Tydzień działania i ponad pięćdziesięciu „kuracjuszy”. Taki wynik odnotował Ośrodek Wczesnej Interwencji dla Osób z Problemami Alkoholowymi i ich Rodzin przy ul. Północnej. Zwany krócej „izbą wytrzeźwień” lub bardziej pieszczotliwie „wytrzeźwiałką”. Cztery osoby zdążyły tu trafić już dwukrotnie. Cztery inne były w takim stanie, że musiały zostać odwiezione do szpitala. - Pokazuje to, że w Lublinie na takie miejsce jest duże zapotrzebowanie - mówi Adam Mołdoch, zastępca dyrektora Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie. Wytrzeźwiałka wróciła do Lublina po czternastu latach. W uroczystym otwarciu wzięło udział wiele ważnych osób, z prezydentem Krzysztofem Żukiem na czele.
Kraty w oknach, twarde leżanki przyśrubowane do podłogi, a na ścianie dzwonek, który trzeba nacisnąć, żeby móc się napić wody lub skorzystać z toalety. Rozlega się zresztą cały czas. Tylko tyle znajduje się na wyposażeniu każdej sali. Ośrodek jest w stanie przyjąć jednorazowo dwadzieścia osób. Na te agresywne czekają izolatka i sala unieruchomień. Jak dotąd nie było jeszcze potrzeby nikogo tam zamykać. Za pobyt trzeba zapłacić więcej niż za trzygwiazdkowy hotel - 299,98 zł.
- Do ośrodka trafią nietrzeźwi, którzy się awanturują, zachowują nieobyczajnie czy zagrażają bezpieczeństwu. Na miejsce przywozi ich policja lub Straż Miejska. Są tu badani przez lekarza, kąpani i odprowadzani do sal - relacjonuje Adam Mołdoch.
W placówce trzeźwieją m.in. sprawcy przemocy domowej. Pacjenci zostają tu aż do czasu, kiedy alkomat wskaże zero promili. Procedura nie może trwać dłużej niż dobę. Zgodnie z prawem byłoby to ograniczenie wolności.
Pierwsi pacjenci trafili do ośrodka tuż po otwarciu. Do tej pory trzeźwieli tu głównie mężczyźni. Nastolatków jeszcze nie było. Jak podkreśla Mołdoch, placówka, która powstała w miejscu dawnej Izby Dziecka na terenie Komendy Miejskiej Policji, nie jest zwykłą izbą wytrzeźwień.
- Nasza praca polega nie tylko na tym, by pacjent wytrzeźwiał. Dajemy mu wsparcie. Przed wyjściem rozmawiają z nim psycholog i pracownik socjalny - wyjaśnia dyrektor. Dla wielu osób rozmowa ze specjalistami nie jest formalnością.
- Otwierają się i mówią o swoich problemach. Opowiadają o kłopotach rodzinnych, przez które sięgają po alkohol - zdradza Aleksandra, psycholog pracująca w ośrodku.
Ci, którzy tu trafiają, zwykle wychodzą ze spuszczoną głową. - Większość z nich od razu chce uregulować rachunek, by odciąć się od tego, co się zdarzyło - słyszymy od dyżurnego.
Potrzebę utworzenia izby wytrzeźwień zauważono już pod koniec lat 50. Za pod- jęciem tej decyzji przemawiały m.in. statystyki, które pokazywały, że lublinianie pili na umór. Jeszcze w 1938 r. statystyczny Polak wypijał 1,6 litra wódki rocznie. W 1956 r. w PRL pito już znacznie więcej, bo aż 5 litrów. Jeszcze gorzej było na Lubelszczyźnie. W naszym regionie pito ponad średnią krajową, bo aż 7,5 litra.
Plan utworzenia wytrzeźwiałki udało się zrealizować w 1962 roku. Wieczorem, 3 marca, zaczęła działać placówka przy ul. Kawiej. „Trzeba stwierdzić, że lubelscy pijacy będą mieli naprawdę komfortowe warunki trzeźwienia” - zachwalał lokal dziennikarz Kuriera Lubelskiego. Wytrzeźwiałka miała osiemnaście sal z rzędami łóżek, wyposażonych w skórzane pasy dla co bardziej porywczych rezydentów.
Każdy przywieziony „klient” przechodził na początku badania lekarskie, a gdy trzeba było, dostawał leki i zastrzyki, był myty pod prysznicem, po czym - jak donosił Kurier - dostawał szlafrok i koszulę nocną. Później był odprowadzany do łóżka, aby dojść do siebie.
Ceny za te „luksusy” były niemałe. W czasach, gdy egzemplarz Kuriera kosztował 50 groszy, to za jeden nocleg i badanie trzeba było zapłacić 180 zł. To nie koniec wydatków. Na prysznic trzeba było wyłożyć 20 zł, dowóz radiowozem Milicji Obywatelskiej lub taksówką 35 zł, usunięcie „nieporządków” w samochodzie lub w pomieszczeniu izby - do 110 zł.
„I nie ma obawy, aby ktoś nie zapłacił. Jeśli nie uczyni tego od razu, koszty pobytu w izbie wytrzeźwień zostaną mu potrącone od pensji. Od niepracujących należność będzie ścigana w trybie egzekucji” - wyjaśniał dziennikarz.
Pomocna w dojściu do siebie była kawa, którą podawano w nieograniczonej ilości.
Arkadiusz Szczepański, obecnie radny dzielnicowy z Czubów, a w przeszłości policjant, do izby wytrzeźwień przy Kawiej przewoził „klientów” przez 10 lat - od 1991 do 2001 r. - Nie były to miłe wspomnienia - przyznaje.
W jego pamięci utkwiły bowiem przepełnione korytarze i obskurne wnętrze budynku. - Zawsze były duże kolejki, a sale przeważnie były przeładowane ludźmi. Natomiast wnętrze, choć to lata 90., przypominało rodem czasy gierkowskie - opowiada Arkadiusz Szczepański. - Zawsze na wszystko brakowało pieniędzy, ponieważ osoby przebywające tam nie płaciły za swój pobyt - dodaje.
- Bardzo często zdarzało się, że ktoś był w takim stanie, że musiało go wnosić kilku policjantów, notorycznie ktoś się przewracał na schodach i rozbijał głowę. Niektórzy byli bardzo agresywni, chcieli się bić z funkcjonariuszami, nieraz też trzeba było bronić lekarzy przed napaścią - wspomina Arkadiusz Szczepański.
Jednak najgorsi byli ci „pensjonariusze” zabrudzeni swoimi odchodami i wymiocinami.
- Na pewno w dawnej Izbie Wytrzeźwień nie było takiego standardu jak w obecnej. Czekały tam po prostu zwykłe cele z wybetonowaną podłogą - wspomina Jerzy Kuś, dyrektor miejskiego Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych. Przy Kawiej było miejsce dla 30 osób. - Raczej nigdy nie widziałem tam pustek. Jednak najgorszym problemem była słaba ściągalność należności za pobyt, wynosząca zaledwie 10 proc. - dodaje Kuś. I to był główny powód, dla którego zamknięto dawną izbę wytrzeźwień.
Jak z problemem ściągania należności poradzi sobie obecna? - Za pobyt można zapłacić na miejscu, kartą, bo pracownicy nie mogą przyjmować gotówki. W innym przypadku do danej osoby przyjdzie rachunek. Jeśli natomiast nie będzie miała przy sobie dokumentów, na miejsce przyjedzie policja, która ustali jej tożsamość. A tych, którzy nie zapłacą za pobyt w ustalonym czasie, czeka postępowanie egzekucyjne - odpowiada Adam Mołdoch.
Twarda leżanka i dzwonek
Wychodzą ze spuszczoną głową
Lublinianie pili na umór
Policjanci bronili lekarzy przed pijanymi agresorami
1962 - 2002 przy ul. Kawiej w Lublnie działała izba wytrzeźwień. Na pacjentów czekało 30 miejsc.
28 kwietnia 2016 otworzono nowy ośrodek. Działa on przy Komendzie Miejskiej Policji przy ul. Północnej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?