Pszczółka Start Lublin – BM Slam Stal Ostrów Wlkp. 62:82 (15:17, 14:23, 17:22, 16:20)
Start: Laksa 16, Jeszke 10, Dorsey-Walker 8, Borowski 8, Szymański 8, Łączyński 4, Franke, Pelczar. Trener: David Dedek
Stal: Garbacz 27, Smith 26, Moore 10, Green 7, Sobin 5, Mokros 4, Lindbom 3, Wojciechowski, Ryżek, King. Trener: Igor Milicic
Sędziowali: Marcin Kowalski, Paweł Białas, Tomasz Tomaszewski
W sobotni wieczór w hali Globus spotkały się dwie drużyny aspirujące do walki o medale w Energa Basket Lidze. Na parkiecie więc iskrzyło i sporo się działo. Z ekipą Stali do Lublina wrócił Armanii Moore, z którym w listopadzie Start rozwiązał kontrakt. Amerykanin skończył spotkanie z plastrem na twarzy po tym, jak podczas walki o piłkę „znokautował” go Roman Szymański.
- Na twardą grę rywala musimy odpowiedzieć tym samym albo jeszcze mocniej. Niektórzy grali dużo minut, a mieli jedno, dwa przewinienia. Jeżeli oni chcą się bić, to należy robić to samo – twierdzi Roman Szymański, który z powodu pięciu przewinień nie dotrwał do końca spotkania.
Goście rozpoczęli od prowadzenia 7:1, a wszystkie punkty dla nich zdobył rozgrywający świetne zawody Jakub Garbacz. Po pięciu minutach gry był jednak remis, a pierwsza kwarta zakończyła się wygraną ostrowian różnicą tylko dwóch punktów (17:15). Gospodarze zmarnowali w tej części meczu wszystkie siedem rzutów zza linii 6,75 m.
- Źle rozpoczęliśmy mecz. Za miękko. Pozwoliliśmy zawodnikom z Ostrowa na łatwe punkty i zbudowanie przewagi. To ustawiło przebieg spotkania. Dodatkowo nie pomagał nam brak skuteczności w rzutach za trzy. Do przerwy był w tym elemencie totalny dramat. Walczyliśmy, szarpaliśmy, ale to nie było wystarczające – ocenia Roman Szymański.
Wydawało się, że przełamanie lublinian w rzutach za trzy punkty powinno przyjść szybko. Ale i w drugiej kwarcie, mimo wielu naprawdę dobrych pozycji rzutowych, gracze Startu nie potrafili zdobyć punktów zza łuku. Efekt? 15 niecelnych „trójek” w pierwszej połowie (m.in. pięć nieudanych prób Martinsa Laksy)! Mimo tak niekorzystnej statystyki strata do rywali po 20 minutach nie była aż tak duża i wynosiła 11 punktów (29:40).
- W szatni powiedzieliśmy sobie, że mamy otwarte rzuty, tylko ich nie trafiamy. Chcieliśmy poprawić obronę oraz zbiórkę. Ale w drugiej połowie nadal to szwankowało – przyznaje Szymański.
W 23. minucie Kamil Łączyński w końcu trafił za trzy. Kilkadziesiąt sekund później udany rzut z dystansu oddał także Damian Jeszke. Ale goście nadal mieli bezpieczną przewagę (51:39).
Od początku spotkanie wiele kontrowersji w lubelskiej ekipie wywoływały decyzje trójki arbitrów. Po jednej z nich, oznaczającej piąte przewinienie Romana Szymańskiego, „technicznym” został ukarany trener David Dedek. Niedługo później szkoleniowiec po raz drugi naraził się sędziom i tym razem musiał już opuścić ławkę.
- Nie mogę mówić o pracy sędziów. Takie podejmowali decyzje. Każdy, kto oglądał mecz może sam je ocenić – mówi Szymański.
Drużyna z Ostrowa miała dwóch świetnych strzelców, Jakuba Garbacza oraz Chrisa Smitha. Pierwszy rzucił 27 punktów, drugi o jeden mniej. W szeregach lublinian zawiódł Yannick Franke. Holender na parkiecie przebywał tylko 15 minut i w tym czasie nie zdobył żadnych punktów.
- Goście byli dobrze przygotowani na mecz z nami, ale my także mieliśmy swój plan. Niestety, zawiodła nas skuteczność – twierdzi Roman Szymański.
Po 19 kolejkach Energa Basket Ligi Pszczółka Start ma na koncie 13 zwycięstw i 6 porażek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?