Był rok 1998. 45-letni wtedy Janusz D. wędrował po całym Podlasiu. Jakiś czas wcześniej w tajemniczych okolicznościach zginęli jego rodzice. Ciało matki znaleziono utopione w studni. Zwłoki ojca wisiały w domu. Syn sprzedał rodzinny dom i rozpoczął życie kloszarda. Przez jakiś czas mieszkał w Białej Podlaskiej. Ludzie się go jednak bali. Sąsiad oskarżył go o przebicie konia widłami. Dłużnicy twierdzili, że ganiał ich z nożem. Mężczyzna sam siebie nazywał "uczciwym złodziejem".
- Kradł nawet wtedy, gdy tego nie potrzebował. Kiedy złapano go na włamaniu do mieszkania, miał kieszenie pełne pieniędzy, bo sprzedał dom rodziców - mówił Kurierowi policjant z Parczewa.
W niewyjaśnionych okolicznościach zmarła też kochanka mężczyzny. Kobieta została utopiona, a jej dom spłonął.
Zbrodnia
W sierpniu 1998 Janusz D. odwiedził poznanego w więzieniu Antoniego J. Mężczyzna razem ze swoją konkubiną mieszkał w Parczewie. Z okazji spotkania na stole stanął alkohol. W pewnej chwili między biesiadnikami doszło do sprzeczki. Janusz D. chwycił za nóż. Kilkoma ciosami zabił znajomego. Potem zaatakował kobietę. - Została zmasakrowana, bo inaczej nie można opisać 17 ran zadanych nożem. Była wielokrotnie bita. Miała złamaną czaszkę i żuchwę - wyliczała przewodnicząca składu sędziowskiego, który sądził zbrodnię. - Kobieta została zgwałcona i zamordowana, a jej ciało wrzucono do studni.
Janusz D. wpadł, bo podczas rozmowy z bliskimi ofiar powiedział, ile ran miał Antoni J. Wcześniej policja nikogo o tym nie informowała. Oskarżony nie przyznał się nigdy do winy. Twierdził, że wyszedł z domu znajomego, gdy ten jeszcze żył. Dowodem obciążającym było odnalezienie w pochwie zgwałconej kobiety DNA Janusza D. Świadkowie zeznali, że nie zdradziłaby ona swojego konkubina, bo była o niego chorobliwie zazdrosna.
Janusz D. został skierowany na obserwację psychiatryczną. W jej trakcie próbował uciec ze szpitala w Abramowicach. Został jednak zatrzymany, gdy brutalnie szarpał się z pielęgniarką.
Za próbę ucieczki był sądzony 29 czerwca 2001 r. w Sądzie Rejonowym przy Krakowskim Przedmieściu. Po rozprawie czekał na konwój do więzienia w okratowanej celi dla zatrzymanych, znajdującej się na drugim piętrze budynku. W pomieszczeniu obok siedzieli policjanci. Mundurowi nie zauważyli, kiedy Janusz D. wyrwał jeden z żeliwnych prętów okratowania okna, rozbił kłódkę i wyszedł na zewnątrz. Po wąskim gzymsie przeszedł do pokoju, w którym siedział jeden z sędziów. Uciekinier wszedł przez okno, powiedział prawnikowi "dzień dobry" i wykorzystując jego zdumienie wyszedł na korytarz. Niezatrzymywany przez nikogo uciekł.
Wyrok
Janusz D. został zatrzymany 8 lipca. Policja odebrała wtedy sygnał od anonimowego informatora, który doniósł, że sprawca ukrywa się w opuszczonym domu pod lasem we wsi Kostry. Przy aresztowaniu uciekinier chciał zaatakować policjantów nożem. Został obezwładniony.
W październiku 2001 roku Sąd Apelacyjny w Lublinie utrzymał w mocy wyrok dożywotniego więzienia dla Janusza D. za jedną z najbardziej brutalnych zbrodni na Lubelszczyźnie. Stwierdzono też, że mężczyzna będzie się mógł starać o warunkowe zwolnienie najwcześniej za 25 lat.
Janusz D. przebywa teraz na oddziale terapeutycznym jednego z więzień w okręgu rzeszowskim.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?