam iść bezzwłocznie tam, gdzie król chodzi piechotą. Mam bardzo małe mieszkanie i z owego miejsca słyszałam telewizor. Oczywiście natychmiast go wyłączyłam. Poczułam, że gdyby był włączony, to popełniłabym świętokradztwo. Takie przyziemne problemy człowiek teraz ma... Mszy w telewizji wcześniej nie oglądałam, tylko dawno temu, gdy Jan Paweł II był w Polsce - tłumaczy.

Ekran zrobił się czarny

W Wielkim Tygodniu Janina zbudowała w swojej kawalerce ołtarzyk. Na telewizor postawiła krzyżyk i lichtarze. Pod telewizor wetknęła obrus. Obok ustawiła doniczki z bratkami. Wnuk napisał jej, o której i na jakim kanale, nadają mszę. No i oglądała, już bez kawy, przysypiając, a najczęściej przesypiając. Kilka dni temu próbowała poddać się błyskawicznej rewolucji cyfrowej. Kuria Diecezji Pelplińskiej zorganizowała cykl rekolekcji, dostępnych w internecie. Wnuk przyniósł laptop, Janina zapaliła świece.

- Jestem bardzo pojętna i otwarta na nowinki, ale z tym internetem nie wyszło. Te przyciski są takie malutkie i jest ich naprawdę dużo. Coś tam mi się nacisnęło, coś wywinęło i ekran zrobił się czarny, jak smoła! Rekolekcje wcięło i pojawiły się gołe baby. No ja się nie dziwię, że chłopy całe dnie siedzą w tym internecie. A potem jeszcze wyskoczyło coś o danych osobowych. Mam tak z czasów komuny, że jak chcą jakieś dane, to ja się wyłączam. I nawet świec nie dało się ustawić na tym całym laptopie - krzywi się emerytka.

Sytuacja z koronawirusem jest podbramkowa. Janina na działkę nie jeździ, do sąsiadki nie chodzi. Z wnuków tylko ten Piotrek, niczym rodzinny wysłannik, przyjeżdża z zakupami. Cała róża różańcowa, do której należy, zamknięta w mieszkaniach siedzi.
Tylko telefony zostały.

Jestem bardzo twarda życiowo. Harda, można powiedzieć. Robię na drutach skarpety i szale, a do tego seriale oglądam. Dużo się modlę, gotuję, a najwięcej to oczywiście śpię. Z dziewczynami z róży plotkuję przez telefon. Ja tam sobie poradzę, ale jak ci młodzi to przetrwają, to ja nie wiem

- dodaje emerytka.

Msza i kaczka w piekarniku

Nastał czas wielofunkcyjnych mikromieszkań, uważa Iwona Pstrągowska. Jest doradcą klienta w jednym z banków w Tczewie i w czasie narodowej kwarantanny pracuje zdalnie. Jej mąż, nauczyciel historii, również. Metraż kawalerki nie powala, liczy raptem 28 metrów kwadratowych. Gdy Iwona musi rozmawiać przez telefon z klientem, mąż przenosi się do oddzielonej regałem części mieszkania. Stało się ono zakładem pracy, ale też przedszkolem dla ich dwóch synków. W niedzielę jest też kościołem. Rodzina systematycznie uczestniczy w mszy świętej transmitowanej w internecie. Iwona to podkreśla: uczestniczy, a nie tylko ogląda. Obok stołu z laptopem, ostatniej niedzieli suszyło się pranie. Do tego chłopcy na podłodze rozłożyli klocki. Kilka metrów dalej, w piekarniku piekła się kaczka na obiad. Pstrągowscy nie mają kuchni, tylko aneks kuchenny. Opowiadają, że od początku epidemii chodzą wyłącznie w dresach.

Iwona Pstrągowska: - Siedzieliśmy w fotelach podczas mszy i uklękliśmy, gdy ksiądz podniósł Najświętszy Sakrament. W domu panował bałagan, czuć było tę kaczkę, zauważyłam, że mam na spodniach plamę od pasty do zębów. Ale to nasze uczestnictwo w mszy nie było gorsze. Ono nawet może było lepsze. Czułam jakbyśmy byli pozbawieni masek, niepotrzebnego sztafażu. Przecież rozciągnięte ubranie i walające się po podłodze klocki to całe nasze życie, nasza codzienność. Innego życia nie mamy. W tym modleniu poczułam się bardzo autentyczna.

Wiktor Pstrągowski: - Bóg nie potrzebuje wielkich świątyń, przepychu, drogich ubrań. Może to jest egzamin z tego, jak w niego wierzymy? Czy bez złotych kielichów, woni kadzidła potrafimy uczestniczyć w mszy? Czy my go do siebie w tych małych mieszkankach z suszącym się praniem przyjmiemy? Ta sytuacja wymaga pokory, ale ona daje też oczyszczenie i ustanawia nową hierarchię wartości. Uczy też uważności, wcześniej zbyt dużo ważnych spraw nam umykało.

Ksiądz Mieczysław Bizoń nie ma wątpliwości, że w czasie, gdy kościoły są puste, domy mogą - i powinny - być pełne Boga.

Mam głębokie przeświadczenie, że w tym czasie, który teraz nastał, Bóg chce nam coś powiedzieć. Takich rekolekcji wcześniej jeszcze nie było... Widzimy teraz dobitnie, jak kruche jest życie. Choć to zabrzmi banalnie, trzeba cieszyć się tym, co mamy. Nie wiemy, co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc. Bardzo przeżywam to, co się dzieje. Jakiś czas temu borykałem się z ciężką chorobą i moje myślenie już wtedy się zmieniło. Nie boję się śmierci. Jestem na nią i na spotkanie z Bogiem przygotowany. Każdy powinien mieć świadomość, że ten dzień kiedyś nadejdzie, każdy powinien być przygotowany

- mówi ks. Mieczysław Bizoń, proboszcz parafii św. Elżbiety w Pinczynie.

Migoczący obraz Boga

Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podał, powołując się na pierwsze dane, że „uczestnictwo w mszach świętych faktycznie przeniosło się do domów”. Firma badawcza Nielsen Polska poinformowała, że transmisje mszy, tuż po wprowadzeniu pierwszych ograniczeń przez rząd, miały milionową widownię. Największą popularnością cieszyła się liturgia pokazywana w telewizji publicznej o godz. 11 - oglądało ją 2,2 mln osób.

Obecnie msze na swoich stronach emitują wszystkie największe portale internetowe, diecezje, a także wiele małych parafii. Statystyki mówią też o tym, że liczba osób chodzących do kościoła od lat stopniowo maleje. Pojawiają się więc pytania, czy duża liczba wiernych uczestniczących obecnie w wirtualnych mszach utrzyma się i jaki to będzie miało wpływ na religijność Polaków.

- Sytuacja pandemii, wynikające z niej codzienne niedogodności, przeżywane obawy i osobiste tragedie mogą potęgować potrzeby religijne i duchowe. Fakt, że wielu ludzi oglądało (bo czy przeżywało sacrum zgodnie z dyrektywą Episkopatu, tego nie wiadomo) transmisję mszy św. 29. marca za pośrednictwem przekazu internetowego jednoznacznie nie przesądza o ich religijnej motywacji. W wielu mieszkaniach telewizor włączony przez cały dzień towarzyszy domowym czynnościom. Żeby w migoczącym obrazie dostrzec Boga niezbędna jest duchowa potrzeba i intencjonalny odbiór przekazywanej treści - twierdzi prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska, socjolog religii z Uniwersytetu Warszawskiego.

Prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska wskazuje też, że niektóre przekazy hierarchów Kościoła i niższych rangą duchownych wywołują kontrowersje skutkujące podważeniem ich autorytetu.
- Irracjonalne przekonanie, że woda święcona jest panaceum na wirusa, że w bożej świątyni nie dojdzie do zakażenia i roznoszenia zarazków podważają zaufanie do kościelnych mądrości. Utrwalają model katolicyzmu ludowego zabiegającego bardziej o fizyczną obecność wiernych w kościołach niż o ich duchowy rozwój, który dokonywać się może także w innej scenerii - dodaje profesor.

Ale jest też możliwe, że obecnie, gdy posługa religijna serwowana jest przez media pojawiła się sposobność do bardziej osobistej – bez pośredniczenia – rozmowy z Bogiem. Być może w wielu przypadkach, jak stwierdza prof. Libiszowska-Żółtkowska, spowoduje to duchową i moralną odnowę oraz zminimalizuje potrzebę wspólnotowego uczestnictwa w kościele.

- Na pytanie o to, czy uczestnictwo w medialnym przekazie niedzielnej liturgii z własnej kanapy będzie miało znaczenie dla wzrostu religijności w społeczeństwie odpowiedzieć można nie wprost. Podobnie jak powszechne nauczanie religii w świeckiej szkole z dala od misterium ołtarza nie skutkuje religijnością młodzieży, tak też epizod mszy na ekranie domowego telewizora nie odmieni spadających wskaźników uczestnictwa w niedzielnej mszy. Na ewentualny wzrost nastojów proreligijnych i duchowych poszukiwań dużo większy wpływ będzie miał przebieg oraz skutki wywołane pandemią koronowirusa lub jakieś spektakularne wydarzenie okrzyknięte np. domniemanym cudem - uważa profesor Maria Libiszowska-Żółtkowska.

Z kolei sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski biskup Artur Miziński jest przekonany, że transmisje nigdy nie zastąpią realnego sprawowania sakramentów. Ale w tych dniach dla większości są jedynym sposobem tworzenia wspólnoty modlącego się Kościoła.
- Dlatego starajmy się wzbudzać w sobie pragnienie i tęsknotę za realnym spotkaniem z Chrystusem, szczególnie w sakramencie pojednania i pokuty oraz eucharystii. Skorzystajmy z wielu inicjatyw naszych duszpasterzy, którzy w tych trudnych dniach chcą być razem ze swoimi wiernymi i posługiwać im sakramentalnie, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, higieny i przepisów obowiązujących w czasie epidemii - napisał w liście do wiernych biskup Artur Miziński.

Wielkanoc w Polsce jak za dawnych lat. Pamiętasz te czasy? Tak kiedyś obchodziło się święta wielkanocne

Wielkanoc w Polsce na starych zdjęciach. Pamiętasz te czasy?...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W kościele suszy się pranie, leżą klocki, piecze się kaczka. Gdy kościoły są puste, domy powinny być pełne Boga - Dziennik Bałtycki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski