Wieczorami Stare Miasto wyglądało jak stacja tokijskiego metra w godzinach szczytu, brakowało tylko upychaczy. Co cieszy restauratorów i organizatorów, dla widza nie jest żadną zaletą. Gdzież te czasy, gdy można było spokojnie obejrzeć występ ulicznego artysty bez konieczności wspinania się na płotek, latarnię, czy barki zaskoczonego sąsiada. Gdzież te edycje Carnavalu, gdy oglądanie Murmuyo i Metrayety, dwóch chilijskich klownów, nie wiązało się z ryzykiem zadeptania przez tłum…
Jedno pozostało niezmienne. Różnorodność wykonawców, których celem było rozśmieszanie (jak Asphalt Theatre Shiva Grings, Magic Thor), szokowanie (Bandit Queen), oczarowywanie (La Putyka, KaraKasa) i zaskakiwanie (Inextremeiste, La Corcoles) odbiorcy. Albo, jak w przypadku Murmuyo i Metrayety, próba wprowadzenia w Lublinie totalnego chaosu.
A i tak najlepszym widowiskiem artystycznym w tym roku byli nie cyrkowcy, a muzycy. Nazywali się Srebrne Wesele i przyjechali z Mińska. Proponuję wyszukać ich w Google (hasło: Serebrianaja Swad'ba), bo pewnie podzielą los Carnavalu i z ciekawostki dla garstki wtajemniczonych przeistoczą się w gwiazdę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?