Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lublin. Dyrektorka COZL zakończyła współpracę z dwójką chirurgów plastycznych. Amazonki z całej Polski napisały petycję

Joanna Jastrzębska
Joanna Jastrzębska
W uchronieniu się lub wczesnym wykryciu nowotworu pomaga mammografia. Warto wykonywać ją przynajmniej raz na dwa lata, a po przekroczeniu 50. roku życia - co roku
W uchronieniu się lub wczesnym wykryciu nowotworu pomaga mammografia. Warto wykonywać ją przynajmniej raz na dwa lata, a po przekroczeniu 50. roku życia - co roku Archiwum Polska Press / Echo Dnia
Oddział chirurgii plastycznej w lubelskim COZL w środowisku amazonek był nie do przecenienia głównie ze względu na krótkie terminy oczekiwania na rekonstrukcję piersi metodą DIEP. W marketingu szeptanym uprawianym w całej Polsce pojawiały się przede wszystkim dwa nazwiska: Żuchowska i Antonov. W maju oboje zostali zwolnieni, ale pacjentki nie dają za wygraną.

W obronie dwójki lekarzy powstała petycja. Widnieje na niej ponad 1100 podpisów amazonek z Lublina, ale i z całej Polski – m.in. Wrocławia, Olsztyna, Torunia i Gliwic, a także z innych krajów, m.in. z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i USA. Podpisy złożyły kobiety po rekonstrukcji piersi metodą DIEP oraz ich bliscy.

Ten zabieg polega na przeszczepieniu tkanek z podbrzusza w miejsce amputowanej piersi. Dzięki temu „rośnie” ona wraz z pacjentką i nie wymaga wszczepiania implantów. Operacja rekonstrukcji tą metodą może trwać nawet do kilkunastu godzin. Jest refundowana, ale z uwagi na małą liczbę wykonujących ją chirurgów czas oczekiwania mierzy się w latach. Dlatego Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. Jana z Dukli, w którym terminy opiewały na maksymalnie kilka miesięcy, stało się ważnym punktem na mapie amazonek.

Nic ponad zdrowie

Pani Kinga bez piersi była pięć lat. Amputacja po diagnozie nowotworu była jej decyzją, podobnie jak profilaktycznie wycięcie jajników.

– Gdyby mi wtedy powiedzieli, że trzeba ciąć dwie piersi i nogę, tobym się na to zgodziła. Tak chciałam być zdrowa. Lekarzowi powiedziałam, żeby może jeszcze wyciąć macicę, ale zapytał „A jakby pani miała raka mózgu, to kazałaby sobie pani obciąć głowę”? Odpowiedziałam, że chyba tak – wspomina z uśmiechem.

Na rekonstrukcję zdecydowała się po dwóch latach od mastektomii, a żeby swój plan zrealizować, podróżowała po całej Polsce.

– Termin w Warszawie był na za trzy lata, zapisałam się w kolejkę. W Gliwicach miało być już, za trzy miesiące, ale żadna z tych dat nie wypaliła. Po prostu mnie olali, ciągle coś się przedłużało. W końcu pojechałam do Słupska, doktor mnie zakwalifikował, wszystko fajnie, ale czas oczekiwania: pięć lat – wylicza Kinga Plak z Nowego Tomyśla (Wielkopolska). Jak jednak mówi, to nie podczas konsultacji usłyszała najważniejsze słowa. Od siedzących w korytarzu pacjentek dowiedziała się o facebookowej grupie dotyczącej chirurgii piersi, a z grupy – o lekarzach z Lublina.

– Byłam na wizycie u doktor Kasi (tak o Żuchowskiej mówi każda z pacjentem w rozmowie z „Kurierem” – przyp.), przesympatyczna osoba. Spotkałyśmy się 6 grudnia, a ona zaproponowała mi termin rekonstrukcji na 28 lutego. Tak zbaraniałam, że chciałam zapytać, którego roku – wspomina łamiącym się głosem.

O Antonovie i Żuchowskiej mówi w superlatywach. W jej opowieści pojawiają się m.in. słowa „cuda”, „artysta” i „Akademia Sztuk Pięknych”. Jest jednak także pod wrażeniem pozostałego personelu: poziomu ich pracy, ale przede wszystkim kontaktu z pacjentkami.

– Nie czułam się tak w żadnym innym szpitalu. Mój pobyt przypominał raczej pobyt w hotelu, nie na oddziale – mówi pani Kinga.

Rak piersi, chemioterapia, operacja i radioterapia – takie były początki onkologicznej historii Magdaleny Mikołajczuk z Siedlec. Poza diagnozą ma męża i dwójkę dzieci: córeczki, więc liczyło się tylko jedno – wyzdrowieć bez względu na koszt. Utrata piersi nie wydawała się wcale kosztem wysokim.

– Nie było dla mnie wtedy ważne, czy mam pierś, czy nie. Nawet nie dyskutowałam z lekarzami o operacji oszczędzającej, od razu była mowa o całej, a ja się nie targowałam – mówi pani Magdalena.

Na rekonstrukcję metodą DIEP zdecydowała się, bo nie chciała mieć w ciele nic sztucznego. Również z rozeznania, które zrobiła, wynikało, że to bezpieczniejsza opcja. – Gdyby nie metoda DIEP, zostałabym bez piersi – przekonuje.

Kwalifikację miała w Gdańsku, gdzie dowiedziała się, że zabieg może się odbyć za dwa lata. Później zaczęła się pandemia, co dodatkowo wydłużyło czas oczekiwania. O Lublinie, światełku w tunelu, dowiedziała się z facebookowej grupy – że świetni lekarze i szybkie terminy. Przekonała się o tym na własnej skórze, bo po pierwszej wizycie u Antonova i Żuchowskiej zaproponowano jej operację niecały miesiąc później.

– Dr Kasia zrobiła na mnie duże wrażenie. Udzieliła mi bardzo szczegółowych informacji, nawet takich, które dla lekarza muszą się wydawać błahe. Mówiła o rzeczach, o które pewnie wstydziłabym się zapytać lekarza. Czułam się, jakbyśmy się znały od lat; była taka… zwyczajna. To pewnie nieładnie brzmi, ale wie pani, taka nie doktor nauk medycznych – wspomina pani Magdalena.

Obie pacjentki wyliczają niedogodności, z którymi zmagały się, nie mając piersi. Zakładanie koszulki tył na przód, żeby zmniejszyć dekolt, skrępowanie przy pochylaniu się, specjalne biustonosze dla amazonek i protezy.

– Zdarzało się, że w domu chodziłam bez biustonosza, a młodsza córka wracała ze szkoły z koleżankami. Kilka razy musiałam szukać protezy, żeby nie stwarzać sytuacji, że dzieci nie wiedzą, co mają zrobić. Albo niespodziewany dzwonek do drzwi: listonosz, kurier, starałam się chociaż narzucić sweterek – wspomina pani Magdalena.

O pierwszych chwilach po operacji żadna z rozmówczyń nie wspominała bez wzruszenia.

– Pamiętam, że spojrzałam i bardzo się ucieszyłam, że już jest „górka”. Lekarze co chwila biegali i sprawdzali, czy wszystko w porządku. Pierś była pozszywana, na brzuchu blizna od biodra do biodra zawinięta w pas pooperacyjny, w tułowiu wbite cztery dreny, mnóstwo popodłączanych kabli, przeróżne wkłucia, ja bardzo słaba, ale kiedy zobaczyłam się lustrze, rozpłakałam się ze szczęścia – mówi pani Magdalena.

– W nocy po operacji budziłam się co chwilę, za każdym razem dotykałam piersi, żeby sprawdzić, czy to nie sen – przyznaje z płaczem pani Kinga.

Brak wspólnego języka

Joanna Karpik, inicjatorka petycji, również była pacjentką Żuchowskiej, ale rekonstrukcji DIEP nie miała. Po takim zabiegu jest jednak jej ciocia, więc wie, co to znaczy dla kobiety stracić pierś. Z Żuchowską rozmawiała dzień przed decyzją dyrektorki i jak zapewnia, nic na nią nie wskazywało.

– To się stało z dnia na dzień. Pani dyrektor nie chciała ze mną o tym rozmawiać, poleciła zwrócić się na piśmie. Napisałyśmy więc, ale nie z prośbą o podanie powodu zwolnienia, tylko z żądaniem przywrócenia chirurgów do pracy. Nasze pismo trafiło do urzędu marszałkowskiego, z COZL-u nie dostałyśmy żadnej odpowiedzi – mówi pani Joanna.

O zakończeniu współpracy nie chcieli rozmawiać sami zainteresowani. Elżbieta Starosławska, dyrektorka COZL-u, również nie odpowiedziała na prośbę o kontakt, jednak odpowiedź na część pytań przyszła w mailu od Andrzeja Chruścickiego, kierownika działu kadr, szkoleń i płac ośrodka.

– Po przeanalizowaniu wyników finansowo-organizacyjnych Oddziału Chirurgii Plastycznej oraz po konsultacji z prof. dr hab. n. med. Jerzym Strużyną, Konsultantem Krajowym w dziedzinie chirurgii plastycznej i jednocześnie Koordynatorem Oddziału Chirurgii Plastycznej COZL strony uznały, iż dotychczasowa formuła współpracy uległa wyczerpaniu – czytamy w mailu.

W nieoficjalnych rozmowach z „Kurierem” kilka razy powtórzyły się wzmianki o problemach w znalezieniu wspólnego języka Starosławskiej z Antonovem, który był kierownikiem oddziału. W tle sporu miały być także sprawy finansowe oddziału. W lipcu 2021 dług COZL sięgał 140 mln zł.

– Od dnia 20 maja 2022 r. kierowanie Oddziałem zostało powierzone dr Damianowi Puźniakowi, specjaliście w dziedzinie chirurgii plastycznej. Pragnę poinformować, iż proces terapeutyczny pacjentów Oddziału Chirurgii Plastycznej jest kontynuowany, a zmiany personalne nie wpłynęły negatywnie na proces leczenia. Informuję również, że rekonstrukcje metodą DIEP, czyli metodą z użyciem tkanek własnych, są nadal wykonywane w COZL przez zespół specjalistów Oddziału Chirurgii Plastycznej – pisze Chruścicki. Na maila z pytaniem o to, czy po odejściu Żuchowskiej i Antonova wydłużył się pacjentkom czas oczekiwania na zabieg oraz o aktualną liczbę osób wykonujących rekonstrukcje, nie odpowiedział.

Otrzymanie skargi potwierdza także urząd marszałkowski.

– 25 maja br. Lubelski Urząd Wojewódzki w Lublinie przekazał do urzędu marszałkowskiego skargę pacjenta w przedmiotowej sprawie. Skarga jest obecnie analizowana. Chciałbym jednak zaznaczyć, że zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, przełożonym pracowników podmiotu leczniczego jest dyrektor, który samodzielnie podejmuje decyzje kadrowe – mówi Remigiusz Małecki, rzecznik urzędu marszałkowskiego.

Co dalej z terminami oczekiwania na rekonstrukcję metodą DIEP? Jak zapewnia prof. Jerzy Strużyna, koordynator oddziału chirurgii plastycznej w COZL, nie ma powodu do obaw.

– Zachowany jest ciąg pracy, przyjęć i operacji. Zespół pracuje bez opóźnień, więc czas oczekiwania na zabieg się nie wydłuży – zapewnia prof. Strużyna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski