Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Natanek: Zaczarowane serce Maestra

Joanna Biegalska
Z Adamem Natankiem, cenionym dyrygentem, wieloletnim dyrektorem Filharmonii Lubelskiej i pierwszym kierownikiem Zakładu Wychowania Muzycznego UMCS o jego pracy i miłości, którą odnalazł w Lublinie, z okazji jego osiemdziesiątych urodzin (świętuje je 23 lipca) rozmawia Joanna Biegalska.

Jak doszło do tego, że krakus z krwi i kości związał swoje życie z Lublinem?Byłem świeżo po studiach. W listopadzie 1960 roku skontaktował się ze mną Andrzej Cwojdziński, ówczesny dyrektor Filharmonii Lubelskiej, i zaprosił mnie do poprowadzenia orkiestry na jednym z koncertów. Lubelska publiczność koncert przyjęła entuzjastycznie. Pięknie się pokłoniłem i nie przeczuwając zmian wróciłem do Krakowa. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy po kilku dniach otrzymałem od dyrektora Cwojdzińskiego propozycję stałej współpracy z Filharmonią Lubelską! Zostawiłem rodzinny Kraków 1 stycznia 1961 roku.

Jako zdolny i charyzmatyczny dyrygent miał Pan propozycje angażu z różnych stron Polski. Mógł Pan wybrać któreś z wielkich miast...Ceniłem dobrą współpracę z zespołem Filharmonii Lubelskiej i jej dyrektorem Andrzejem Cwojdzińskim. Z drugiej strony… i sądzę, że to był decydujący argument, w Lublinie znalazłem moją wielką miłość. Krótko mówiąc, zakochałem się bez pamięci w znakomitej śpiewaczce, Danucie Damięckiej, jednej z najzdolniejszych uczennic słynnej Ady Sari. Poznaliśmy się w pracy. Początkowo związana była z Operetką Lubelską, następnie z Filharmonią Lubelską. Lwowianka z urodzenia oczarowała mnie swoim niebiańskim sopranem lirycznym-koloraturowym, niezwykłą urodą, inteligencją i dobrocią. Tak to była magia. Jeżeli przez 40 lat naszego współżycia potrafiliśmy stworzyć zgrany duet to przede wszystkim zasługa mojej cudownej żony. Danusia miała dar nawiązywania kontaktów i zjednywania sobie ludzi. Ktokolwiek się z nią zetknął wie, że potrafiła wytworzyć psychiczny komfort współżycia. Jednakową czułością otaczała potrzebujących ludzi, jak i zwierzęta. Nikt nie był jej obojętny. To kim jestem i czego dokonałem, w dużej mierze zawdzięczam mojej żonie. Danusia przegrała z chorobą nowotworową 1 marca 2006 roku, po długiej, dramatycznej walce o życie, ale mimo to czuję, że nadal mnie wspiera.

W 1969 roku został Pan dyrektorem naczelnym i dyrygentem Filharmonii Lubelskiej. Od czego zaczął Pan pracę?Widząc potencjał i możliwości orkiestry, poszerzyłem repertuar o nowe muzyczne formy i gatunki. Wprowadziłem dzieła wokalno-instrumentalne - oratoria, msze, kantaty oraz opery w wersji estradowej. To wymagało połączenia sił instrumentalnych z wokalnymi. Dlatego nawiązaliśmy współpracę z działającymi na terenie miasta chórami, takimi jak: "Echo", chóry UMCS, KUL, Akademii Rolniczej, Politechniki Lubelskiej, Archikatedry Lubelskiej. Starałem się też zapraszać do Lublina znanych i cenionych solistów jak: Wadim Brodski, Kaja Danczowska, Joanna Domańska, Jadwiga Kotnowska, Roman Jabłoński, Wanda Wiłkomirska, Konstanty Andrzej Kulka, Krzysztof Jabłoński, Waldemar Malicki, Edward Zbigniew Zienkowski i wielu innych. Zawsze mogłem liczyć na moją żonę Danutę Damięcką-Natanek, której głos był prawdziwym klejnotem na estradzie i na niezwykle uzdolnionego pianistę Mieczysława Dawidowicza.

W jaki sposób motywował Pan do pracy?Na ostateczne brzmienie orkiestry składają się indywidualne zdolności i umiejętności poszczególnych muzyków. Nic lepiej nie rozwija jak kameralistyka. Dlatego w początkach lat siedemdziesiątych przy Filharmonii Lubelskiej zaczęły powstawać liczne zespoły kameralne: Trio Stroikowe, Trio Barokowe, Trio Harfowe, Trio Fortepianowe i Trio Perkusyjne. Przy tej okazji powołaliśmy do życia takie festiwale jak: Lubelski Wrzesień Muzyczny, Nałęczowskie Divertimento i letnie koncerty w Muzeum w Kozłówce oraz kościele farnym w Kazimierzu.

Ma Pan dar do wyszukiwania talentów...Kiedy przyjechałem do Lublina na początku lat sześćdziesiątych, od razu dyrektor Szkoły Muzycznej w Lublinie, Oskar Ruppel, zaproponował mi pracę w liceum muzycznym. W związku z powyższym jednocześnie prowadziłem orkiestrę symfoniczną, wspomniany chór "Echo" i uczyłem w szkole muzycznej. Moim wychowankiem był między innymi znany dzisiaj dyrygent Jacek Kasprzyk. Uczyłem młodzież muzyki przez doświadczenie estradowe wprowadzając w Filharmonii Lubelskiej cykl koncertów symfonicznych dla młodzieży. Polegało to na tym, że wyróżniający się uczniowie przygotowywali program z orkiestrą i występowali w sali koncertowej. Tak szlifowali swoje obycie estradowe znani lublinianie wśród nich: skrzypek Zbyszek Zienkowski i pianiści Elżbieta Karaś-Krasztel oraz Waldemar Malicki.

A jak to było z siedzibą filharmonii?Gdyby nie moje zdecydowane stanowisko w tej sprawie zapewne przez szereg kolejnych lat filharmonicy lubelscy występowaliby w małej salce, wynajmowanej w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie przy ul. Kapucyńskiej. Dzięki interwencjom i właściwej argumentacji środowiska muzycznego, władze miasta i partyjni decydenci zmienili projekt rozpoczętej w 1971 r. budowy gmachu zwanego przez lata Teatrem w Budowie. Początkowo w planach nie przewidywano tam miejsca dla filharmonii. Chciałbym jeszcze dodać, że również dokonałem wyboru wykonawcy organów, które zakupiono już i zamontowano w nowej siedzibie dzięki staraniom mojej godnej następczyni, pani Teresy Księskiej-Falger, dyrektor naczelnej i artystycznej Filharmonii Lubelskiej do 2004 roku.

Z Pana inicjatywy w latach 80. orkiestra FL wyjechała na pierwsze występy zagraniczne…Dzięki moim kontaktom artystycznym udało się wypłynąć na szerokie wody. Koncertowaliśmy we Włoszech, byliśmy w Szwajcarii, Hiszpanii, Szwecji i Niemczech. Orkiestra brała udział w prestiżowych festiwalach: w Koszycach, w Festiwalu Muzyki Współczesnej w Alicante, w Festiwalu Flamenco w Sewilli oraz w Seminarium Dyrygenckim Franco Ferrary we Włoszech. Wyliczać można tak jeszcze długo.

Jest Pan zaprzyjaźniony z największymi autorytetami muzycznymi w Polsce i na świecie. Do nich zaliczany jest Krzysztof Penderecki. Czy to sentyment jeszcze z krakowskich czasów studenckich?Istotnie, poznaliśmy się na studiach, a potem połączyły nas wspólne projekty artystyczne. Krzysztof Penderecki, kiedy tylko przyjeżdżał na koncerty do Lublina był gościem w naszym domu. Podobna zażyłość łączy mnie z Kazimierzem Kordem i jego żoną oraz z Bogusławem Kaczyńskim. Mam wielu wspaniałych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Kiedy żyła moja Danusia prowadziliśmy otwarty dom, w którym każdy czuł się dobrze.

Waldemar Malicki w jednym ze swoich wywiadów powiedział, że ktokolwiek wyszedł z Lublina i zaznaczył swoją obecność w świecie muzycznym, to na pewno Adam Natanek musiał go co najmniej dotknąć… Wiem jedno, każda generacja powinna promować swoich następców. Dzisiaj jest to znacznie trudniejsze niż czterdzieści czy dwadzieścia lat temu, ponieważ rządzą inne prawa rynku. Talenty giną w gąszczu nieprawdopodobnej konkurencji. Ktoś może być nawet wybitnie zdolny, ale jak nie ma odpowiedniego mecenasa i siły medialnej, to jako artysta nie istnieje.

***

Wybitny muzyk i nauczyciel

Adam Natanek urodził się 23 lipca 1933 roku w Krakowie. Jako dyrygent nagrywał dla radia i telewizji koncerty z Filharmonią Narodową, Wielką Orkiestrą Symfoniczną PR i TV w Katowicach i Krakowie. Występował w różnych ośrodkach muzycznych w Europie, Stanach Zjednoczonych, Azji i Afryce.
Przez 21 lat był wykładowcą w UMCS. Jesienią ukaże się wywiad rzeka z nim, autorstwa dr Teresy Księskiej-Falger i dra Marka Dudka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski