Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grypa kosi we Lwowie

Ewa Czerwińska
Happening. Młodzi lwowiacy próbują okpić zarazę.
Happening. Młodzi lwowiacy próbują okpić zarazę.
Epidemia świńskiej grypy na Ukrainie rozszerza się. W obwodzie lwowskim obowiązuje kwarantanna.

Tamtejsza służba zdrowia pracuje na najwyższych obrotach. Lwowianie skarżą się na brak masek i leków przeciw grypie. Andriej Moskalenko, szef służb prasowych Urzędu Miejskiego we Lwowie podaje, że w piątek i w nocy z piątku na sobotę tylko w samym mieście było 960 wezwań z powodu dolegliwości układu oddechowego. W ostatnim tygodniu zmarło 8 osób, w tym 1 dziecko, 2 osoby po 60. roku życia, 2 po 30.

- Mamy dziś 10 tysięcy chorych z podobnymi dolegliwościami - precyzował w sobotę Moskalenko. Cała miejska służba zdrowia: 6 szpitali, 15 placówek profilaktycznych, duża stacja pogotowia, jest na nogach. Przygotowuje się też łóżka na specjalistycznych oddziałach. - Na 10 tysięcy łóżek wolnych jest jeszcze 4 tysiące - podliczała Irena Mykyczak, zastępca szefa wydziału. Na wsi ludzie mogą się zgłaszać do felczerskich punktów - jest ich w obwodzie lwowskim 1015, do tego 180 ambulatoriów i ok. 300 szpitali.

- Wirusa A/H1N1w Polsce nie ma - zapewniał wczoraj wieczorem Janusz Słodziński, wojewódzki inspektor sanitarny w Lublinie. - Ale cały czas trzymamy rękę na pulsie.

Lwów na kwarantannie

Na Prospekcie Swobody we Lwowie grupa młodych ludzi ze stowarzyszenia Explorer. Lviv. ue urządziła happening. Założyli maski przeciwgazowe, przytaszczyli podręcznik obrony cywilnej z lat 50. i wertują go na zmianę udając przejęcie. - Każą nam nosić maski, a w aptekach ich nie ma - ledwo przebija się przez gumę wyjaśnienie lidera - więc założyliśmy te obronne. Statystyki okpić się nie da. Bilans zgonów na 31 października w obwodzie lwowskim - 19 osób.

Spokój na kordonie

Sobota, przed dziewiątą. Polsko- -ukraińskie przejście graniczne w Hrebennem. Rześki przymrozek. Spokój. Tylko kilka osobowych aut czeka na odprawę. Rejestracje tomaszowskie, zamojskie, ukraińskie. Mężczyzna w brązowej skórze wiezie na bagażniku używaną zamrażarkę. Zadowolony poprawia sznury. Pani Maria z Cieszanowa jak zwykle jedzie po zakupy na ukraińską stronę. Po spożywkę i benzynę. Dziś zabrała teściową. - Hyyy! - dziwi się staruszka na widok celnika w masce. Na posterunku Jurij z Rawy Ruskiej, mówi: - Kazali - noszę. Ale jego kolega - celnik, bez maski. Przyczepił swoją obok identyfikatora. Na ścianie boksu celników pouczenie o zagrożeniu świńską grypą. Grupka zmierzających na Ukrainę czyta o obowiązującej tam kwarantannie. "Odległość człowieka od człowieka przynajmniej dwa metry... - odczytuje głośno teściowej pani Maria. Ale one spokojne, do marketu blisko. - Ruch dziś mniejszy - ocenia rzeczowo Jurij. - Raz że święto, dwa że ta grypa.
Na parkingu dla tirów Krzysztof Wołoszczak odbiera wałówkę podrzuconą przez kolegę tirowca. - A ja od ośmiu dni w izolatce - próbuje żartować. - Czyli zatrzymany. Papiery na towar do wyjaśnienia w Urzędzie Celnym.

Widać, że ma już dość. - Ja się nie boję. To niech ona mnie się boi! - macha drutami z prawie ukończonym sweterkiem dla wnuczka Olena, babcia klozetowa. Ale serce ściska, jak pomyśli o dzieciach we Lwowie. - I co to będzie, pani? - pyta już mniej wojowniczo.

Szałwię parzyć i wdychać

Za granicą kapuściane żniwa. Co i rusz wory główek przy drodze, gdzieniegdzie dynie. Na rynku w Żołkwi Luba Wasiljewna Rozumiejko, emerytka z emeryturą obgryzioną przez Janukowycza do 740 hrywien, opiera się ciężko o rower. - Stary człowiek, to go tylko cyganią - zasmuca się na myśl o lichej miesięcznej pensji. Na bagażniku chryzantemy z własnego ogródka. Że grypa, to wie, ale żeby zaraz się bać? Siedemdziesiąt trzy lata, czterdzieści przepracowanych w zakładzie chemicznym na szkodliwej produkcji i ani razu nie była przyziębiona. - Nic mnie nie bierze - ma wreszcie powód do radości. - Ciepło się ubierać, ale żeby się nie spocić! - upomina, machając na podkreślenie wagi tej rady przetartą bawełnianą rękawiczką. A proboszcza kolegiaty św. Wawrzyńca, księdza Bazylego Pawełko, złamało. Leży od czterech dni. Pod kościelną bramą siostry dominikanki: Mateusza, Juwencja i Sara wtulają głowy w szale. Lekcji religii nie będzie - po tygodniowych jesiennych wakacjach zaczęła się kwarantanna. - Bo to jest tak: w Polsce zdrowie najważniejsze, a tu, na Ukrainie - eeetam! Jakoś się przeżyje! - wyjaśnia siostra Mateusza. - Na przykład ta mała Weronika. Niby anginę miała i w domu się leczyła, ale wszystko na nic. Już nawet zaczęła krwią pluć, a lekarza do niej nie wołali. Tylko że strach, bo w domu dziewięcioro rodzeństwa do zarażenia. W końcu antybiotyk jej przepisali. Rzadko go lekarze dają.

Kolejka w aptece. Drzwi się nie zamykają. Skupione twarze, podniesione kołnierze. - Masek nie ma - niechętnie informuje zagoniona aptekarka. - Nic nie ma - wzdycha starowinka w chuście w maki. - Ludzie mówią, żeby szałwię parzyć i wdychać. I olejek cytrynowy...

- A gdzież tam! Nie wystarczy - sięga do mądrości ludowych młody klient stacji paliw. - Gorzałka z pieprzem i czosnek. To nasza narodowa detoksykacja.

Lwów. Na pierwszym większym skrzyżowaniu milicjanci w maskach. Przechodniów niewielu. Gdzieniegdzie bieleje maska. Młodzież podciąga golfy swetrów prawie pod oczy. W roli masek szaliki. Są i śmiałkowie. - Mnie namordnyk niepotrzebny. Tajoj, jak się ma przeżyć, to i się przeżyje - zaciąga polszczyzną po lwowsku, prężąc się po wojskowemu spacerowicz po siedemdziesiątce. - A w Drohobyczu jedna studentka umarła na zajęciach . I podobnież dziennikarz. Gorączki nie umieli mu schłodzić i prosto ugotował się biedaczek - dokłada news. Chuch ma treściwy, czosnkowy. - Ukraina do epidemii nieprzygotowana. W poniedziałek się zaczęło, a oni dopiero w środę ekspresem powiadomili, że grypa. To wiadomo, że ludzie z aptek maski i leki wymietli. A jak tu higienę trzymać, kiedy prawie trzy czwarte Lwowa nie ma wody, tylko dwa razy dziennie na dwie godziny włączają? Wieści z województwa podobne. Brak leków. Zgony - 12 w Tarnopolu, 6 w Iwano-Frankowsku. Kwarantanna w całym obwodzie. Szkoły i uczelnie pozamykane.
Dzieci z Domu Dziecka nr 1 mogą spać spokojnie. - Pani Flora z chrześcijańskiej organizacji charytatywnej podrzuciła nam witaminy i leki przeciwgrypowe. Bez tej pomocy... - Hanna Wasiljewna Szczegolska, wychowawczyni maluchów macha wzruszona ręką.

Róbcie maski sami
W gabinecie głównego miejskiego szpitala zakaźnego nerwówka. Dr Maria Kuchar zmienia tylko słuchawki telefonów. W poczekalni pacjenci. - A skąd ja mam to wziąć?! - rzuca do sanitariusza, który od kilkunastu minut pokornie czeka w drzwiach na załatwienie służbowej sprawy. - Jestem sama, szef chory - usprawiedliwia się i znów biegnie odebrać telefon. Lwów odwiedza dziś prezydent Juszczenko. Zebrały się wszystkie medyczne autorytety i radzą wraz z nim, jak zaradzić rozwojowi epidemii. Ulica komentuje bez litości: -Nic nie poradzą, bo nie wiedzą co to i skąd.

Służby prasowe urzędu miejskiego na najwyższych obrotach. Dementują: w 11 przypadkach potwierdzono wirusa świńskiej grypy. Jedno ze zdjęć na ścianie w sam raz na czasie - dziewczyna w masce i podpis "Sexy sick girl." Młodzi ludzie odbierają telefony. Andriej Moskalenko, szef służb podaje statystykę, stan na piątek 30 października: tylko w samym mieście było 960 wezwań z powodu dolegliwości układu oddechowego, zmarło 8 osób, w tym 1 dziecko, 2 osoby po 60. roku życia, 2 po 30. Nie wszystko musi być od razu świńską grypą, ale strach robi swoje. - Mamy dziś 10 tysięcy chorych z tymi dolegliwościami - precyzuje Moskalenko. - Cała miejska służba zdrowia: 6 szpitali, 15 placówek profilaktycznych, duża stacja pogotowia na nogach. Przygotowuje się też łóżka na specjalistycznych oddziałach, na przykład na gastroenterologii. Wątrobowcy czy reumatycy mogą chorować w domu. W obwodowym wydziale zdrowia, czynnym mimo soboty, dalszy ciąg statystyki. - Na 10 tysięcy łóżek wolnych jest jeszcze 4 tysiące - podlicza Irena Mykyczak, zastępca szefa wydziału. Na wsi ludzie mogą się zgłaszać do felczerskich punktów - jest ich w obwodzie lwowskim 1015, do tego 180 ambulatoriów, 300 szpitali.

Lwów czeka na pomoc zagraniczną. 10 tysięcy masek przysłał Wrocław, obiecuje drugie tyle. Jedna maska wystarcza na dwie godziny. - A ja mówię ludziom: róbcie sami. Z gazy. Trzeba tylko co dwie godziny prać i prasować - podpowiada rezolutnie Maja Nikulina, młodziutka farmaceutka z apteki nieopodal katedry.

Chcesz się leczyć - płać

A na rynku życie toczy się jakby nigdy nic. Koło posągu Posejdona przy magistracie młoda para (ona w hollywoodzkiej sukni z gołymi plecami przy temperaturze kilku zaledwie stopni) pozują do zdjęć. Młodzi roześmiani, goście kibicują sesji. W kawiarni Premiera Lwowska balują maturzyści A.D. 1964. Pszeniczna, tańce w takt anglojęzycznych hitów z lat 70. po ukraińsku. W przejeżdżającym obok opery "żółtku" prawie wszyscy pasażerowie w maskach. Na Prospekcie Swoboda młodzi eksplorerzy komentują braki w aptekach po swojemu, w przeciwgazowych maskach. Nieliczni gapie przystają na chwilę. Nikt się nie śmieje.
Pod pomnikiem Matki Boskiej Oksana Stanisławowna Akulińska żegna się. Podciąga biały szalik pod sam nos, przymyka oczy. Modli się. - Kalinę piję, czosnek jem. Maści na grypę nie można dostać, a i droga, to masłem sobie w nosie smaruję, a jak nie mam, to innym tłuszczem, bo on zarazki zatrzymuje - informuje z przejęciem zagadnięta o sposoby na zarazę. Samotna jest, jedyna córka w Atenach, wycieczki oprowadza... - patrzy bezradnie i znów się żegna, i schyla kłaniając się Dziewicy. Za chwilę biegnie przed siebie w kusym paletku, zmarznięta, kruchutka jak dziecko.

Ulica snuje domysły. Bo i skąd ta świńska grypa akurat w zachodniej Ukrainie? A nie na przykład we wschodniej? - Może to sprawa polityczna - zastanawia się pracownica jednego ze śródmiejskich urzędów. Wyskoczyła na bazarek po mleko. - Może to i taka akcja przedwyborcza, żebyśmy nie mogli mityngów robić z powodu kwarantanny? - pyta ściszając głos. Sofija, babuszka z twarzą wtuloną w grubą gazę, ma jeszcze dwie butelki mleka. Do tego pęczek jesiennej pietruszki. Żaden towar, ale i tak opłaca się przyjeżdżać do miasta na targ z pobliskiej wioski. - Pani spróbuje. Krówka zdrowa, mleko smaczne - podtyka butelkę po mineralnej. Oksana i Cwieta markotne. Dziś nie poszedł ani jeden sznurek koralików, ani jedna maskotka w rodzaju pajdy chleba z kawiorem albo kaczorka na wrotkach. Ludzie siedzą w domach. - Co będzie jak i na bazar przyjdzie kwarantanna? - martwią się o zarobek.

Elizawieta, emerytowana księgowa nie wychyla nosa z domu. Dwa zawały przeszła. Wystarczy. Mąż robi zakupy, ona gotuje. Wieczorami siedzą przy herbatce z sokiem malinowym i oglądają telewizję. Maliny z własnej działki. Te dwa warkocze czosnku spływające nad kuchenką też. Profilaktyka ważna, bo chorować nie ma za co. Żeby się leczyć, trzeba mieć pieniądze. Chcesz iść do szpitala? Musisz dać kierowniczce oddziału 100-150 hrywien. 200, a nawet 300 - zależy od choroby - lekarzowi. Leki, zastrzyki, kroplówki, strzykawki musisz kupić sobie sama. Chcesz basen? Za każdy przyniesiony salowa bierze 5 hrywien. Majątek stracisz na chorowanie. A może by-passów ci trzeba? Wykładasz 18 tysięcy i masz! - opisuje dolę pacjenta Elizawieta. - No to dziwisz się, że Ukrainiec macha ręką kiedy chory i leczy się sam? Leży trzy dni i po nim. Ot i wszystko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski