Lubelscy posłowie PO o kryzysie lekowym: „Swój lek kupiłem dopiero w Berlinie"

Lubelscy politycy weszli do dwóch aptek w centrum miasta i zapytali o dostępność lekarstw, których braki zgłaszają im pacjenci.

- To leki na tarczyce czy na nadciśnienie - mówił na konferencji prasowej we wtorek miejski radny Michał Krawczyk.

W jednej aptece nie było ośmiu lekarstw. W drugiej 10. Leki się powtarzały i w efekcie politycy nie mogli dostać 14 lekarstw ani w jednej ani w drugiej aptece.

- Braki leków nie pojawiły się z dnia na dzień. Powiem na swoim przykładzie. W ubiegłym roku, we wrześniu lek Picato musiałem dla siebie kupić w Berlinie. Nigdzie w Polsce nie było to możliwe - mówił poseł PO, Stanisław Żmijan.

Z kolei poseł Magdalena Marek musi przyjmować regularnie lek na tarczycę. W Lublinie go nie było i udało jej się go kupić w Warszawie.

Radna Marta Wcisło w trzech lubelskich aptekach szukała lekarstw na nadciśnienie dla męża.

- Nie ma. Czekam teraz na wiadomość z apteki, kiedy i czy będzie - mówiła.

Dlatego politycy PO apelują do rządu o podjęcie działań, które zażegnają kryzys lekowy. Ich zdaniem trzeba ukrócić nielegalny wywóz lekarstw za granicę, ale przede wszystkim zwiększyć nakłady na program lekowy.

- O ile w 2016 r. budżet programu stanowił 16,8 proc. budżetu NFZ, o tyle w 2017 i 2018 roku już tylko 15,8 procent. A jeśli chodzi o rok 2020 to w wieloletnim planie finansowym zapisana jest jeszcze mniejsza kwota i wynosi 15,2 procent - mówiła radna sejmiku Bożena Lisowska.