Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Damian Syjonfam o płycie „Czuję, więc jestem”: Wszyscy pochodzimy z jednego miejsca [WYWIAD]

Tomasz Kazanecki
Tomasz Kazanecki
Damian Syjonfam o płycie „Czuję, więc jestem”: Wszyscy pochodzimy z jednego miejsca [WYWIAD]
Damian Syjonfam o płycie „Czuję, więc jestem”: Wszyscy pochodzimy z jednego miejsca [WYWIAD] One Fam
Damian Syjonfam to postać, która na przestrzeni lat zaznaczyła mocno swoją obecność na polskiej scenie muzycznej spod szyldu roots-reggae. Osobiste, pełne refleksji teksty, kojące melodie i historie, w których każdy może znaleźć coś dla siebie oraz charakterystyczny wokal – to jego znaki rozpoznawcze. Artysta pochodzi ze Świdnika. Wcześniej grał w zespole Natura - wziął udział w sesji nagraniowej do płyty "Wielki Haj", a z zespołem ComeYah wydał w 2012 roku płytę "Na wschód", która rozeszła się w pełnym nakładzie. W swoim dorobku ma także dwie poprzednie, solowe płyty: "Wracam do domu" i "To co było, to będzie". Teraz Damian Syjonfam wraca z nowym materiałem.

„Czuję, więc jestem” to płyta nagrana w całości własnym nakładem sił, w nowo powstałym studio „One Fam”. Jego nazwa nie jest przypadkowa, gdyż za muzycznym sukcesem Damiana „Syjonfam” Skoczylasa stoi również jego żona, Magda Dziewulska-Skoczylas, która jest jego managerką. Co artysta ma do powiedzenia, na swoim, trzecim już, wydawnictwie, które premierę miało w czasie Ostróda Reggae Festiwal 2018? Co daje artyście posiadanie własnego studia i jak to jest nagrać piosenkę razem z synem? O tym m.in. przeczytacie w poniższym wywiadzie.

Premiera Twojej nowej płyty „Czuję, więc jestem” miała miejsce na tegorocznej Ostródzie, i tak naprawdę nie była to pierwsza Twoja premiera, która miała tam miejsce. W tym wypadku koncert miał szczególne okoliczności. Możesz coś o nim opowiedzieć i o towarzyszących Ci w czasie koncertu emocjach?

Koncert trwał ponad trzy godziny. Gdzieś nawet przeczytałem, że trzy i pół. Nie patrzyłem co prawda na zegarek, ale wiem, że był bardzo długi, z tego względu, że były problemy techniczne i dwa razy podczas koncertu odcięło prąd. Była to jakaś poważna usterka, przez którą musieliśmy dwa razy schodzić ze sceny na dłuższy czas. Za pierwszym razem troszkę powalczyłem i pośpiewałem akustycznie, a za drugim – po prostu zeszliśmy i czekaliśmy na to, co się stanie. Wiadomo – na początku było trochę nerwowo, każdy był napięty, nie wiedzieliśmy, co się dzieje i jak to się skończy, a w dodatku to była premiera płyty, więc to był bardzo ważny koncert dla nas... W trakcie drugiej przerwy już się pogodziłem z tym faktem, że nie układa się to tak, jakbyśmy chcieli, i zdałem się na siłę wyższą, na to, co się wydarzy. Wiedziałem, że moja żona bardzo się denerwowała, i tak samo mój syn, ponieważ występował tego wieczoru. Śpiewaliśmy razem piosenkę „Dawid”. Ostatecznie, z mojego punktu widzenia to wygląda tak, że tak miało być, bo wyszło na plus. Zaczęliśmy koncert za światła dziennego, a skończyliśmy nocą, gdzie towarzyszyły nam piękne wizualizacje. Ponadto miałem wrażenie, że przyszło jeszcze więcej ludzi, a noc stworzyła intymny klimat. Koncert w Ostródzie był naprawdę wyjątkowy, bo nie dość, że to premiera trzeciej płyty, to jeszcze jest to płyta, którą w całości zrobiłem sam. Można powiedzieć, że to moja pierwsza płyta od początku do końca. Oczywiście pomagało mi mnóstwo ludzi, ale ja byłem reżyserem i dyrektorem tego przedsięwzięcia.

Damian Syjonfam o płycie „Czuję, więc jestem”: Wszyscy pochodzimy z jednego miejsca [WYWIAD]
One Fam

Jest to pierwsze wydawnictwo wydane własnym sumptem. Jacy ludzie kryją się za szyldem One Fam?

One Fam to wydawnictwo, które założyliśmy razem z moją żoną Magdą. Oprócz tego, że jesteśmy razem i się kochamy, jesteśmy również partnerami w działaniu, w tym co robimy muzycznie i okołomuzycznie. Zatem One Fam to podsumowanie tego, co robimy. Byliśmy gotowi na to, by trzecią płytę wydać samemu. Oczywiście za „Czuję, więc jestem” kryje się jeszcze wielu muzyków, ale motywem spajającym całość na tej płycie jest mój wokal i słowa, które napisałem. Wokal nagrywaliśmy wspólnie z Magdą, ale pojawiły się również trzy piosenki z D’Roots Brothers. Od początku miałem taki plan, żeby nagrać z nimi jakieś numery, bo gramy ze sobą cztery lata, a do tej pory nagraliśmy tylko jedną piosenkę na płycie „Wracam do domu” i to wszystko. Chciałbym, żeby tego było więcej, bo naturalnie, aż samo się o to prosiło. Na płycie pojawił się też Stasiu Leszczyński, który gra na skrzypcach w Chonabibe, ale ma też swój zespół Neoklez – był kiedyś z wizytą, puściłem mu jeden utwór i stwierdził, że dogra na nim smyczki i one bardzo fajnie wyszły w piosence „Głęboka woda”. Jako ciekawostkę powiem, że materiał jest miksowany w czterech innych studiach, co ma swój wydźwięk w piosenkach.

Warto czasem wzbić się trochę wyżej i spojrzeć, że wszechświat jest ogromny, a my jesteśmy w nim tylko małymi kropeczkami. Wtedy łatwiej jest ugryźć wszelkiego rodzaju problemy, czy kłopoty - gdy można spojrzeć z dystansu na siebie.

Jaki komfort daje artyście posiadanie własnego studia i brandu? Czy uniezależnienie daje Ci pełną wolność przekazu? Z perspektywy lat myślę, że możesz coś już o tym powiedzieć?

Przede wszystkim bardzo ważną rzeczą jest współpraca z ludźmi. Samemu nie da się robić wszystkiego. Jeszcze na żadnej płycie nie miałem tak, żebym mógł sam zrobić wszystkie piosenki i je skomponować, a tutaj tak było i to było dla mnie bardzo ważne, bo skomponowana piosenka jest całkowicie inna, niż piosenka napisana do jakiegoś instrumentalnego podkładu czy riddimu (schemat rytmiczny, który w muzyce reggae często jest wykorzystywany w wielu piosenkach - red.). To są dwie różne rzeczy i myślę, że sprawne ucho zawsze odróżni, która piosenka jest pisana do riddimu, a która jest skomponowana od początku do końca – w stu procentach stworzona pod słowa i muzykę, które wówczas są bardzo spójne. Posiadanie studia pozwoliło mi te skomponowane wcześniej piosenki, nagrane piloty, zrealizować tak, jak chciałem, bo miałem konkretną wizję brzmienia, tego jak ma wyglądać rytm, jak mają zagrać gitary, miałem wizję całości muzycznej. Własne studio pozwoliło mi to w stu procentach zrealizować.

Po raz kolejny na Twoim wydawnictwie nie brakuje symboliki. Na okładkach poprzednich płyt można było zobaczyć m. in. symbole mądrości: takie jak laska czy księga życia. Tym razem poszedłeś w stronę gwiazd. Co czujesz, gdy spoglądasz w ich kierunku?

Mam mnóstwo uczuć z tym związanych, ale teraz przychodzi mi na myśl to, że często brakuje ludziom dystansu do tego, co robią, do tego gdzie jesteśmy i kim jesteśmy. Czasami ludzie albo to wyolbrzymiają, albo z kolei czują się niedowartościowani. Warto czasem wzbić się trochę wyżej i spojrzeć, że wszechświat jest ogromny, a my jesteśmy w nim tylko małymi kropeczkami. Wtedy łatwiej jest ugryźć wszelkiego rodzaju problemy, czy kłopoty - gdy można spojrzeć z dystansu na siebie. W piosence „Pochodzimy z gwiazd” chodziło mi również o to, że gdybyśmy wszyscy byli nauczeni, że pochodzimy z jednego miejsca, ale nie takiego miejsca na Ziemi, które ma flagę i godło i tak dalej, ale że jako dusze pochodzimy, mówiąc w przenośni, z gwiazd. Wtedy być może mniej nas by dzieliło, a więcej łączyło. Łatwiej byłoby nam słuchać się nawzajem, szukać punktów stycznych i uczyć się od siebie.

Kolaboracja ojca z synem w piosence „Dawid” - to musi być niesamowita, muzyczna przygoda. Jak to wyszło i czyja to była inicjatywa? Słucha się tego naprawdę dobrze. Zresztą kiedyś widzieliśmy Dawida na YouTubie w piosence „Krótka historia”, a także w Twoich teledyskach. Jakie to doświadczenie dla Ciebie i dla niego? Czy to Was zbliżyło do siebie jeszcze bardziej niż codzienność?

Inicjatywa była przede wszystkim mojej żony, bo to ona podsunęła mi pomysł na tę piosenkę i podpowiedziała kto mógłby w niej zaśpiewać. To jest takie uczucie, które ciężko opisać, bo to dla mnie była nowość, współpracować z moim synem. Fajnie było już na etapie nagrań w studio. Dawid nie wiążę swojej przyszłości - póki co - ze śpiewaniem, chociaż po koncercie w Ostródzie nie wiadomo… (śmiech). Proces nagrywania był fajny i to, co działo się przed występem również było szczególne. Mamy ze sobą dobry kontakt, dużo rozmawiamy. To był jeszcze jeden aspekt tej relacji: ojciec – syn, który wpłynął na to, że jesteśmy ze sobą blisko. Cieszę się, że to się wydarzyło i cały czas się dzieje.

Nie sposób nie zauważyć, że Twoja muzyczna rodzina w Polsce, i pewnie nie tylko w niej, sukcesywnie się poszerza, możemy usłyszeć na płycie Twojego syna w piosence Dawid - ale również Rafała Karwota z Tabu i hipnotyzujące wokale Kapeli ze Wsi Warszawa w piosence "Prawda". Czym kierowałeś się dobierając gości na płytę?

Jeśli chodzi o Tabu, to jest to wynik naszej długoletniej znajomości. Podczas pracy nad „Czuję, więc jestem” obiecałem sobie, że nie może się na niej znaleźć coś, wobec czego miałbym choćby najmniejsze wątpliwości. Chciałem zrobić tak jak czułem - na sto procent. Z Rafałem Karwotem już długo się znam. Podoba mi się to, co robi, a także energia, którą Tabu wysyła ze sceny. Chciałem z nimi coś zrobić i wyszło to naturalnie. Natomiast jeśli chodzi o Kapelę Ze Wsi Warszawa, to było tak, że jak komponowałem piosenki na płytę wyjeżdżałem na kilka tygodni na działkę nad jezioro do moich rodziców, na jesień nikogo na niej nie ma, więc byłem sam z moim psem. Szukając inspiracji, słuchałem właśnie Kapeli i moją uwagę przykuł zaśpiew z piosenki „Isue/Palinocka”. Wyciąłem tego sampla stworzyłem fragment bitu i zacząłem pisać. Wcześniej wielokrotnie miałem ochotę napisać piosenkę która byłaby stworzona na bazie sampla czyjegoś utworu. Jednak tego typu połączenie wymaga zgody autorów użytej piosenki do jej wykorzystania, a z tym różnie bywa. Z KZWW było troszkę inaczej, ponieważ znam ich realizatora dźwięku Mariusza Dziurexa i było ziarnko nadziei, że zespół wyrazi zgodę. Kapela ze Wsi Warszawa bardzo mi zaimponowała, kiedy usłyszałem ich po raz pierwszy na żywo na urodzinach Słomy. Było to bardzo fajne przeżycie, w trakcie którego poczułem korzenie tego miejsca, z którego pochodzę i to było piękne. Chciałem zawrzeć na płycie element ludowy, ale nie taki klasyczny, tylko, żeby to było troszkę bardziej nowoczesne. I mam nadzieję, że się udało.

Jest pewna rozbieżność na nowym wydawnictwie, jeśli chodzi o tracklistę i książeczkę. Tracklista brnie swoim tempem, natomiast utwory w książeczce są uporządkowane alfabetycznie i jakimś trafem znalazło się na pierwszym miejscu „1993”. Przypadek, czy celowy zabieg?

„1993” rok był w pewnym sensie początkiem mojej wspólnej drogi z Magdą. Początkiem tego co trwa do dziś i wciąż się rozwija. I o tym właśnie jest ta piosenka. Oprócz tego, że jesteśmy długo małżeństwem, to byliśmy ze sobą wiele lat wcześniej i przeżyliśmy tak wiele, że można by było o tym napisać książkę.

Na płycie nie brakuje inspiracji - Wódz Joseph - indiański dowódca i Pablo Escobar - narkotykowy król, dwa przeciwległe bieguny, a także tajemnicza wiedźma z piosenki głęboka woda, której historia ma dwie twarze. A jaka jest twarz Damiana na tej płycie? Rok temu, w jednym z wywiadów, powiedziałeś: "myślę, że właśnie robię płytę swojego życia - jestem tego pewien". Masz takie przekonanie po jej premierze?

Gdybym miał określić, co czuję wobec nowej płyty, musiałbym przyznać, że jest ona dla mnie nowym otwarciem. Dzięki niej poszedłem w inną stronę. Nie oznacza to jednak, że będę robił inną muzykę. Pierwszy raz poczułem, że jestem w stanie zrobić to sam. Realizacja takiego przedsięwzięcia polega na zaplanowaniu ogromu rzeczy. Udowodniłem sobie, że potrafię to zrobić i mogę być z tego zadowolony. Zależało mi, żeby była to płyta dla ludzi. Nie było dla mnie priorytetem brzmienie, a efekt końcowy. Czyli żeby słuchacz, niewchodzący głębiej w struktury muzyczne, był w stanie coś poczuć i żeby muzyka dotarła do jego serca. Po premierze płyty miałem takie sygnały, że to się udało. Ludzie przez trzy dni przychodzili na nasze stoisko w trakcie festiwalu po to żeby porozmawiać i opowiedzieć o tym co czuli podczas słuchania piosenek. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że moja koncepcja zadziałała... Jest to bardzo ważna płyta i jest to ogromny krok do przodu, w tym co robię.

Zależało mi, żeby była to płyta dla ludzi. Nie było dla mnie priorytetem brzmienie, a efekt końcowy. Czyli żeby słuchacz, niewchodzący głębiej w struktury muzyczne, był w stanie coś poczuć i żeby muzyka dotarła do jego serca.

Wers Twojej piosenki "Nieopowiedziana" świetnie opisuje Twoją tendencję do zostawiania uchylonej furtki: "nieopowiedziana, ta historia była nieopowiedziana, do końca...". Trzecie wydawnictwo to kolejne historie, a następne pewnie przyniesie życie. Spodziewałeś się kiedyś takiego scenariusza? Bo przecież w swoim życiu miałeś przeróżne doświadczenia...

Nie spodziewałem się. Od dłuższego czasu trudno przewidzieć i mnie, i Magdzie, co się wydarzy w ciągu najbliższych miesięcy. Nasze życie tak szybko się zmienia. Pół roku temu nie mieliśmy w planach, że będziemy mieli studio. Czasem czujemy się tak, jakbyśmy się złapali za ręce i biegli z takiej stromej górki, a po drodze łapali to, co wpadnie nam w ręce. Budzimy się rano i działamy. Nie wiem, co się wydarzy, nie sądziłem, że będzie aż tak fajnie. Etap zachwytu już troszkę opadł. Teraz jest etap świadomego i dojrzałego działania. Czuję się już bardziej tak, jakbym sam trzymał sprawy w swoich rękach i sam decydował o swoim losie, na tyle ile mogę i na tyle, ile mi Najwyższy pozwoli. Teraz bardziej staram się tym kierować, a nie sunąć po tej drodze, którą dostawałem, czyli pojawiały się propozycje od tego, śpiewałem u tego, zagramy tu, to jedziemy tu... Być może wynika to z racji wieku i naturalnej potrzeby kontrolowania swojego losu. Zobaczymy, co on przyniesie. Dzieję się bardzo dużo fajnych rzeczy. I tak jak napisałem na okładce płyty: „kocham swoje życie” i żadnego dnia bym nie zmienił.

Ktoś kiedyś powiedział, że prawda sama się obroni. Patrząc z boku na Twoją twórczość, mam wrażenie, że wystarczy po prostu robić swoje, a reszta to wartość dodana…

Zgadzam się z tym. Czasami jak rozmawiam ze swoimi młodszymi kolegami, to podpowiadam im, żeby nie starali się być od razu mędrcami, tylko pisali to, co czują - tak głęboko i szczerze. Rola artysty jest taka, że się odkrywa przed ludźmi i mówi o swoich intymnych przeżyciach. Im szczerzej to zrobi, tym jaśniej zostanie zrozumiany i większe prawdopodobieństwo, że dotrze do ludzi, którzy potrzebują tego, co robi. Może dlatego mi się to udaje. Chociaż różnie z tym bywa. Muzyka popularna daje wiele przykładów, że może być też tak, że tworzysz artystę, który jest produktem, bo od początku do końca ludzie za niego coś robią, a oni tylko biorą do ręki mikrofon i zachowują się na scenie w określony sposób i mają miliony fanów. To też zależy od tego, kto jaką drogę w życiu obiera. Ja obrałem akurat taką i się z tego cieszę. Nie muszę nikogo udawać, robię to co lubię, ludziom się to podoba, często im to pomaga, często lepiej się czują dzięki temu i czego można chcieć więcej?

Damian Syjonfam - [/quot/]Czuję, więc jestem[/quot/]. Premiera płyty miała miejsca w czasie Ostróda Reggae Festival 2018
Damian Syjonfam - "Czuję, więc jestem". Premiera płyty miała miejsca w czasie Ostróda Reggae Festival 2018. Okładka płyty była podobnie jak dwóch poprzednich pomysłem Magdy, autorem zdjęć jest natomiast Kamil Świca.

Damian Syjonfam - „Czuję, więc jestem” 2018, wyd. One Fam:

  1. Czuję wiec jestem
  2. Dawid ft. Dawid Skoczylas
  3. Dla siebie tu jesteśmy
  4. Głęboka woda
  5. Wódz Joseph
  6. 1993
  7. Jak Pablo Escobar
  8. Nikt nie pamięta
  9. Adresy
  10. Nieopowiedziana ft. Tabu
  11. Prawda ft. Kapela Ze Wsi Warszawa
  12. Pochodzimy z gwiazd

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski