18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubelskie firmy, które powstały w PRL-u i nadal istnieją. Jak to robią?

Dorota Krupińska
Andrzej Borysiewicz strzyże lublinian od 1963 roku.Jego klientem był m.in. Jan Machulski.
Andrzej Borysiewicz strzyże lublinian od 1963 roku.Jego klientem był m.in. Jan Machulski. Jacek Babicz
Powstały w PRL, przetrwały stan wojenny, transformację ustrojową, a w 1995 roku denominację. Są w Lublinie małe firmy, którym udało się przetrwać kilkadziesiąt lat. Przychodzi do nich kolejne pokolenie klientów. Jaki mają przepis na sukces? Jak udało im się nie splajtować?

Sumienność, dobre jakościowo towary i usługi, konkurencyjne ceny, dbanie o klienta, słowność - odpowiadają właściciele lubelskich mikrofirm, istniejących na lubelskim rynku pół wieku. - Od 1962 roku prowadzę po ojcu zakład fryzjerski przy ul Cyruliczej 4. Przychodzi do mnie już trzecie pokolenie klientów. Panie 80-letnie i studentki. Dlaczego udało mi się przetrwać? Zawsze miałam niskie ceny, a usługi były na wysokim poziomie. Mogłam na to sobie pozwolić, bo miałam niski czynsz, poza tym nie było wielu zakładów fryzjerskich w Lublinie - mówi Iliana Labbe. I dodaje - Nie bałam się nowinek fryzjerskich. Szłam z duchem czasu. Zatrudniałam dziewczyny z polotem. A poza tym, trzeba pamiętać, że fryzjer to usługi dla ludzi, tu się nie gwiazdorzy. Umiałam zdobyć zaufanie ludzi. To zaprocentowało.

Bolesław Kryczka pochodzi z rodziny o tradycjach handlowych. W 1979 roku przejął po rodzicach biznes. Najpierw był sklep z galanterią, następnie sklep z artykułami kosmetycznymi. Prowadzi go do dziś mimo olbrzymiej konkurencji. - Moja recepta to uczciwość. Zyski trzeba inwestować w dobry towar. Nigdy nie można lekceważyć klienta. Ja zawsze doradzę, podpowiem. U mnie człowiek nie czuje się wyobcowany jak w supermarkecie - tłumaczy.

Ryszard Malczarski od 1966 roku prowadzi zakład szlifierski. - Mam dobre ceny, niewygórowane, lubię to, co robię i wykonuję to dobrze - wyjaśnia. Specjaliści zajmujący się handlem są zgodni, żeby przetrwać trzeba mieć konkurencyjne ceny, atrakcyjny towar, być kreatywnym i świadczyć usługi na wysokim poziomie. - To nie mogą być ceny, które odbiegają mocno od tych, jakie proponują tzw. sieciówki - tłumaczy Małgorzata Jarzmik, kierowniczka Rejonowego Cechu Rzemiosł Różnych w Lublinie. - Bo dla konsumenta cena jest ważna.

- W tego typu zawodach, jak usługi, rzemiosło liczy się jakość - mówi Krzysztof Kurys, prezes Zrzeszenia Handlu i Usług Małych i Średnich Przedsiębiorstw. - Te firmy, które przetrwały, to zazwyczaj rodzinne biznesy. Wyrobiły sobie markę. Pracują w nich fachowcy, kształceni u dobrych rzemieślników. Przez lata zaskarbili sobie zaufanie klientów, bo świadczą usługi na wysokim poziomie. Przeszli szkoły od czeladnika do mistrza i musieli wykazać się umiejętnościami. Teraz każdy może założyć biznes, ale rynek bardzo szybko weryfikuje umiejętności takich osób. Zła opinia o firmie rozchodzi się szybko i prowadzi zazwyczaj do zamknięcia interesu - tłumaczy Kurys. Podobnie uważa Dariusz Jodłowski, prezes lubelskiego Lewiatana. - Rzetelna praca, nierzadko bez urlopu, uczciwość, umiejętności to jest przepis tych firm nasukces - wyjaśnia.

Trwają, ale złote lata minęły

Choć wciąż działają, a stali klienci są im wierni to właściciele mikrofirm zgodnie twierdzą, że najlepsze czasy minęły. Zagrożeniem dla nich są galerie handlowe i towary z Chin. - Kiedyś to się szyło piękne ubrania, teraz się przerabia albo kupuje gotowe - mówi Józef Kosmala, krawiec, który prowadzi przy Lubartowskiej zakład. - Ludzie kupują ciuchy w taniej odzieży i chcą bym je skrócił, poszerzył. Trudno dziś prowadzić biznes. Opłaty wysokie, a zarobki zbyt niskie - dodaje. Ich zakłady mieszczą się zazwyczaj w śródmieściu, ale to nie jest atutem i to nie tylko z powodu braku miejsc parkingowych. - Śródmieście wymiera - twierdzi Dariusz Kwiatosz, właściciel "Pizzerii pod Koziołkiem". Lokale są zamykane, życie przenosi się do centrów handlowych - dodaje.

Przeszkodą są również zbyt wysokie koszty prowadzenia działalności. - Ci fachowcy mają umiejętności, które zawsze będą potrzebne, ale system ekonomiczny nie ułatwia im pracy. Wysoki czynsz za lokal, opłaty, ZUS - zaznacza Kurys. Ci, którzy po skończeniu szkół decydują się na założenie własnej działalności gospodarczej, a nie potrafią wyrobić sobie marki, zyskać klientów często zamykają biznes po dwóch latach, kiedy to przestają obowiązywać niskie stawki ZUS. Fachowcy od handlu zauważają, że małym firmom potrzebna jest promocja i reklama. - Samorząd miasta za mało promuje i wspiera zakłady z sektora mikro - tłumaczy Małgorzata Jarzmik. - Statystyki wyraźnie pokazują, że małe firmy dają 60 proc. PKB. U nas nie ma dużego przemysłu, więc tym bardziej powinniśmy dbać o tych najmniejszych. Te pieniądze przecież zostają w mieście, amiasto nie współpracuje z cechami. Nie dba o obecnych i przyszłych rzemieślników. Urzędnicy powinni sprawdzić, co utrudnia rzemieślnikom prowadzenie biznesu. Zastanowić się, jak to zmienić. My im chętnie odpowiemy i podpowiemy, jak to zmienić - zaznacza Jarzmik.

Nie ma szkół, brakuje fachowców

Mimo że jest zapotrzebowanie na rzemieślników i drobne usługi, nowych zakładów nie przybywa. Wysokie koszty prowadzenia działalności i konkurencja w postaci galerii handlowych to nie jedyne powody takiej sytuacji. Mniejsza liczba uczniów w szkołach zawodowych, likwidacja w pewnym okresie wielu szkół zawodowych, niż demograficzny, chęć zdobycia wykształcenia wyższego. - W gimnazjach brakuje doradców zawodowych - którzy mogliby pokierować młodych ludzi, pomóc im w wyborze drogi życiowej - mówi Teresa Komisarczuk, dyrektorka Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie. Może ktoś zamiast studiować kierunek, po którym nie będzie miał pracy, sprawdziłby się jako doskonały fachowiec rzemieślnik - wyjaśnia Komisarczuk. - W swojej pracy wielokrotnie spotykałam absolwentów wyższych uczelni, którzy pomimo tytułu magistra zdobywali konkretny zawód i zostawali czeladnikami - zaznacza. Dyrektorka Komisarczuk liczy jednak, że sytuacja będzie się zmieniać, młodzież chętniej będzie uczyć się zawodu. W ubiegłym i bieżącym roku Izba Rzemieślnicza na wielu konferencjach dyskutowała z przedstawicielami Ministerstwa Edukacji, przedstawicielami kuratorium i szkół o tym, jak uatrakcyjnić rzemiosło i zachęcić młodzież do nauki w zawodach rzemieślniczych.

- Mamy inżynierów, magistrów, a brakuje fachowców, a zapotrzebowanie na moje usługi jest. Ludzie przychodzą ostrzą noże, cążki. Ja od dwudziestu lat nie wyszkoliłem żadnego rzemieślnika - podsumowuje Ryszard Malczarski, ślusarz.

Kazimierz Wójcik - czapnik

Od 1961 roku prowadzi przy Zamojskiej 33 swój zakład rzemieślniczy. Jest wykwalifikowanym czapnikiem, kształconym u doskonałych rzemieślników. - Najlepsze lata w mojej branży to 60. i 70. Wtedy miałem najwięcej klientów i szyłem dużo, najwięcej czapek futrzarskich. Teraz sprzedam dwie, trzy czapki na dzień. Z sentymentu tu jestem i dlatego, że zdrowie dopisuje. Dlaczego tak długo prowadzę firmę? Zawsze dużo pracowałem, nawet 15 godzin dziennie, zdarzało się, że w nocy i w weekendy. Zawsze lubiłem to, co robiłem, miałem chęci. Poza tym szyłem dobre jakościowo czapki z bardzo dobrych materiałów. Jeszcze mam te tkaniny i wciąż z nich szyję czapki.

Andrzej Borysiewicz - fryzjer

Pierwszy zakład założył w 1963 roku przy ul. Hipotecznej. Przy Królewskiej 5 jest od 1979 r., do dziś. Strzygł wiele znanych lubelskich postaci, ale nie tylko, profesora Krwawicza, Jana Machulskiego, żonę Stanisława Mikulskiego. - Tak długo prowadzę zakład, bo zawsze lubiłem to, co robię. Skończyłem wiele kursów. Fachu uczyłem się u najlepszych. Brałem udział w wielu konkursach, na których zajmowałem wysokie miejsca. Zawsze szanowałem swoich klientów. Fryzjer to trochę psycholog i aktor. Wyrobiłem sobie markę. Dobre usługi i dbanie o klienta - to może być klucz do sukcesu. A kiedyś klient był wymagający, to on uczył fryzjerstwa.

Zakład fotograficzny "Foto Polonia"

W 1955 roku Janina Zaborowska z Julianem Palińskim założyła przy ulicy Kościuszki 10 zakład fotograficzny. Janina Zaborowska wyuczyła wiele pokoleń fotografów. - To najstarszy tego typu punkt w mieście. Zawsze byliśmy sumienni. Zdjęcia wykonywaliśmy na czas, dobrze, wręcz wzorcowo. Obniżaliśmy ceny, jeśli kogoś nie było stać. Dbaliśmy o klienta, byliśmy słowni i uczciwi. Klienci to zauważyli. Teraz wywołujemy zdjęcia cyfrowe. Zainwestowaliśmy w maszyny. Trzymamy poziom usług. Najlepsze lata to 80., 90. Dziennie w naszym atelier mieliśmy dwadzieścia sesji ślubnych. Kiedyś nie było mowy, by otworzyć zakład bez dyplomu mistrzowskiego. Teraz każdy może. Komputery i wiele punktów fotograficznych w galeriach handlowych nie ułatwiają nam pracy. Ale mamy stałych klientów. Są przywiązani do nas. Klienci w sumie są ciągle.

Kawiarnia "Księżycowa"

- To w tej chwili najstarsza kawiarnia i restauracja w mieście - mówi Tomasz Dobrowolski, syn założycielki kawiarni, Jadwigi Dobrowolskiej, który od dwudziestu kilku lat prowadzi rodzinny biznes przy ulicy Księżycowej 2. Kawiarnia powstała w 1974 r. Myślę, że jesteśmy tak długo, bo ciężko pracowaliśmy i pracujemy. W gastronomii pracuje się od rana do północy nawet, przez siedem dni w tygodniu. Na nasz sukces złożyła się jakość naszych dań. Zainwestowaliśmy w drogi i dobry towar, ekskluzywne kawy, prawdziwą francuską czekoladę do picia, dobre alkohole. Piwo lejemy na cztery sposoby. Nie musimy się reklamować, działa za nas poczta pantoflowa. Gastronomia to olbrzymie koszty. Trzeba umieć kalkulować, nie można obniżać cen drastycznie, bo to grozi plajtą. Trzeba bardzo dbać o klienta. Klient jest ważny.

"Pizzeria pod Koziołkiem" Peowiaków 4

Pizzeria powstała w 1976 roku. Pierwsza nazwa to Pizzeria, później "Pizzeria Stenia", a od 2000 lokal nazywa się "Pizzeria pod Koziołkiem". W 2007 roku Dariusz Kwiatosz wydzierżawił od poprzedniej właścicielki, Stanisławy Król, pizzerię. - To pierwsza pizzeria w Lublinie. W środku zmieniliśmy tylko piec, wystrój w większości został ten sam. A najważniejsze: stosujemy tę samą recepturę. Dalej sprzedajemy te same pizze z pieczarkami albo z kurczakiem. Pizzeria przetrwała, bo stawiamy na jakość. To się liczy. Mamy świeżą mąkę spod Lublina, świeże kurczaki. Robimy wszystko na bieżąco. Nic nie odgrzewamy. Nie serwujemy byle czego. Mamy stałych klientów, którzy nie wyobrażają sobie pizzy bez "Koziołka".

Jan Kaczmarek - zegarmistrz

- Założyłem swoją firmę w 1953 r. W Lublinie były wtedy może dwa, trzy zakłady. Reperowałem zegarki mechaniczne, dopiero w latach 80., 90. zalała nas elektronika. Przez pół wieku pracy wyrobiłem sobie markę, bo pracowałem sumiennie. Ja praktycznie od urodzenia chciałem być zegarmistrzem. Praca to moja pasja. Nie mogę więc jej źle wykonywać. Kształciłem się u najlepszych rzemieślników w Poznaniu. Mam stałych klientów. Przychodzą ci sami od pół wieku i przychodzi następne pokolenie. W dzisiejszych czasach zakładać firmę zegarmistrzowską to niezbyt dobry pomysł. Ten zawód wymiera, bo nie ma na czym szkolić zegarmistrzów. Nie ma mechanicznych zegarków. Na mojej ulicy było kilka punktów, padły, zostałem tylko ja.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski