Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton. Przez język do serca Unii

Grzegorz Gil
Powszechnie wiadomo, że polszczyzna należy do najtrudniejszych języków świata. Trzy gramatycznie płcie, ortografia i szeleszcząca wymowa mogą skutecznie zniechęcić nawet największego poliglotę do nauki języka polskiego.

Tym większe uznanie dla przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von den Leyen, która prywatnie jest Niemką: „Polsko zawsze jesteś i będziesz w sercu Europy. Niech żyje Polska! Złośliwi powiedzą, że pierwszy człon tych słów to kradzież własności intelektualnej. Mają rację! Przecież to nikt inny, jak Prawo i Sprawiedliwość zapewniało w swojej kampanii przed eurowyborami w 2019 r. o budowaniu „Polski w sercu Europy”. Dwa lata później Polska staje w sercu… debaty o fundamentach Unii Europejskiej.

Obydwie strony, czyli polski rząd oraz urzędnicy UE, a z nimi także spora grupa państw członkowskich, najwyraźniej skrajnie różnie interpretują znaczenie europejskiego „serca”. Czy można dokładnie zidentyfikować jego położenie lub treść, czy może taki zwrot jest wyłącznie polityczną metaforą? Analogicznie do życia biologicznego, żadna instytucja międzynarodowa i polityczna, a taką jest Unia Europejska, nie może trwać bez „serca” w postaci określonych praw i standardów europejskich, do których należy bezdyskusyjnie trójpodział władz ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej oraz równość wobec prawa europejskiego w każdym i każdego z dwudziestu siedmiu państw członkowskich. Nie ma i nie może być wyjątków od tej reguły.

Nawet jeśli polski rząd (nie Polska) nie łamie standardów europejskich w sposób drastyczny, wdaje się w potencjalnie niebezpieczną grę, włączając środki prawne (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2021 roku) i narrację, która sprowadza działania UE w ramach kompetencji nieprzekazanych Traktatami do utraty suwerenności przez Polskę. Abstrahując od oceny poprawności takiego stawiania sprawy przez polski Trybunał, w ten sposób polityczno-prawny spór z UE przeradza się w ryzykowną batalię prawno-polityczną z finansami w tle. O ile w polityce, także tej europejskiej, mamy pewną ciągłość pomiędzy tym, co „dobre”, trochę „gorsze” itd., w języku prawniczym i orzecznictwie sądowym, a na nich od ponad 60 lat opiera się projekt integracji europejskiej, dana polityka lub decyzja może być albo legalna, albo bezprawna – bez odcieni szarości.

W przypadku wyroków narodowych Trybunałów Konstytucyjnych, które uznają wyższość prawa krajowego nad unijnym przestrzeń negocjacyjna w zasadzie kurczy się do minimum lub nie istnieje w ogóle. Polski rząd idzie w zaparte, co niestety nie zwiastuje przełamania niekorzystnej sytuacji. Ostatnia debata w Parlamencie Europejskim nie tylko uzewnętrznia konflikt polsko-polski, który ma podłoże ideologiczne, ale pokazuje także usztywnienie stanowiska Komisji Europejskiej w obronie niezawisłości sędziowskiej i standardów praworządności w całej UE bez wyjątku.

Wróćmy jednak do polityki, która przed nami. Prosta arytmetyka głosów w instytucjach UE skazuje polski rząd na ciężką przeprawę z „Brukselą” oraz państwami Unii, w której nikt specjalnie nie wychyla nosa w obronie Polski, dbając o swój własny interes. Można nawet odnieść wrażenie, że spór ten jest w pewnym sensie korzystny dla innych państw UE, które chronią się w cieniu debaty o praworządności w Polsce. Trzeba także pamiętać, że wszystko to dzieje się w kontekście wyczekiwanej przez Europejczyków akceptacji przez Komisję Europejską Krajowych Planów Odbudowy (KPO). W przypadku Polski chodzi o, bagatela, około 58 mld Euro z Funduszu Odbudowy (Next Generation EU), bez których ekonomiczna pogoń za Europą i zarządzanie skutkami pandemii, które wciąż odczuwamy, może okazać się niewykonalne.

Choć sam spór prawny raczej nie zagraża wypłacie należnych Polsce środków, osłabia jej przyszłą pozycję negocjacyjną, stawiając ją w roli europejskiego marudera. Euroentuzjazm większości Polaków jest funkcją zasobności portfela i możliwości biznesowych, jakie oferuje Unia. Brukselscy technokraci wiedzą to doskonale. W przyszłości mogą jednak patrzeć ze zdwojoną uwagą na środki europejskie wydatkowane w Polsce, co byłoby niesprawiedliwe, gdyż Polska jest od lat jednym z liderów w dziedzinie efektywnego i prawidłowego wykorzystywania tych funduszy.

Słowa Ursuli von den Leyen można oczywiście sprowadzić do zabiegu marketingowego, ale z pewnością nie można ich ignorować. Ich adresatem nie jest polski rząd. Są nim zwykli Polacy: Warszawiacy, Gdańszczanie, mieszkańcy Lubelszczyzny. To oni, a nie „Bruksela” wybiorą parlamentarną większość w 2023 roku, która będzie odpowiadała za politykę europejską. Choć hasło „Polexit” nadal nie wywołuje nad Wisłą wielkiego echa, „polexit” przez małe „p” to zepchnięcie Polski poza „serce” Unii Europejskiej, na peryferia porównywane z Białorusią czy Rosją. W obu wariantach Polska i Europa traciłyby solidarnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski