MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Druga matka Grigorija. "Rosja to przeszłość, dla mnie liczy się jutro"

Damian Stępień
Grigorij zacisnął dłonie na kierownicy roweru, pochylił głowę jak zawodowy żużlowiec i z całych sił zaczął pedałować. Tumany kurzu podniosły się z polnej drogi, a zimny pęd powietrza zaczął owiewać mu twarz. Na rogatce skręcił z impetem w lewo i skierował się w stronę rzeki. U jej brzegu czekał już na niego dziadek z przygotowanymi wędkami.

Jako ośmioletni chłopiec Grigorij nie mógł się spodziewać, że noc wcześniej miały miejsca wydarzenia, które odmienią na zawsze jego życie. Beztrosko łowił ryby, obierał je z łusek i piekł na ognisku. Było upalne popołudnie w środku lata.

Tego samego dnia, w oddalonym o sześćdziesiąt kilometrów Omsku, ojciec Grigorija, Nikołaj Parkowski odebrał wiadomość o śmierci swojego przyjaciela, rosyjskiego dziennikarza i opozycjonisty. Nieznani sprawcy wystrzelili do niego dwa magazynki amunicji z kałasznikowa. Nikołaj, szef antyrządowej gazety, miał być następny.

Ku wolności

Z Grigorijem Parkowskim spotykam się w motocyklowej knajpce w centrum Lublina. Od kilku dni, przy kuflu piwa i szybko wysychających kieliszkach z wódką, próbuję poznać i zrozumieć jego historię. Grigorij nie jest rozmowny. Muszę łapać strzępki zdań.

- Śmieszy mnie gdy ktoś pyta mnie o Rosję. O to, jak ją wspominam. Jak mi się tam żyło? – stwierdza stanowczo Grigorij i podnosi głos - Miałem wtedy osiem lat! Przecież nie interesowałem się polityką! Wolałem jeździć na rowerze, tak jak każde dziecko. Zresztą Rosja to przeszłość, a dla mnie liczy się „jutro”. Chcę założyć własną firmę, być pracodawcą dla samego siebie.

W lutym 2000 roku rodzina Parkowskich wylądowała na warszawskim Okęciu. Grigorij miał wówczas dziesięć lat. Wraz z rodzicami i trojgiem rodzeństwa zostawili za sobą całe swoje dotychczasowe życie. Pracę, rodzinę, przyjaciół, marzenia i plany na przyszłość. Jeszcze nie wiedzieli, czy Polska zostanie ich nowym domem. Początkowo miał być to tylko przystanek na drodze do nowego życia.

- Mieliśmy jechać do Argentyny. Potem w planach był Paragwaj albo Urugwaj. Rosyjski milioner z Ameryki Południowej zaproponował moim rodzicom pracę. Już wszystko było prawie załatwione, ale niestety się rozchorował - wspomina Grigorij - To było zwykłe zapalenie wyrostka robaczkowego. Jedna z najprostszych operacji jakie się wykonuje. W tym przypadku się nie powiodła. - dodaje z dziwnym uśmiechem na twarzy.

Parkowscy nie dali za wygraną. Postanowili wyjechać do Brazylii. Niestety znowu się nie udało. Biuro podróży oszukało ich na dziesięć tysięcy złotych. W planach były jeszcze Czechy i Niemcy, ale zabrakło pieniędzy.

- W końcu ojciec podjął decyzję, że zostajemy w Polsce. Nie tylko dlatego, że nie mieliśmy innego wyboru. Chciał zostać w kraju, gdzie narodziła się „Solidarność” - mówi Grigorij - Był przekonany, że jako rosyjski opozycjonista odnajdzie się w wolnym kraju, który pokonał komunę. Jednak nie do końca się to sprawdziło.

Polska gościnność

Będąc w Polsce, rodzina Parkowskich musiała nauczyć się wszystkiego od nowa. Poznać język, ludzi, znaleźć dom, pracę. Byli zdani tylko na siebie. Obcy pośród obcych. Wyrzuceni przez własną ojczyznę. Zdradzeni i oszukani. Krok po kroku zaczęli wiązać koniec z końcem.

Parkowscy zamieszkali w Lublinie. Grigorij rozpoczął naukę w polskiej szkole podstawowej. Szybko nauczył się języka. Dzisiaj trudno usłyszeć w jego głosie rosyjski akcent. Swoim polskim kolegom potrafi wytknąć błędy językowe. Lubi rozmawiać o historii Polski, ale w przeciwieństwie do swojego ojca nie chce angażować się w politykę.

- Czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie, gdyby mój ojciec nie był opozycjonistą - Grigorij robi pauzę i sięga po kufel piwa - Może miałbym już w Omsku własną firmę. Kto wie - dodaje.

Przez osiem lat pobytu w Polsce Nikołaj Parkowski podejmował się każdej pracy, aby tylko mieć pieniądze na utrzymanie rodziny. W Rosji był przedsiębiorcą. Prowadził firmę zajmującą się nieruchomościami. Był wydawcą opozycyjnej gazety. W Polsce został budowlańcem, ale nie narzekał. Ważne, że była jakakolwiek praca. Los jednak znów wystawił go na próbę.

- Kiedy ojciec stracił pracę zainteresowała się nami policja. Zostaliśmy przewiezieni do zamkniętego ośrodka dla uchodźców w Białej Podlaskiej. Potraktowali nas jak zwykłych przestępców, a my chcieliśmy tylko rozpocząć nowe życie - mówi Grigorij.

O pobycie w ośrodku nie chce mówić, bo to za duża trauma. Wspomina tylko jeden epizod związany z lokalnymi urzędnikami.

- Tata powiedział mi, że proponowali mu dwa tysiące dolarów za powrót do Rosji. Chcieli się nas pozbyć, aby mieć spokój. Nie zgodziliśmy się. Nawet gdyby chcieli dać nam więcej, to i tak byśmy odmówili. Przecież nie przyjechaliśmy tutaj dla pieniędzy, tylko aby uratować nasze życie - oburza się Grigorij - To nie był zresztą ostatni raz kiedy potraktowali nas jak śmieci.

Ostatecznie Parkowscy uniknęli deportacji. Po dwóch miesiącach na wolność mogła wyjść mama Grigorija i jego młodsze rodzeństwo. Nikołaj i syn zostali sami. Postanowili przeprowadzić strajk głodowy, aby powrócić do rodziny.

Zwalali pomniki

- Dopiero wtedy, podczas głodówki, ojciec powiedział mi dlaczego musieliśmy opuścić Rosję - wspomina Grigorij.

Już na początku studiów, w latach osiemdziesiątych, Nikołaj Parkowski buntował się przeciwko władzy. Potem wszystko potoczyło się w zatrważającym tempie. Demonstracje, pierwsze aresztowania, tworzenie opozycyjnej gazety. A w tym czasie narodziny dzieci, praca i utrzymywanie rodziny. Mały Grigorij nie rozumiał jeszcze wszystkiego, co się wokół niego działo. Chętnie recytował antykomunistyczne wierszyki, za co dostawał od przyjaciół rodziny słodycze.

- Jeden z nich pamiętam do tej pory. Nie wiem tylko czy dobrze go przetłumaczę na polski. Spróbuję - Grigorij zaczyna recytować - Parostatek płynie do wód przystani. Będziemy karmić ryby komunistami - chyba tak to szło.

Nikołaj Parkowski od momentu przyjazdu do Polski rzadko wspomina tamte czasy. Grigorij zna tylko kilka historii, które usłyszał od matki. Najbardziej lubi tę, w której jego ojciec wraz z kolegą w środku nocy zrzucali z cokołów komunistyczne pomniki w miejskim parku.

- Wiesz, w takiej sytuacji wysyła się patrol policji. Może dwa, trzy. Ale nie w Rosji - stwierdza Grigorij - Oni wysłali na nich czołgi. Rozumiesz, na dwóch facetów!

Po tego typu incydentach w końcu musiało przyjść nieuniknione. W sierpniowy wieczór 2009 roku Nikołaja Parkowskiego odwiedziła dwójka zaufanych przyjaciół. Jak się jednak okazało byli powiązani ze służbami specjalnymi.

- Powiedzieli mojemu ojcu wprost, że go zabiją, a jego dzieci zostaną sierotami. Chyba, że wyjedzie - Grigorij wspomina niechętnie słowa ojca - Tylko dlatego, że się znali, dali mu czas na odłożenie pieniędzy i załatwienie formalności. Był tylko jeszcze jeden warunek. Ojciec musiał zamknąć gazetę. Po tej rozmowie wyprowadziliśmy się do innego mieszkania i zerwaliśmy kontakt z rodziną i ze wszystkimi znajomymi. Po roku czasu opuściliśmy Rosję. Na zawsze!

Nasz Ruski

Po trzech dniach głodówki Grigorijemu i ojcu pozwolono opuścić ośrodek. Powrócili do Lublina, wynajęli kolejne, trzecie mieszkanie i ponownie rozpoczęli wszystko od nowa.

Grigorij wrócił do szkoły. Skończył liceum, zdał maturę. Poznał nowych przyjaciół. Zakochał się już nie jeden raz. Jego koledzy mówią o nim w żartach „nasz Ruski”. Ale nie zawsze jego pochodzenie jest mile widziane.

- Bywają różne sytuacje, ale staram się tym wszystkim nie przejmować – mówi Grigorij - Jedna historia najbardziej utkwiła mi w głowie. Spotkałem się ze znajomymi na skwerku. Kilka osób piło piwo. I jak na złość podjechała policja. Rutynowa sprawa. Każdy się wylegitymował i dostał słowne upomnienie. Tylko nie ja.

Policja początkowa chciała zatrzymać Grigorija w areszcie na czterdzieści osiem godzin. Mimo, że ten nie spożywał piwa. Po interwencji kolegów funkcjonariusze zdecydowali się wypisać mandat. Był tylko jeden warunek. Trzeba było od razu za niego zapłacić. W innym wypadku - noc na komisariacie.

- Wiesz, może w innych okolicznościach nie doszłoby do takiej sytuacji. Miałem po prostu pecha. Cała sytuacja miała miejsce dwa dni po katastrofie smoleńskiej - uśmiecha się ironicznie Grigorij - Ale może to był tylko zwykły zbieg okoliczności.

Grigorij Parkowski ma ambitne plany na przyszłość. Na początku następnego roku z dwójką znajomych zakładają działalność gospodarczą. Nie chce zdradzić czym będą się zajmować. – Wolę nie zapeszać - ucina krótko. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to Grigorij chciałby kupić motocykl, aby móc podróżować po Europie.

- Teraz mam w planach wyjazd do Belgii. Mam propozycję dobrej pracy. Zobaczę, co z tego wyjdzie. Chciałbym zostać tutaj. Polskę traktuje jak swoją drugą matkę. Matkę, która przygarnęła sierotę – Grigorij spuszcza lekko głowę i sięga po kieliszek wódki.

***
Imiona, nazwiska oraz nazwy rosyjskich miejscowości zostały zmienione. Rodzina Parkowskich cały czas obawia się o swoje życie.

Codziennie rano najświeższe informacje z Lubelszczyzny prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski