Gdy państwo wie lepiej od swoich obywateli

Nasz kraj dołącza w ten sposób do niedużego grona państw europejskich, które wprowadziły przepisy ograniczające niedzielny handel. W UE nie ma przepisów regulujących tę kwestię. Same kraje członkowskie decydują, czy chcą, by sklepy działały w tym dniu, czy też nie. I tak praktycznie bez żadnych ograniczeń można handlować np. w Czechach czy Wielkiej Brytanii . Za to w Niemczech i Austrii istnieje tzw. sonntagsruhe, czyli „niedzielna cisza”, która oznacza, że w niedziele i święta zamknięte są wszystkie sklepy (działać mogą np. stacje benzynowe).

Do niedawna zakaz obowiązywał też na Węgrzech. Po roku (funkcjonował od marca 2015 do marca 2016) władze nad Dunajem wycofały się z tego pomysłu. Okazało się, że większość Węgrówjest przeciwko ograniczaniu niedzielnego handlu. U nas ten temat także budzi wielkie emocje. Zwolennicy przekonują, że niedziela powinna być przeznaczona dla rodziny, na odpoczynek. Przeciwnicy, że przez spadek obrotów dojdzie do zwolnień. Mnie w tym wszystkim najbardziej nie podoba się to, że państwo po raz kolejny uznało, że wie lepiej od swoich obywateli. I tym razem postanowiło im ustalić, kiedy mają odpoczywać, a kiedy pracować. Nie wiem jak inni, ale ja w tych sprawach sama sobie radzę i nie potrzebuję interwencji urzędników.

Zobacz także:
Niedziela bez zakupów? W sklepach za ladą staną właściciele. Otwarte będą galerie handlowe