- Jeszcze w niedzielę spora część kibiców odzyskała pieniądze. Nie mogliśmy tej odsprzedaży uruchomić natychmiast ze względu na zamieszanie przy bramie. Ale po tym jak przyjechała policja, wróciły kasjerki, można było zwracać za bilety - wyjaśnia Dariusz Sprawka, prezes KMŻ.
Fani długi czas mieli nadzieję, że spotkanie dojdzie do skutku. Ostatecznie obie ekipy zgodnie zdecydowały się na przełożenie go na inny termin. - Nastąpiło to z oczywistych względów. Stan toru był wielką zagadką. Nasi zawodnicy trenowali na suchym torze, mieli ustawione maszyny pod ten typ nawierzchni. Gdybyśmy zdecydowali się na mecz, automatycznie stracilibyśmy atut własnego terenu - tłumaczy Sprawka. - Inna sprawa, że ściganie się w takich niepewnych warunkach byłoby niebezpieczne - dodaje.
Frekwencja na obiekcie przy Al. Zygmuntowskich nie była powalająca (ok. 2-2,5 tysiąca widzów), jednak to wynik wichury, która przeszła na niedługo przed meczem nad Lublinem. Wielu kibiców dzwoniło do klubu i pisało maile z pytaniami, czy spotkanie się odbędzie. Część z nich z pewnością zrezygnowała już wcześniej z przyjścia na stadion.