Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ESK 2016: Wrocław ma problemy z przygotowaniem obchodów

asfdsa
Wyniki konkursu ogłoszono 21 czerwca 2011 r.
Wyniki konkursu ogłoszono 21 czerwca 2011 r. Tomek Koryszko/Archiwum
Lublinianie, którzy żyli konkursem na Europejską Stolicę Kultury 2016, są pewnie ciekawi, jak Wrocław, nasz konkurent i zwycięzca konkursu, radzi sobie z przygotowaniami do organizacji ESK. Otóż, cytując poetę: "źle się dzieje w państwie duńskim…".

W języku niemieckim roi się od paskudnie brzmiących słów, ale jedno jest wredne nie tylko przez wzgląd na brzmienie. To schadenfreude, oznaczające radość z czyjejś porażki. Może jestem małostkowy, ale obserwując ostatnie wydarzenia wokół organizacji wrocławskiego ESK odczuwam właśnie schadenfreude.

Już po ogłoszeniu wyników ESK latem 2011 r. twierdziłem, że Wrocław nie zasługiwał na tytuł (takich obiekcji nie miałbym w stosunku do Katowic), a ostatnie wydarzenia to potwierdzają. Wystarczy przejrzeć tytuły ostatnich artykułów: "ESK we Wrocławiu. Jak kamień w wodę"; "Europejska Stolica Kultury na zakręcie"; "Czyje jest ESK we Wrocławiu?"; "ESK 2016: Wielkie plany bez budżetu".
Co takiego się tam wydarzyło? Najważniejsza jest zeszłotygodniowa rezygnacja Krzysztofa Czyżewskiego ze stanowiska dyrektora artystycznego przygotowań. Warto pamiętać, że to człowiek, który był dyrektorem artystycznym lubelskiego ESK, dyrektor Ośrodka "Pogranicze - sztuk, kultur, narodów" wSejnach. Oficjalna przyczyna jego rezygnacji jest dość mglista. Podobno Czyżewski nie zdołał pogodzić pracy w Sejnach z pracą we Wrocławiu. Tyle komunikat, prawda wygląda jednak inaczej.

Chodzi raczej o podział władzy nad przygotowaniami. Ta kwestia od początku była we Wrocławiu drażliwa. W trakcie konkursu za wszystko odpowiadał prof. Adam Chmielewski. Po wygranej z prof. Chmielewskim się pożegnano (dokładniej: otrzymał możliwość wzięcia udziału w konkursie na własne stanowisko, którego nie wygrał). Taka sytuacja rozdrażniła część tamtejszego środowiska artystycznego. Teraz przypomina się na przykład, że Czyżewski ani razu nie spotkał się z prof. Chmielewskim.

Jeszcze ważniejsze w całej sprawie są jednak aspiracje prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza i, co ciekawe, ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Obydwaj mają własne koncepcje tego, jak obchody ESK powinny wyglądać. I o ile minister ma raczej sugestie, o tyle prezydent zawsze chciał być głównodowodzącym. Jak mówi się nieoficjalnie, pomysły Dutkiewicza iCzyżewskiego nijak się nie pokrywały. Ktoś musiał ustąpić. Inie był to prezydent.

No właśnie - jak wyglądają te pomysły i wizje. Program ESK z aplikacji Wrocławia był raczej pacykowaniem tego, co miasto ma od dawna w ofercie kulturalnej. Zmieniono po prostu nazwę i dodano zwroty w stylu: "europejski" i "oddolny", co wytykano miastu wiele razy. Potem przyszedł Czyżewski, który postawił na uspołecznienie obchodów, tzw. deep culture (głęboka kulturę), laboratoria kulturalne. Wszystko to zgodne z duchem ESK, ale nie wszystkim się podobało. Prof. Stanisław Bereś, polonista, członek Rady ds. ESK 2016 w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej zarzuca dziś Czyżewskiemu, że "2,5 roku przedorganizacją imprezy o europejskim standardzie, nie miał konkretnej wizji tego wydarzenia". Czyżewskiego krytykuje się też za zbyt mały wkład pracy. Konrad Imiela, szef Teatru Muzycznego Kapitol, skomentował, że "pozostaje wrażenie niepoważnego podejścia do tematu".

Jeszcze bardziej krytyczny był pewnie sam prezydent Dutkiewicz, choć nigdy nie mówił tego publicznie. Nie krył za to, że ESK powinno być huczną imprezą, z przepychem. Na czym stanęło? Na to nikt nie potrafi chyba teraz odpowiedzieć. Nie wiadomo także, kto pokieruje przygotowaniami.

Do tego wszystkiego dochodzą kłopoty z finansami. Miasto chce wydać na organizację i obchody ESK 2016 około 180 mln zł. To niemała kwota, jeśli wziąć pod uwagę nadszarpnięty budową stadionu na Euro 2012 budżet miasta. Na razie pieniędzy nie ma, trwa poszukiwanie sponsorów i innych źródeł finansowania (mają to być m.in. fundusze unijne, z Ministerstwa Kultury, z Ministerstwa Spraw Zagranicznych).

Panuje przekonanie, że wszystko, koniec końców, skończy się happy endem, zapewne w klasycznym dla Polaków nastroju "wszystkie ręce na pokład, bo toniemy!". Właściwie tego happy endu życzę wrocławianom i ja. Ileż w końcu można sycić się schadenfreude? Poza tym - jak to trudno wymówić...

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.kurierlubelski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski