Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie chwile polskiego sportu – lata 50

Partnerem cyklu jest Totalizator Sportowy
Polscy piłkarze pod wodzą Gerarda Cieślika, wychodzą na boisko przed meczem eliminacyjnym MŚ Polska-ZSRR w Chorzowie (1957 r.).
Polscy piłkarze pod wodzą Gerarda Cieślika, wychodzą na boisko przed meczem eliminacyjnym MŚ Polska-ZSRR w Chorzowie (1957 r.). PAP/Zbigniew Matuszewski
Pierwsze po wojnie naprawdę duże sukcesy polskich sportowców wiążą się z dyscypliną, która dziś nie budzi już takich emocji – boksem, a nasi reprezentanci porywali tłumy. Po nich pałeczkę w tej sztafecie triumfów przejęli lekkoatleci będący prawdziwą dumą kibiców, a w świecie zaczęto mówić o polskim lekkoatletycznym „wunderteamie”. Do tego swoje dokładali piłkarze i kolarze ścigający się w Wyścigu Pokoju…

Sportowcy sprawiali, że rzeczywistość tamtych lat – po koszmarze wojny i pod nową, narzuconą władzą – było łatwiej znosić, a w tamtym czasie szczególną, choć niekiedy skrywaną satysfakcję dawały nam zwycięstwa nad reprezentantami „zaprzyjaźnionego” ZSRR. Starcia z potęgą ze wschodu traktowane były przez Polaków wyjątkowo, były motywem przewodnim w polskim sporcie lat 50., i coś z tego pozostało nam do dziś.

Niektóre z tamtych sukcesów były możliwe dzięki wsparciu nowej instytucji: działającego od 1956 r. Totalizatora Sportowego, uhonorowanego po prawie 65 latach istnienia w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” mianem „Mecenasa Polskiego Sportu 2020”.

ZOBACZ MATERIAŁ WIDEO:

od 16 lat

Chychła najlepszy

Pierwszy po wojnie medal olimpijski zdobył dla Polski Aleksy Antkiewicz, który podczas igrzysk w Londynie w 1948 r. wywalczył brąz w wadze piórkowej. Był to medal pierwszy i jedyny na tej olimpiadzie.

Zygmunt Chychła – bokser. Pierwszy powojenny, polski złoty medalista olimpijski.
Zygmunt Chychła – bokser. Pierwszy powojenny, polski złoty medalista olimpijski. PAP

Na następnych igrzyskach w Helsinkach w 1952 r. poszło nam już lepiej, bo rywalizację zakończyliśmy z czterema medalami: brązem Teodora Kocerki w prestiżowej jedynce w wioślarstwie, w gimnastyce w ćwiczeniach wolnych srebro zdobył Jerzy Jokiel, srebro miał też bokser Antkiewicz, tym razem w wadze lekkiej. Pierwszym polskim złotym medalistą po wojnie został pięściarz Zygmunt Chychła, waga półśrednia.

Chychła jest postacią wyjątkową i tragiczną, w sposób charakterystyczny niestety dla polskich losów. Gdańszczanin, w czasie wojny wcielony do

Wehrmachtu, zdezerterował we Francji i trafił do armii Andersa. Do Polski wrócił w 1946 r. i w latach 1948-1952 zdobył cztery razy mistrzostwo Polski. Był członkiem reprezentacji Polski pod wodzą trenera Feliksa Stamma. Został mistrzem Europy w 1951 r. i w tym samym roku wybrano go pierwszy raz na najlepszego sportowca Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Rok później reprezentował nas na igrzyskach w Helsinkach. W drodze do finału zwyciężył mistrza olimpijskiego z Londynu i mistrza Europy z Oslo Júliusa Tormę (Czechosłowacja), a w walce o złoto wygrał z reprezentantem ZSRR Siergiejem Szczerbakowem. Po powrocie z olimpiady Chychła dowiedział się, że jest chory na gruźlicę i chciał się wycofać, ale był potrzebny na Mistrzostwach Europy w Warszawie w 1953 r., więc wprowadzono go w błąd, twierdząc, że choroba się cofnęła. Chychła wystartował w mistrzostwach, na których ponownie pokonał Szczerbakowa.

Tymczasem gruźlica spowodowała sporą jamę w płucach i pięściarz zakończył karierę sportową jeszcze w roku mistrzostw. Po wyzdrowieniu był trenerem w Gdańsku, Lęborku i Gdyni. W 1972 r. wyemigrował do Niemiec i zmarł w Domu Seniora w Hamburgu w 2009 r. …

Epoka radia

Słynny trener lekkoatletów zdradził podobno kiedyś tajemnicę, która kryła się za tym, że około 300 młodych polskich sportowców, których można zaliczyć do jego „cudownego teamu”, osiągnęło wysoki poziom. Mulak tłumaczył im od początku – jeśli chcą mieć lepsze życie, jeśli chcą jeździć po świecie i być wypuszczanymi za Żelazną Kurtynę, muszą trenować, jeszcze raz trenować i stawać się najlepszymi.

Lata 50. w PRL to była epoka radia. Wydarzenia sportowe kojarzyły się wówczas z głosami wspaniałych komentatorów prowadzących transmisje – Bogdana Tuszyńskiego i Bohdana Tomaszewskiego, obaj zostali legendami polskiego dziennikarstwa nie tylko radiowego. Jest takie znane zdjęcie Tomaszewskiego przed mikrofonami Polskiego Radia – wzrok utkwiony w bieżnię, biała koszula, cienki, ciemny krawat, w tle zapełnione trybuny Stadionu Dziesięciolecia. Pochodzi ono ze słynnego meczu lekkoatletycznego Polska – USA w 1958 r.

Nasze sukcesy w lekkoatletyce

Podczas rzeczonego meczu lekkoatletycznego Polska – USA w 1958 r. nasz męski wunderteam przegrał pierwszy raz od dwóch lat, ale za to kobiety wygrały dwoma punktami. Proszę jednak spojrzeć na męskie biegi średnie i długie – tu nie daliśmy Amerykanom żadnych szans. Zwyciężyli: 800 m – Zbigniew Makomaski, 1500 m – Zbigniew Orywał, 5000 m – Kazimierz Zimny, drugi Marian Jochman, 10000 m – Stanisław Ożóg, drugi Mieczysław Kierlewicz, 3000 m z przeszkodami – Jerzy Chromik, drugi Zdzisław Krzyszkowiak.

Największe sukcesy z wymienionych wyżej odnosił Krzyszkowiak. W tym samym 1958 r. został mistrzem Europy na 5000 i 10000 m oraz zwyciężył w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Dwa lata później został złotym medalistą w biegu na 3000 m z przeszkodami podczas olimpiady w Rzymie. Tomaszewskiemu zabrakło słów na finiszowych metrach i tylko powtarzał: „Krzyś poeta, Krzyś poeta…”.

Wielką gwiazdą wuderteamu był kapitan polskiej drużyny oszczepnik Janusz Sidło – czternastokrotny mistrz Polski, mistrz Europy, pierwszy Europejczyk, który pokonał granicę 80 metrów. Podczas olimpiady w Melbourne w 1956 r. prowadził w konkursie, ale pożyczył oszczep fińskiemu koledze, a ten machnął nim po złoto. Sidło zdobył srebro.

Janusz Sidło - najlepszy oszczepnik w historii polskiej lekkoatletyki, srebrny medalista olimpijski z Melbourne (1956 r.).
Janusz Sidło - najlepszy oszczepnik w historii polskiej lekkoatletyki, srebrny medalista olimpijski z Melbourne (1956 r.). PAP / Tadeusz Drankowski

Fenomenalną lekkoatletką była Elżbieta Duńska, po mężu Krzesińska. Startowała w skoku w dal i już na olimpiadzie w Helsinkach mogła stanąć na drugim miejscu podium, ale sędziowie dopatrzyli się, że długi warkocz Polki dotknął piachu wcześniej i przesunęli Duńską na 12. miejsce. W Melbourne w 1956 r. już jako Krzesińska sięgnęła po złoto, a w Rzymie Złota Ela wywalczyła srebro. Rzym w 1960 r. to były pierwsze igrzyska telewizyjne. Wróćmy jednak do lat 50. i do radia.

Jaszyn skapitulował

Cała Polska znała to zawołanie Bogdana Tuszyńskiego relacjonującego z chmur kolarskie Wyścigi Pokoju. A pod nim na szosie znakomicie sobie radził Stanisław Królak. Staszek to był swój chłop, ulica go kochała - najbardziej za to, czego nie zrobił. Jego największym rywalem był zawodnik ZSRR Nikołaj Kolumbiet. Wiadomo było, że dochodziło między nimi do męskich starć i, gdy nikt nie widział, pojedynkowali się za pomocą rowerowych pompek. Królak te starcia wygrywał i wygrał Wyścig Pokoju – jako pierwszy Polak – w 1956 r. Tym razem żadnej bijatyki pompkami nie było, ale od Królaka wciąż domagano się, żeby opowiadał, jak walił pompką Ruska, więc w końcu nie oponował.

W niedzielę 20 października 1957 r. świeżo upieczony mistrz olimpijski, reprezentacja Związku Radzieckiego w piłce nożnej, stanęła do boju z reprezentacją Polski w ramach eliminacji do MŚ w Szwecji. Faworytem byli oni. Na stadion w Chorzowie przyszły 93 tysiące kibiców… i nogi ugięły się pod przyjezdnymi. Od pierwszej minuty atakowali Polacy, gra toczyła się pod bramką radziecką, a jeden z najlepszych bramkarzy świata Lew Jaszyn miał pełne ręce roboty. W 43. minucie Gerard Cieślik po podaniu od Romana Lentnera mocno uderzył po ziemi i Jaszyn skapitulował.

Polscy piłkarze pod wodzą Gerarda Cieślika, wychodzą na boisko przed meczem eliminacyjnym MŚ Polska-ZSRR w Chorzowie (1957 r.).
Polscy piłkarze pod wodzą Gerarda Cieślika, wychodzą na boisko przed meczem eliminacyjnym MŚ Polska-ZSRR w Chorzowie (1957 r.). PAP/Zbigniew Matuszewski

Po przerwie nasi wyszli jeszcze mocniej zmotywowani i w 50. minucie było 2:0. Znów strzelił Cieślik – tym razem głową po celnym dośrodkowaniu od Lucjana Brychczego. Sowieci odpowiedzieli tylko raz, a kraj ogarnęła euforia, więc w partii obawiano się rozzłoszczenia Moskwy. Może i tam się złoszczono, ale na szwedzkie mistrzostwa pojechali jednak Rosjanie, którzy wygrali z nami dodatkowy mecz w Lipsku 2:0. Tak było w latach 50. i jeszcze długo potem, ale zwycięstwo w Chorzowie przyniosło nam wiele radości.

Dzięki Totalizatorowi Sportowemu

Tym wspaniałym chwilom polskiego sportu przysłużyły się środki pochodzące z Totalizatora Sportowego – tylko z tytułu dopłat do gier liczbowych i loterii pieniężnych od 1994 do 2020 roku na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej spółka przekazała ponad 13,8 mld zł. To wspaniały mecenat, bo talenty talentami, bicie rekordów i treningi swoją drogą, ale bez finansowania nic by nie działało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wielkie chwile polskiego sportu – lata 50 - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski