Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tym samym fotelu od lat. Samorządowi długodystansowcy z Lubelszczyzny

Paweł Żurek, Sławomir Skomra
Janusz Grobel rządzi Puławami
Janusz Grobel rządzi Puławami sko
Dzieci urodzone, kiedy oni obejmowali władzę, są dziś dorosłe. Wieloletniego prezydenta, burmistrza i wójta pytamy: Jak długo jeszcze będą rządzić?

W tym roku stukną Panu 24 lata jak jest Pan prezydentem - zaczynamy rozmowę z Januszem Groblem, rządzącym Puławami.

- Ale z samorządem jestem związany jeszcze dłużej - uśmiecha się prezydent.

W latach 80. XX wieku inżynier budownictwa zatrudniony w Zakładach Azotowych dostał pracę w Urzędzie Miasta. Dla Puław to był ważny czas, bo w 1983 roku stały się miastem prezydenckim.

Kariera młodego wilka

Dziś polityków takich, jakim był wówczas Grobel, nazywa się młodymi wilkami.

Był zastępcą naczelnika miasta, a potem wiceprezydentem. Piął się w górę. W 1988 roku, gdy z rządzenia Puławami zrezygnował Zygmunt Czajkowski, Miejska Rada Narodowa wybrała na prezydenta 39-letniego Grobla.

- Czułem się wtedy chyba bardziej inżynierem niż urzędnikiem. Miałem doświadczenie i własną wizję Puław - dodaje i przyznaje, że kiedy obejmował urząd powoli czuć było nadchodzące zmiany demokratyczne.

Grobel stracił władzę w 1990 roku. Nie został nawet radnym miejskim.

Jak mówi, dlatego, że sam tak zdecydował. Wiedział, że do rady by wszedł, ale w nowej Polsce na prezydenturę (też wybór przez radnych) on - kojarzony z władzą PRL i działacz ZSMP - nie miałby szans. A Grobla interesował tylko ten jeden fotel.

- We władzy wykonawczej więcej można zdziałać - przyznaje.

Do magistratu wrócił w 1994 roku i już tam został. Od 2002 r. wybierany jest na prezydenta w wyborach bezpośrednich - przez mieszkańców. W 2014 r. wygrał w pierwszej turze, zdobywając 67 proc. głosów. W tyle zostawił kandydatów PiS i Lewicy Razem.

Człowiek, który w cuglach wygrywa wybory, jest dla partii łakomym kąskiem. - Od pewnego czasu partie już do mnie nie dzwonią przed wyborami z propozycją startowania z ich listy. Chyba już zrozumieli, że chcę pozostać apolityczny. Poparcie? Pewnie bym przyjął, ale startować spod partyjnego szyldu nie zamierzam - mówi stanowczo.

24 lata na stanowisku to dużo. Wiele rzeczy udało się Groblowi zrobić (lobbing za obwodnicą), a inne nie wyszły (hala widowiskowo-sportowa). Generalnie prezydent jest z siebie zadowolony. - Myślę, że moją zaletą jest to, że jestem w stanie porozumieć się niemal z każdym, kto chce pracować dla dobra miasta. A proszę mi wierzyć, że w Radzie Miasta miałem różne koalicje, nawet bardzo egzotyczne - tłumaczy.
Grobel jasno mówi, że jest przeciwko kadencyjności w samorządzie, taki postulat politycy wygłaszają co jakiś czas. - Zazwyczaj pojawia się przed wyborami. Mówią to często ludzie, którzy sami od lat są w Sejmie. Jeśli chcą ograniczać kadencję, to niech zaczną od siebie - towarzyska rozmowa z prezydentem staje się nagle poważna. - Czemu miałoby to służyć? Każda nowa osoba w urzędzie na wysokim stanowisku potrzebuje dwóch lat na zapoznanie się z planami, strategiami i zamierzeniami. To połowa kadencji. Zostają tylko dwa lata na realne działanie. Dlatego trzeba więcej niż jednej kadencji, żeby zakończyć jakiś projekt. Moim zdaniem, kadencja prezydenta miasta powinna trwać siedem lat. Poza tym wyborcy przy każdych wyborach mogą prezydenta lub burmistrza „odwołać” - mówi.

Tyle że siedząc długo w jednym fotelu można stracić ostrość spojrzenia. Popaść w rutynę. Nie otwierać się na nowe rozwiązania. Dlatego - jak mówią zwolennicy ograniczenia kadencji - trzeba nowej krwi w samorządowym systemie.

- Nowej krwi? - uśmiecha się Grobel. - Kiedyś w tym urzędzie każdego znałem po imieniu. Mówiłem do pracowników: pani Krysiu, pani Marysiu. A dziś? Jest tylu nowych, młodych ludzi, że nie znam ich imion - opowiada.

Jak Dziki Zachód

Świdnik ma z Puławami wspólny mianownik - wielki zakład utrzymujący miasto. W przypadku Puław są to Zakłady Azotowe, a w Świdniku PZL-Świdnik.

Przy Januszu Groblu burmistrz Świdnika Waldemar Jakson jest niemal debiutantem. Rządzi tylko 18 lat, choć wielu, gdy myśli Świdnik - mówi Jakson.

Wygrał ostatnie wybory w pierwszej turze, zdobywając ponad 55 procent głosów. Zresztą w 2010, 2006 i 2002 roku było tak samo.

- W latach 1994 - 1998 byłem radnym, przewodniczącym Świdnickiego Forum Prawicy. Po wyborach w 1998 roku udało się otrzymać od rady nominację na burmistrza, bo łączyłem dwa konkurujące ze sobą środowiska polityczne. Negocjacje między nimi trwały długo, w końcu padło moje nazwisko - wspomina początki swojego urzędowania Jakson.

Zaczynał pracę, kiedy polski samorząd się wykuwał. Co drugą sesję radni byli gotowi odwoływać burmistrzów lub prezydentów. Wszyscy musieli się oswoić z myślą, że zaczynają decydować o sobie. - Pierwsze kadencje były jak zdobywanie Dzikiego Zachodu - mówi Jakson.

Rządzi miastem uzależnionym od jednej fabryki - PZL-Świdnik. I to nie jest ani dobre, ani łatwe. Przez lata, kiedy PZL był w kiepskiej sytuacji, miasto odraczało firmie podatki, zamieniało długi na akcje spółki i nieruchomości. Wszystko po to, żeby utrzymać miejsca pracy. Upadek PZL byłby dla Świdnika i Jaksona dramatem.

- Wyliczyłem, że potrzebowałbym z miejsca 400 mln zł, żeby zaspokoić wszystkie potrzeby Świdnika. A na inwestycje mam rocznie 20 mln zł. Jak wycisnę - zaznacza. - Jednocześnie to jedyne miasto Lubelszczyzny bez długów - mówi burmistrz i zdradza swoją filozofię: - Kierujemy się zasadą, że wydajemy tyle, ile mamy. Choć jeśli będzie możliwość wzięcia pieniędzy z Unii i zabraknie na wkład własny, to wiadomo, że wezmę kredyt.

Burmistrz też jest przeciwko ograniczeniu kadencyjności, bo jak mówi, to „miecz obosieczny”, bo usunie się tak dobrych gospodarzy. - To mieszkańcy mają prawo decydować, jak długo sprawuję swój urząd. Zamiast kadencyjności potrzebna jest większa transparentność. Musimy wychowywać społeczność obywatelską - uważa.

Strach co cztery lata

Jerzy Szpakowski, wójt gminy Trawniki, przyznaje wprost, że przy każdych wyborach obawiał się o to, czy zostanie wybrany.

- Nawet jak nie miałem kontrkandydata - mówi. Tak przecież było w 2010 r. Ludzie po prostu mogli nie pójść do urn albo oddać nieważne głosy. W 2010 r. niektórzy mieszkańcy właśnie tak zrobili. Szpakowski zebrał wówczas ponad 81 proc. głosów.

Ostatnio miał dwóch przeciwników. Szpakowski wygrał w pierwszej turze.
Pierwszy raz został wójtem w 1998 r. za namową znajomych i nie robił wtedy żadnej kampanii. Jego poprzednik rządził gminą 10 lat, a gdy doszło do głosowania w Radzie Gminy, Szpakowski zwyciężył tylko jednym głosem.

Zarządzanie gminą mająca około 10 tys. mieszkańców nie jest łatwe. Ludzie chcą choćby lepszych dróg, chodników, a tu nie ma jak każdemu dogodzić. Jest też problem, żeby wspólnie z powiatem dokończyć drogę.

Wszystko przez pieniądze, bo zamiast na inwestycje wójt musi je wydać na np. edukację.

- Samorząd niepotrzebnie jest pośrednikiem między państwem a nauczycielem, i po drodze musi dopłacać. Odliczając przedszkole, dopłacam ponad 2 mln zł rocznie, co na terenie gminy jest równowartością dużej inwestycji. Państwo daje subwencje, ale my finansowo się nie wyrabiamy. Mamy inne dochody własne, z których dopłacamy do pensji nauczycieli - narzeka Szpakowski.

Jednak kilka rzeczy udało się zrobić. Za pieniądze unijne powstało ok. 200 przydomowych oczyszczalni ścieków, a wkrótce połowa gminy ma mieć kanalizację. - Rzeczy, które robimy, są może mało populistyczne. To nie są aquaparki i poza rozkopaną ziemią często nic więcej nie widać, ale są to ogromne wydane pieniądze i to wydane celowo - broni swoich decyzji.

Szpakowski to wójt bezpartyjny. Woli startować w taki sposób niż spod szyldu partyjnego. - Na politykę w pełnym tego słowa znaczeniu gmina jest terenem za małym. Jeśli dostałbym propozycję kandydowania, odmówiłbym - deklaruje.

Wójt też nie dopuszcza myśli, że ktoś prawnie ograniczy jego rządy. - Jak Janusz Palikot o tym mówił to tak: że wszyscy w samorządach się znają. Ale czy to źle, czy dobrze? Moim zdaniem, to dobrze. To ułatwia funkcjonowanie. Ludzie są najlepszymi obserwatorami. Bywa tak, że ktoś się sprzeda, ale to podlega weryfikacji. Jak nic nie zrobi przez cztery lata, zostanie zmieniony. Kadencja powinna być dłuższa, a ich liczba nie powinna być ograniczana, ludzie sami wybiorą najlepiej - twierdzi.

I jeszcze raz?

Janusz Grobel nie chce dziś deklarować, czy wystartuje w wyborach za dwa lata.

Waldemar Jakson też nie chce niczego obiecywać. Jerzy Szpakowski od zapowiedzi także się wzbrania.

- Za wcześnie o tym mówić. Nie chcę powiedzieć ani tak, ani nie. Takie słowa tylko zaostrzyłyby walkę polityczną w radzie - mówią niemal zgodnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski