Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

CSK w Lublinie. „Kopciuszek”, czyli nie taki balet straszny (RECENZJA)

Andrzej Z. Kowalczyk
materiały prasowe
Dwukrotnie w trakcie dwóch kolejnych weekendów widownia Sali Operowej lubelskiego Centrum Spotkania Kultur wypełniła się niemal do ostatniego miejsca. 29 kwietnia odbył się tam koncert wielkich gwiazd światowych scen operowych – Aleksandry Kurzak i Roberta Alagny – zaś w minioną sobotę z baletem „Kopciuszek” wystąpiła Accademia Teatro alla Scala.

Nieprzypadkowo rozpoczynam ten tekst od frekwencji na obydwu tych wydarzeniach. Na długo bowiem przed inauguracją CSK i jego reprezentacyjnej sali dawały się słyszeć głosy poddające w wątpliwość, czy uda się zorganizować takie „eventy”, by olbrzymia, licząca niemal tysiąc miejsc widownia nie świeciła pustkami. Przyznam zresztą, że sam się nad tym zastanawiałem. Wątpliwości oczywiście nie dotyczyły pierwszego koncertu; ten już w założeniu była skazany na frekwencyjny (że o artystycznym nie wspomnę, bo klasa wykonawców nie podlega dyskusji) sukces. W przypadku drugiego wydarzenia jednak sprawa nie była już tak oczywista. Co wynika z prostego faktu, że Lublin nie ma niestety wielkich tradycji w prezentowaniu baletowej klasyki. Są oczywiście baletowe przedstawienia Teatru Muzycznego i zdarzają się występy gościnne, przeważnie zespołów zza naszych wschodnich granic, ale te pierwsze to zazwyczaj „przedpołudniówki” dla dzieci i młodzieży, na których publiczność jest organizowana, drugie zaś bywają prezentowane w znacznie mniejszych salach, które i tak nie zawsze udaje się zapełnić. A co więcej – mam wrażenie, iż w świadomości wielu ludzi pokutuje przekonanie, że klasyczny balet jest sztuką hermetyczną, dostępną dla nielicznych wybranych. Co jest nonsensem, bowiem to dziedzina sztuki akurat bardzo egalitarna w odbiorze (wykonanie wymaga talentu i ogromnej pracy), a „Kopciuszek” młodych artystów z Mediolanu pokazał to bardzo wyraźnie. Przekonał, że nie taki balet straszny, jak go malują. Wybór tego dzieła i w tym właśnie wykonaniu do programu inaugurowania działalności CSK to decyzja bardzo trafna, bowiem spektakl ów rzeczywiście może zachęcić do bliższego zainteresowania się baletową klasyką i skłonić do kolejnych z nią spotkań, do których – mam nadzieję – okazji nie zabraknie.

Jednak nie tylko z powodów – nazwijmy to tak – promocyjno-pedagogicznych warto było ten spektakl pokazać; uzasadnia to również jego jakość artystyczna. Tu muszę uprzedzić ewentualne zarzuty purystów dotyczące skrótów poczynionych przez twórców spektaklu. Istotnie – w tej realizacji pominięto kilka obrazów i scen, ale jej dramaturgia nie ucierpiała na tym w najmniejszym stopniu. Jedyną stratą było to, że nie mogliśmy wysłuchać w całości muzyki Sergiusza Prokofiewa, a że jest ona warta wysłuchania nie trzeba przekonywać nikogo, kto słyszał ją choćby raz. Wielkim walorem spektaklu jest natomiast nowa, bardzo oryginalna i ciekawa choreografia Frédérica Olivieriego. Mocno osadzona w baletowej klasyce, ale jednocześnie nie zamykająca się na osiągnięcia tańca współczesnego, którego ślady można tu odnaleźć bez trudu. Wyrastająca z zachodnioeuropejskiej tradycji tańca, co dla nas mogło być szczególnie ciekawe, bowiem „Kopciuszka” znamy na ogół z realizacji z choreografiami twórców rosyjskich.

Z tą interesującą choreografią młodzi tancerze poradzili sobie bardzo dobrze. Występująca w tytułowej roli Caterina Bianchi wniosła na scenę wielki, naturalny wdzięk i bardzo wysokie umiejętności techniczne, widoczne zwłaszcza w efektownych (ale nie efekciarskich!) solówkach. Nader sugestywnie i – co bardzo ważne – wiarygodnie pokazała zachodzące w bohaterce przemiany: od dojmującej samotności i cierpienia, poprzez budzącą się nadzieję, po szczęście i radość z odnalezionej miłości. Bardzo ładnie także współpracowała z innymi wykonawcami – jej pas de deux z Księciem (Fabio Rinieri) na balu urzeka lekkością i uczuciem. Nie ukrywam, że chętnie zobaczyłbym tę parę jako tytułowych bohaterów baletu „Romeo i Julia”… Na słowa uznania zasłużyły też Maria Vittoria Muscettola i Benedetta Montefiore w rolach złych sióstr Kopciuszka. Ich charakterystyczne kreacje – z kapitalną sceną nauki tańca na czele – na długo pozostaną mi w pamięci. Podobnie jak nieodparcie zabawna scena mierzenia pantofelka, w której „grają” spoza kurtyny jedynie stopy tancerek oraz delikatnie zmysłowy epizod tancerki orientalnej.

Znakomity choreograf i tancerz Ryszard Kalinowski z Lubelskiego Teatru Tańca powiedział mi niedawno, że chciałby, aby publiczność przychodząca na spektakle Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca znała – nie we fragmentach, lecz w całości – takie dzieła klasycznego baletu jak „Jezioro łabędzie”, „Dziadek do orzechów” czy właśnie „Kopciuszek”. Sobotni spektakl w CSK przynajmniej w części spełnił to życzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski