Koncert: Deadly Hunta w Czarnej Owcy

Reggae przywieźli do Anglii emigranci z Jamajki, którzy w latach 50., przyczyniając się do odbudowy zniszczonego wojną Londynu. Ale już na początku lat 60. Jamajska diaspora nie miała w Anglii łatwo. W 1962 roku brytyjscy konserwatyści wprowadzili właśnie restrykcje migracyjne, znane jako Commonwealth Immigrants Act. No i zaczęły się problemy: nasilający się rasizm rdzennych mieszkańców z jednej strony i radykalizacja młodej części jamajskiej diaspory na Wyspach. Młodzi emigranci z Jamajki patrzyli z podziwem na gangsterów z ich macierzystego kraju - rude boys, z których wielu przybyło też na Wyspy i zzczynali przejmować ich agresywny styl bycia.

Deadly Hunta (wtedy jeszcze Trevor Samuels) był bliski zostania rude boy. Jako nastolatek regularnie pakował się w kłopoty, rodzice postanowili więc, że chłopcu dobrze zrobi wyjazd na rodzinną Jamajkę: oderwie się od złego towarzystwa i pozna tamtejsze, surowe wychowanie. Decyzja okazała się genialna. Chłopak zdecydował, że zamiast łamać prawo, będzie łamał rytmy, tworząc muzykę, która od zawsze brzmiała w jego domu. - Mój ojciec był wielkim fanem reggae. Kiedy byłem małym chłopcem pamiętam, że w niektóre weekendy zapraszał znajomych i słuchali wspólnie muzyki do późna w nocy, tak głośno, że czułem jak od linii basu trzęsie się moje łóżko - mówił Deadly Hunta w wywiadzie dla Ambassajah.

Od tamtego czasu wokalista zdążył zagrać u boku takich gwiazd jak Buju Banton, Wu Tang, Ice T oraz pojechać w trasę koncertową z Supernaturals.

Morał tej historii jest zaś taki: jeśli twoje dziecko sprawia kłopoty, wyślij je na Jamajkę. A jeśli uznajesz to za zbyt radykalny i kosztowny krok - włącz mu płytę Boba Marleya.

Piątek, Deadly Hunta, Czarna Owca, ul. Narutowicza 9, godz. 21.00, bilety 15 zł