Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andersen: pisarz, podróżnik, paranoik

Sylwia Hejno
Spektakl "Latający Kufer". Andersen (Bartosz Siwek) opowiada sułtanowi o "Brzydkim Kaczątku"
Spektakl "Latający Kufer". Andersen (Bartosz Siwek) opowiada sułtanowi o "Brzydkim Kaczątku" Robert Frączek
Zdziwiłby się ten, kto zajrzałby do podróżnego kufra Hansa Christiana Andersena. Trafiłby tam na zwój liny i karteczkę "tylko wyglądam jak umarły".

Jego baśnie zostały przetłumaczone na sto pięćdziesiąt języków, on sam był zapalonym podróżnikiem. Panicznie bał się dwóch rzeczy: śmierci w pożarze i tego, że za granicą ktoś nie będzie potrafił rozpoznać, że śpi i weźmie go za umarłego. Stąd lina i karteczka.

Podróże nazywał "ożywczymi kąpielami dla umysłu". Zjeździł całą Europę, nie tylko zachodnią, ale i jej mało znane wschodnie rejony. Podczas jednej z wypraw przepłynął z Istambułu do Rumunii, następnie na parowcem i konno przedostał się do Budapesztu i Pragi, a stamtąd do rodzinnej Danii, za której granicami spędził dziewięć lat.

Łącznie odbył prawie trzydzieści zagranicznych podróży i chociaż dotarł aż do Konstantynopola, to jego ulubionymi miejscami pielgrzymek pozostały Włochy i Niemcy, gdzie zdobył początkową sławę. Nie zdecydował się na podróż do Ameryki, która przyniosłaby mu nie małe dochody, bo po pierwsze za bardzo bał się potencjalnej katastrofy, po drugie obraził się na niejakiego Horacego Scuddera.

Był on redaktorem jednego z amerykańskich pism i przedstawił swoim czytelnikom Andersena jako dobrotliwego człowieczka, którego dzieci ciągną za poły płaszcza, a wszyscy dookoła mówią do niego "Little Hans" czyli "mały Hansiu". Tego Andersen ścierpieć nie mógł. Nie tylko w Danii wypadało wówczas zwracać się do osoby dorosłej dwoma pełnymi imionami, ale słynny pisarz nie miał z taką reklamą w ogóle niczego wspólnego.

Przede wszystkim był głęboko przekonany, że tworzy dla dorosłych, nawet te utwory, pisane dla dzieci. Wiele lat zajęło mu zresztą zrozumienie, że to baśnie są jego najmocniejszą stroną. Wcześniej uporczywie łapał się innych gatunków, a zanim zaczął pisać marzył o karierze tancerza baletowego. Szczęśliwie dla przyszłych czytelników - bez skutku. Przyjmuje się, że znamy 212 jego baśni.

Poniżej publikujemy fragmenty dziennika H.Ch. Andersena z 1841 roku, w przekładzie Bogusławy Sochańskiej (Wybór z dzienników ukaże się w wydawnictwie Media Rodzina):

25 kwietnia. Wstałem o 5; na dworze szaro; Konstantynopol słabo oświetlony, ale ogromny i fantastyczny. To Paryż złożony z Wenecji i fantazji. Jeden obok drugiego wspaniałe meczety, wysokie, ciemne cyprysy (najpierw więzienie, gdzie ścinają głowy skazanym). Seraj jasny, pływający. […].
26 kwietnia [...] Nająłem za jedno species służącego i powędrowałem z Pery do Galaty, a potem kajakiem przedostałem się do Konstantynopola; wydaje się, jakby człowiek trafił tu do ula, a pszczoły to Egipcjanie, Ormianie, Turcy, Żydzi. Wąskie uliczki, gdzie można złamać kark, domy zdają się przepołowione, jak na architektonicznych rysunkach, brak zewnętrznej ściany parteru; wszystko jest tu sklepem. [...].
3 maja. Jutro urodziny Mahometa […] Na rogu seraju widniał zrobiony z lamp płomienny miecz, minarety przy Hagii Sophii i najbliższym meczecie strzelały w niebo niczym płonące na białych łodygach kolosalne kwiaty ognia; oświetlone przez księżyc białe paski minaretów były dobrze widoczne w klarownym powietrzu. Cudowny widok na cmentarz: czarne jak węgiel cyprysy i pomiędzy nimi pojedyncze światła; nad czubkami cyprysów lśniąca woda, a na niej iluminowane okręty. W całym mieście aż po horyzont strzelały w niebo małe i duże minarety z wieńcami lamp. A teraz ta cisza. Niemal nikt nie wyszedł z domu, żeby na to popatrzeć. Wieczór taki łagodny; to była baśń, całe miasto. A my szliśmy w świetle księżyca z papierowym lampionem i patrzyliśmy na tę iluminację. […]
4 maja. […] Tam, gdzie staliśmy, rzucano dawniej psom głowy straconych. Pochód rozpoczął się dopiero o 11.30. Przy dźwiękach muzyki prowadzono mnóstwo pięknych koni we wspaniałych, wysadzanych kosztownymi kamieniami uprzężach (wcześniej jechał konno chór z wielkim bębnem, cymbałami, itp.). Teraz szli oficerowie. Potem znów urzędnicy i wielki wezyr. Następnie inna grupa koni w pióropuszach i kosztownych uprzężach i dalej paziowie niosący zielone pawie ogony, a pomiędzy nimi na koniu młody, dziewiętnastoletni sułtan ubrany w płaszcz; na głowie miał fez z brylantem i czymś, co przypominało pióra rajskiego ptaka; był bardzo blady. […] Niepokoję się, że coś jest nie tak z paszportem, och, jak ja się potrafię zadręczać! W drodze do Pery spotkałem młodego Amerykanina z Leonidas. Dziś listy z Kairu i Konstantynopola zawiadamiają, że dziennie umiera na zarazę dwustu ludzi. O 6.30 byłem na pokładzie "Ferdynanda I". […] Nad serajem wisiał wielki, okrągły, ale blady księżyc, a Scutari mocno oświetlało słońce; pośród czarnych cyprysów migotały o zachodzie słońca szyby, na koniec wyglądało to jak tysiące ognisk, niestety, to złudzenie; na tureckim okręcie wszystkie flagi podniesione. W Perze wrzawa, jakby wybuchło powstanie. Między okrętami baraszkowały delfiny. Zaszło słońce.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.kurierlubelski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski