Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie sprzed lat: Były policjant skazany za brutalne morderstwo

Agnieszka Kasperska
Sąd: Okoliczności tej bezprecedensowejzbrodni były naprawdę dramatyczne
Sąd: Okoliczności tej bezprecedensowejzbrodni były naprawdę dramatyczne Zdjęcie ilustracyjne
27-letni Andrzej W., jeszcze trzy tygodnie przed popełnieniem zbrodni pracował jako policjant. Sąd stwierdził, że było to niezwykle brutalne morderstwo, popełnione z chęci zysku.

Kiedy zbrodni dopuszcza się przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, sprawa jest wyjątkowo bulwersująca. Tak było i tym razem. O zabójstwie popełnionym pod Chełmem mówiono w całej Polsce. Ludzie pytali, jak to możliwe, że policjant zabija.

24 lutego 1994 roku dyżurnego Komendy Rejonowej Policji w Chełmie powiadomiono o uprowadzeniu obywatela Wspólnoty Niepodległych Państw. Ktoś widział, jak cieszący się opinią osoby niezwykle majętnej Wiaczesław C. zostaje siłą wciągnięty do własnego samochodu przez dwóch mężczyzn (jednego w mundurze policjanta).

Za volkswagenem kombi natychmiast rusza pościg. Bierze w nim udział m.in. 32-letni sierżant Piotr S. Kiedy policyjna nyska blokuje uciekinierom drogę w Kolonii Horodyszcze, ci próbują ją ominąć. Nie udaje się. Zahaczają o radiowóz i nie mogą dalej jechać. Wyskakują z auta i uciekają w pole. Mundurowi rzucają się za nimi w pogoń. Najszybszy jest Piotr S. Prawie łapie jednego z mężczyzn, gdy ten wyjmuje pistolet i strzela. Policjanta nie udało się uratować. Zmarł podczas operacji.

Po kilku godzinach mundurowi zatrzymują mordercę, 27-letniego Andrzeja W. Okazuje się, że jeszcze trzy tygodnie wcześniej pracował jako policjant chełmskiej komendy w stopniu sierżanta. Odszedł na własną prośbę. Zatrzymał jednak dla siebie mundur, kajdanki i policyjny "lizak", którymi, jak ustaliła później prokuratura, posługiwał się przy bezprawnym kontrolowaniu samochodów.

Razem z byłym policjantem porwania Ukraińca dopuścił się także 26-letni Dariusz M., karany wcześniej dwukrotnie m.in. za kradzieże.

W bagażniku samochodu, którym uciekali mężczyźni, policjanci odnajdują zakrwawione zwłoki Wiaczesława C. z czterema ranami postrzałowymi i podciętym gardłem. Andrzej W. nie przyznał się ani do uprowadzenia mężczyzny, ani do morderstw. Odmówił składania wyjaśnień. Powiedział tylko, że nie wyrazi skruchy, bo nie popełnił żadnych zbrodni. Twierdził, że został uwikłany w historię przez pewnego Ukraińca, którego się bał. To na jego polecenie przebrał się w dniu zabójstwa w mundur i przyjął propozycję konwojowania turystów ukraińskich, którzy mieli w Chełmie jakieś rozliczenia gotówkowe. Opuścił ich jednak szybko, a Wiaczesława C., nawet nie znał.

Zeznania składał natomiast jego wspólnik.

- Siedząc za kółkiem w pewnym momencie usłyszałem strzał - mówił Dariusz M. - Zobaczyłem w lusterku błysk, obejrzałem się. Andrzej siedział koło Ukraińca z pistoletem trzymanym przy jego twarzy. Zawiniłem tylko przez to, że nie powiadomiłem policji. Bałem się, bo W. mi groził.

Sprawa była tak ważna, że do pięcioosobowego składu orzekającego w tej sprawie sąd dołączył zapasowego ławnika. Wszystko dlatego, żeby na wypadek niespodziewanego wydarzenia losowego nie musiano przerywać procesu.

Żona zamordowanego policjanta nie chciała brać udziału w procesie. Dziennikarzowi Kuriera powiedziała, że ufa sądowi. Wciąż nie może się jednak otrząsnąć po śmierci męża, który zostawił ją i kilkuletniego syna. Dodała, że tragedia rozegrała się obok domu, który budowali własnymi rękami. Mieli wiele planów, których nie da się już zrealizować.

Prokurator domagał się ośmiu lat pozbawienia wolności dla Dariusza M. W mowie końcowej pytał też:

- Czy osobowość Andrzeja W. daje gwarancję, że po odbyciu kary pozbawienia wolności nie popełni równie okrutnej zbrodni, kierowany tak jak w tym przypadku prymitywną chęcią zysku? Nie, nie daje. Dlatego żądam dla oskarżonego najwyższej kary - kary śmierci, choć zdaję sobie sprawę, że obecnie jest to żądanie tylko symboliczne, bo obowiązuje moratorium, które zabrania jej wykonania.

Ostatecznie Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał Dariusza M. na cztery lata pozbawienia wolności. Były policjant miał spędzić w więzieniu ćwierć wieku.

- Sąd rozważał możliwość zastosowania wobec oskarżonego najwyższego wymiaru kary. Jest to bowiem sprawa bezprecedensowa. Okoliczności tej zbrodni były rzeczywiście drastyczne - uzasadniał wyrok sędzia Cezary Wójcik. - Ale skoro dziś nie wykonuje się takiej kary, a projekt nowego kodeksu karnego w ogóle jej nie przewiduje, wymierzenie jej kłóci się ze zdrowym rozsądkiem. Poza tym kara nie może być odwetem. Kara ma naprawić.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski