Julia Piskorska z Lubartowa urodziła się z bardzo rzadką wadą wrodzoną kończyn dolnych. Nie miała kości strzałkowych w obu nóżkach. Jedynym ratunkiem była operacja w USA. Brakującą kwotę dołożył sam Ojciec Święty.
- Jesteśmy bardzo wdzięczni papieżowi Franciszkowi. Jego wsparcie było dla nas zaskoczeniem, że zauważył malutką dziewczynkę z Polski i jej pomógł. Spotkaliśmy się potem z Papieżem jak był w Polsce na Dniach Młodzieży - wspomina Dorota Piskorska, mama dziewczynki.
Julka stanęła już na własne stópki i samodzielnie potrafi chodzić. - Ogólnie Julcia jest wesołym i bardzo żywym dzieckiem. To, co postanowi, musi zrobić. Twardo dąży do celu. Jest trochę nieufna do obcych. Tak jak to dziecko lubi się bawić i oglądać bajki, coraz częściej zaczyna rozwiązywać różne zadania w książkach dla niej przeznaczonych - opowiada mama.
Obecnie rodzina z Julką poleciała do Stanów na kolejną operację. - Będzie polegała ona na wstawieniu specjalnych płytek do kolanek, aby niwelować ich koślawość. Jest to konieczne, aby Julcia mogła nadal swobodnie się poruszać - wyjaśnia mama.
Julka od września poszła do przedszkola. Trzy razy w tygodniu chodzi na rehabilitację.
- Przy tej wadzie trudno przewidzieć, co będzie dalej. Pewnie czeka ją kiedyś kolejna operacja, bo Julka bardzo wolno rośnie. Jest dużo niższa od swoich rówieśników. Już to zauważa i każe się bez przerwy mierzyć - dodaje pani Dorota.
Natomiast Jasiek Karwowski był bohaterem akcji „Oczko Jasia”. Powodem jego choroby był siatkówczak - złośliwy nowotwór oka. Dzięki zbiórkom i akcjom charytatywnych zebrano potrzebną kwotę na leczenie w Ameryce. W styczniu 2015 roku Jasiek przeszedł zabiegi laserem w USA, które zakończyły się sukcesem. Guz się znacznie zmniejszył, jednak nie odpuścił. Pojawiła się wznowa. Dlatego w lipcu Jasiek musiał przejść operację usunięcia prawego oczka. Dzisiaj chłopczyk ma już założoną protezę.
Niedawno mama Jaśka umieściła post, w którym pisze, że z Jasiem wszystko w porządku. Chłopiec chodzi do przedszkola i cieszy się życiem i normalnością. W przyszłym tygodniu czeka chłopca kontrolne badanie oraz wizyta u protetyka.
Natomiast Adaś Aftyka od urodzenia zmagał się z siatkówczakiem. Adaś był leczony od 2 tygodnia życia, początkowo w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, a po usunięciu prawego oka w 2007 roku, kontynuował terapię w Moorfields Eye Hos-pital w Londynie. Dzięki wsparciu finansowemu mógł podjąć leczenie i nie stracił jedynego oka. Chłopak przebywa aktualnie w USA.
- Adaś ma 13 lat, jest wysokim, przystojnym młodzieńcem. Dobrze się uczy i marzy, aby zostać naukowcem, który będzie pomagał ludziom. Lubi projektować, budować i grać w szachy. Zajmuje się też sportem, głównie pływaniem i bieganiem - opowiada Danuta Gołębiowska, babcia chłopaka.
Obecnie Adaś jest pod stałą opieką specjalistów.
- Choroba nowotworowa ma to do siebie, że potrafi nieoczekiwanie powrócić, zaatakować. Trzeba być czujnym. Systematyczne wizyty u prowadzącego okulisty onkologa, badania typu rezonans magnetyczny są konieczne i pewnie będą kontynuowane do końca życia - mówi babcia.
Amanda Suszczyk, która spędziła siedem miesięcy w śpiączce po wypadku w 2013 roku, obecnie jest uczennicą pierwszej klasy liceum z nauką w miejscu zamieszkania. Potrzebna jest ciągła rehabilitacja, dlatego organizowane są różne zbiórki, mecze, koncerty, licytacje charytatywne, z których dochód jest na to przeznaczany.
- Jeden dwunastodniowych turnus rehabilitacyjnych kosztuje 5,6 tys. złotych - informuje Mariusz Suszczyk, tata Amandy.
I podkreśla, że dla nich jest ważne również wsparcie psychiczne. - Nie mogę wymagać od ludzi biorących udział w wydarzeniach wkładu finansowego. Najważniejsza jest ich obecność, bo musieli poświęcić swój czas, zrezygnować z czegoś i przyjść na spotkanie z Amandą. To sprawia, że nie jest sama z tym wszystkim - wyjaśnia ojciec.
Aktualnie nastolatka uczy się stawać na własne nogi.
- Dalej chodzi ze mną pod pachę. Staramy się nie używać za często wózka inwalidzkiego, żeby przyzwyczaić jej pozycję do stania. Aczkolwiek muszę powiedzieć, że w to lato sama stała w morzu pod wpływem fal - opowiada pan Mariusz.
Osobą, która poruszyła ostatnio wiele serc, jest 2,5-letnia Marysia ze Świdnika, która walczy z rzadkim nowotworem móżdżku. W ciągu 26 godzin darczyńcy wpłacili 400 tysięcy złotych potrzebne na dalsze leczenie dwuletniej Marysi. Dzięki temu przebywa obecnie w szpitalu Bambino Gesu w Rzymie.
- Marysia zaczyna się już komunikować, główką pokazuje tak i nie. Zaczyna wymawiać również pierwsze słowa. Póki co jest to „mama” i „nie”. Rusza prawą ręką i nogami. Lewa ręka jest niesprawna na razie, ale w trakcie rehabilitacji, więc mamy nadzieję, że chociaż odzyska częściową sprawność. W Rzymie miała bardzo dużo badań, wyniki wkrótce. Teraz przebywa na oddziale ogólnopediatrycznym -informuje Aleksandra Burdan, przyjaciółka rodziny.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?