Czwartkowy mecz był zaległą potyczką z pierwszej rundy PGNiG Superligi. Przed tym spotkaniem obie drużyny dzieliła w tabeli różnica aż 24 punktów. Średnia bramek zdobywana w tym sezonie przez zespół z Gdańska wynosiła 25,6. Identyczną wartość miała średnia bramek traconych przez Azoty.
- Przy 34 rzuconych bramkach teoretycznie powinno wygrać się mecz. Ale nie dzisiaj. Na naszej porażce na pewno zaważyła obrona – ocenia Łukasz Rogulski. – 34 stracone bramki zdarza nam się bardzo rzadko. To był problem. Mieliśmy dziury w obronie, bramkarze też nie odbijali piłek. Często zresztą byli w sytuacji sam na sam – dodaje kołowy Azotów.
W pierwszej połowie prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Gospodarzom udawało się wychodzić na przewagę jedynie jednej bramki. Goście trzy razy uzyskiwali przewagę dwóch trafień. Ale po 30 minutach był remis 17:17. Już do przerwy siedem bramek na swoim koncie miał leworęczny rozgrywający, Michał Szyba.
Na początku drugiej części gdańszczanie odskoczyli na cztery trafienia – 23:19. Ale puławianie po krótkim przestoju w ataku szybko odpowiedzieli czterema bramkami z rzędu. Nie potrafili jednak przełamać rywali, którym w 47. minucie znowu udało się wypracować większą przewagę – 28:25.
W 58. minucie, po golu Bartosza Kowalczyka Azoty wygrywały 34:33. Kilkadziesiąt sekund później rzut karny wykorzystał Mateusz Kosmala, natomiast puławianie nie zdołali zdobyć bramki w swojej ostatniej akcji. O zwycięstwie musiały więc rozstrzygnąć rzuty karne.
- Najważniejsze i jedyne słowo, które obrazuje całe spotkanie, to charakter – twierdzi Przemysław Witkowski z Wybrzeża. – Od pierwszej do 60 minuty walczyliśmy jak równy z równym, z drużyną, która jest pretendentem do medalu. Dzisiaj na boisku wygrał charakter – podkreśla.
Do pierwszego rzutu karnego podszedł Łukasz Rogulski, ale próba kołowego Azotów zakończyła się niepowodzeniem. Później nie pomylił się Michał Jurecki, ale swojego rzutu nie wykorzystał Andrii Akimenko. A ponieważ gdańszczanie byli bezbłędni, to trafienie Wojciecha Gumińskiego niewiele już pomogło. Po bramce Jeremiego Stojka gracze Wybrzeża rzucili się sobie w objęcia z radości.
W Gdańsku po raz drugi zespół z Puław prowadził Robert Lis. Łukasz Rogulski uważa, że nagła zmiana na stanowisku szkoleniowca nie miała wpływu na wynik. – Jesteśmy tym samym zespołem, tymi samymi zawodnikami. Mamy w drużynie tyle jakości, że nawet bez trenera powinniśmy radzić sobie z rywalami, którzy są niżej w tabeli – podsumował gracz Azotów.
Torus Wybrzeże Gdańsk – Azoty Puławy 34:34 (17:17 k. 4:2)
Wybrzeże: Chmieliński, Witkowski – Jachlewski 7, Kosmala 5, Mosquera 5, Janikowski 4, Comerlatto 4, Stojek 3, Pieczonka 2, Papaj 2, Leśniak 1, Woźniak 1, Gądek, Gavidia. Kary: 6 min. Trener: Mariusz Jurkiewicz
Azoty: Bogdanov, Zembrzycki – Szyba 8, Rogulski 6, Kowalczyk 4, Dawydzik 4, Gumiński 3, Akimienko 3, Jurecki 3, Przybylski 2, Jarosiewicz 1, Łangowski, Seroka, Kary: 8 min. Trener: Robert Lis
Sędziowali: Bartosz Leszczyński i Marcin Piechota (Płock)
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?