- Przez okno w ubikacji-umywalni obserwowałem pracę Luftschutzkommanda. Kopano tu rowy biegnące zygzakowato, każdy około 100 m długości, 3 m głębokości i 3 m szerokości. Po 3 dniach i 3 nocach pracy rowy były gotowe - wspominał w 1973 roku Zacheusz Pawlak, jeden z więźniów obozu koncentracyjnego na Majdanku.
Patrząc na rowy nie domyślał się, do czego zostały przeznaczone. Więźniowie sądzili raczej, że to jakieś umocnienia mające bronić obozu przed atakiem partyzantów. A to dawało nadzieję, że wkrótce obóz zostanie wyzwolony.
Prawda jednak była inna. - Nagle usłyszałem serię strzałów. Powtarzały się one jedna za drugą, w krótkich odstępach czasu. Biegłem dalej. Na wysokości baraku 20, 21 ujrzałem jakieś postacie ludzkie z podniesionymi rękami biegnące od strony baraku L poprzez przejście w przeciętych drutach w kierunku świeżo wykopanych rowów. Po kilku pierwszych seriach strzałów ryk megafonów zagłuszył dalsze odgłosy strzelaniny. Przez megafony umieszczone na wieżach strażniczych na cały regulator nadawano skoczną wesołą muzykę - dodawał Pawlak.
Tak w 1943 roku wyglądała akcja Erntefest (Dożynki) i zakończyła eksterminację ludności żydowskiej skoncentrowanej w dystrykcie lubelskim. Na Lubelszczyźnie rozstrzelano w sumie około 42 tysiące osób narodowości żydowskiej. Poza Lublinem dramat rozegrał się także w Trawnikach i Poniatowej.
W muzeum na Majdanku w niedzielę uczczono pamięć ofiar. Przy obelisku poświęconym ofiarom „Erntefest” młodzież odczyta nazwiska kilkudziesięciu zamordowanych i złożono tam kwiaty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?