"Caffè sospeso" (kawa zawieszona), czy też "caffè pagato" (kawa zapłacona) to neapolitański zwyczaj, który ma prawdopodobnie ponad 100 lat. Mieszkaniec Neapolu wchodząc do restauracji kupował dwie kawy, ale pił tylko jedną. Druga zostawała "zawieszona". Barman dopisywał ja na specjalnej tablicy i jeśli później pojawił się tam klient z pustym portfelem, sprawdzał tablicę i prosił o podanie darmowej "caffè sospeso". Było to formą wzajemnej pomocy w trudnych ekonomicznie czasach.
Później tradycja została nieco zapomniana, aż do 2010 roku, kiedy przy okazji współczesnego kryzysu przypomniał o niej włoski dziennikarz Luciano De Crescendo. Wkrótce w całych Włoszech zaroiło się od zawieszonych latte i espresso, moda dotarła też do Kijowa, Sofii i Melbourne, a ostatnio głośno o niej w Polsce.
W Lublinie taką opcję umożliwiają już trzy lokale. - Zwyczaj wprowadziliśmy już cztery, pięć miesięcy temu. Dowiedzieliśmy się o nim za pomocą wpisu na Facebooku. Od tamtego czasu nasi klienci zawieszają cztery, pięć kaw tygodniowo - mówi Marta Sienkiewicz z kawiarni "Kawka" na ul. Okopowej 9 i ½.
Kawiarnio-księgarnia "Spółdzielnia" na ul. Peowiaków 11 podchwyciła pomysł niedawno, bo tuż przed świętami wielkanocnymi, dlatego zawieszono tam dopiero dwa kubki.
- Może chętnych na odwieszanie i zawieszanie będzie więcej po tym, gdy wywiesimy u siebie specjalne logo akcji i gdy więcej osób dowie się o takiej możliwości - zastanawia się Monika Kuś, menedżerka "Spółdzielni", dodając, że dla pracowników "Spółdzielni" to rodzaj społecznego zaangażowania.
Ponieważ nie każdy widzi sens we wspieraniu osób potrzebujących kawą (która w Polsce jest wciąż towarem luksusowym, inaczej, niż we Włoszech), "Spółdzielnia" i "Kawka" umożliwiają też zawieszenie dowolnego produktu. Może to być deser, herbata, napój, cokolwiek z menu.
Jak dotąd wszyscy restauratorzy potwierdzają, że więcej kaw jest zawieszanych, niż odwieszanych.
Podobnie zamierza zrobić "La Traviata", pizzeria przy ul. Chopina 16, która ma największe w Lublinie doświadczenie w zawieszaniu kaw. Tam robi się to od marca 2012 roku. Właściciel lokalu Marcin Majcher poznał tradycję "caffè sospeso" prowadząc restaurację we Włoszech.
- Teraz mamy od dwóch do pięciu zawieszonych filiżanek dziennie - informuje Majcher.
Co ciekawe, żaden z rozmówców nie martwi się tym, że z "kaw za darmo" skorzystają, mówiąc wprost, cwaniacy i sknerusy. "Spółdzielnia" wpisała to w ryzyko, a w "La Traviacie" swojski klimat i okolica ma odstraszać "sępów".
Niektórzy dziwią się za to, że "filiżanka za darmo" zaczęła mieć wymiar społeczny. - We Włoszech nazywano to "kawą dla przyjaciela" i dotyczyło to raczej kręgu znajomych, stałych klientów. Tymczasem w Polsce widzę, że nabiera to cech charytatywności - komentuje Majcher z "La Traviaty".
Wtóruje mu Sienkiewicz z "Kawki": - Do tej pory myśleliśmy o tym w kategoriach koleżeńskiej przysługi, ale jeśli ma to być charytatywność, to czemu nie - twierdzi.
Czyżby Polacy mieli aż taką potrzebę pomagania? - Raczej nie. Ponieważ nie ma u nas kultury kawiarnianej, stawianie kawy nieznajomym musiałoby wyglądać na rozrzutność, dlatego musimy wytłumaczyć sobie taki gest właśnie dobroczynnością - wyjaśnia dr Paweł Fortuna, asystent w Katedrze Psychologii Eksperymentalnej KUL. - To ogólnoludzka potrzeba: lubimy myśleć, że jesteśmy dobrzy, bezinteresowni.
Zastanawiający jest też inny fakt: jak dotąd wszyscy restauratorzy potwierdzają, że więcej kaw jest zawieszanych, niż odwieszanych.
- Na razie główną rolę może tu grać blokada: stawiający kawę buduje swoje ego, odbierający ją - nie, bo stawia się w roli osoby potrzebującej - tłumaczy dr Fortuna. - Ale może z czasem, kiedy moda zatoczy szersze kręgi, pojawią się u nas "łowcy kaw", którzy będą szukać w kawiarniach gratisów od nieznajomych?