MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marzena Karpińska udźwignęła największy ciężar w życiu... doping (ZDJĘCIA)

Kamil Balcerek
Marzena Karpińska
Marzena Karpińska Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska
Dyskwalifikacja za doping i stracona szansa na medal olimpijski w Londynie. To wszystko przeżyła Marzena Karpińska. O tym, co robi dzisiaj i planach na przyszłość sztangistka z Biłgoraja opowiada Kamilowi Balcerkowi.

Po 16 miesiącach dyskwalifikacji za stosowanie nandrolonu wróciłaś do świata ciężarów. Zaczęłaś z wysokiego C, gdyż pierwszymi Twoimi zawodami były mistrzostwa świata. Pewnie przed startem energia Cię rozpierała, choć z drugiej strony niemal w ostatniej chwili dowiedziałaś się, że będziesz mogła dźwigać.
Do końca nie wiedziałam, czy będę mogła wystartować we Wrocławiu. Na początku roku zapytałam Szymona Kołeckiego, prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, czy mogę uczestniczyć w zgrupowaniach kadry Polski. Przychylił się do mojej prośby i dzięki temu mogłam powrócić do sportu. Wcześniej chciałam już rzucić podnoszenie ciężarów i szukać innej pracy. Potem wydałam dużo prywatnych pieniędzy i jeździłam z kadrą na obozy, choć niektórzy mieli wątpliwości co do mojej sportowej przyszłości. Na dziesięć dni przed mistrzostwami świata we Wrocławiu odwiesili mnie. To był jeden z najlepszych momentów w moim życiu.

Swoim startem i piątym miejscem w kategorii do 48 kg udowodniłaś, że nadal jesteś czołową sztangistką na świecie.
Tak myślę. Szkoda, że podczas zawodów zabrakło odpowiedniej współpracy z trenerem Waldemarem Ostapskim.
Jestem trudną zawodniczką, trzeba stać przy mnie i poprawiać to, co robię. W podnoszeniu ciężarów minimalne błędy decydują o końcowym wyniku. U mnie tak było we Wrocławiu, ale byłam sama...

Na mistrzostwach świata zajęłaś piąte miejsce. Dla wielu sportowców byłby to wielki sukces. Ty jednak ze swoimi wynikami mogłaś spokojnie powalczyć o medal.
Tydzień przed zawodami miałam lekką nadwagę, ale radziłam sobie już z o wiele większym ciężarem niż podczas ostatniego startu. Z jednej strony żałuję, że nie udało się powalczyć o medal MŚ, z drugiej strony muszę być zadowolona. Zajęłam miejsce w pierwszej ósemce, a to oznacza, że dostanę stypendium ministerialne. Będę mogła spokojnie trenować i mam nadzieję, że dojdę do porozumienia z trenerami kadry.

Do brązu wystarczyłyby 183 kg. Taki ciężar dźwigałaś podczas oficjalnej próby, na zawodach się nie udało. Dlaczego?
Z tego, co wiem, już dawno tak słaby wynik nie dawał medalu MŚ. Nie wiem skąd się wzięło moje niepowodzenie.
Na pewno stać mnie na podnoszenie takich ciężarów, co udowodniłam już przecież wielokrotnie.

Niedzielnym startem powróciłaś do ciężarów po dyskwalifikacji, ale wróćmy do wy-darzeń sprzed olimpiady w Londynie. Wtedy zaczął się twój dramat...
Po mistrzostwach Europy miałam bardzo dobry wynik, na treningach podnosiłam duże ciężary. W mistrzostwach Polski nie musiałam już startować, gdyż na sprawdzianie robiłam 86 kg w rwaniu i 107 w podrzucie. Byłam w życiowej formie, która mogła mi dać medal na olimpiadzie. Wtedy doszły mnie informacje o zawieszeniu. Zostałam wyrzucona z ośrodka przygotowań kadry w Siedlcach. W ciągu jednego dnia musiałam opuścić miejsce, gdzie mieszkałam przez ostatnich osiem lat. Trener kadry kazał mi się pakować. Bolało, że zostałam tak potraktowana. Pokłóciłam się z trenerem, przeprowadziłam się do chłopaka.

Najgorsze było jednak to, że dwa tygodnie po MP byłam ponownie badana i nie było śladu po nandrolonie. Gdybym rzeczywiście go brała, jeszcze przez pół roku utrzymywałby się w organizmie. Do niedawna normą u kobiet było 5 jednostek, później ta ilość została zmniejszona do 2. Ja podczas badania miałam wynik 4.2, a każdy zawodnik wie, że nandrolon długo utrzymuje się w organizmie.

Zostałaś wyrzucona z kadry Polski tuż przed wyjazdem na IO w Londynie. Dla sportowca start w takiej imprezie to ukoronowanie kariery. Ty jeszcze mogłaś marzyć o medalu. Musiałaś się załamać tą sytuacją.
Tak było. Załamałam się na trzy miesiące. Do tej pory nie usiedliśmy z trenerem i prezesem klubowym, aby porozmawiać o tym, co się stało. Nie ustaliliśmy tego, skąd sterydy mogły się wziąć w moim organizmie. Cała ta sytuacja bolała mnie tym bardziej, że praktycznie nikt mnie nie wspierał. Jedynie mój partner, za co mu dziękuje. Dopiero w styczniu tego roku wróciłam do siebie, uwierzyłam w to, że Bóg dał mi talent do podnoszenia ciężarów i muszę z nie-go skorzystać. W lutym dostałam staż w moim macierzystym klubie Zniczu Biłgoraj. Później było już lepiej.

Wiesz już skąd się wzięły sterydy w Twoim organizmie?
Myślę, że do końca życia będę się nad tym zastanawiała i ciągle będzie to dla mnie wielki znak zapytania. Nie znalazłam dotąd sytuacji, która mogła być "podejrzana", ani człowieka, który mógłby zrobić coś złego. Mam nadzieję, że sprawiedliwość go dosięgnie. Cieszę się natomiast z tego, że w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów zmienili się zarząd, prezes i trenerzy kadry. Ta dyscyplina potrzebowała spojrzenia z innej perspektywy i to się właśnie dzieje. To jest wielki sukces podnoszenia ciężarów, a ja będę chciała spłacić dług wdzięczności wobec Szymona Kołeckiego.

Co robiłaś od dyskwalifikacji do stycznia tego roku?
Odizolowałam się od wszystkich. Wstydziłam się wracać w rodzinne strony. Pomógł mi mój chłopak Marcin. Trochę podróżowaliśmy po Polsce, mogłam się wyciszyć, pomyśleć spokojnie o wszystkim.

Zrobiłaś sobie przerwę w treningach?
Raz w tygodniu chodziłam na fitness. Do fachowych zajęć powróciłam na początku roku. Wróciłam też w rodzinne strony. Dostałam staż w Zniczu Biłgoraj. Na początku byłam instruktorką w si-łowni, później dostałam zgodę na treningi z kadrą.

Gdzie teraz mieszkasz, trenujesz?
Wróciłam do rodzinnej Biszczy. Trenuję w Biłgoraju, mam też sztangę u siebie w domu. Najlepiej jednak trenuje mi się z dziewczynami z kadry. Gdy jesteśmy razem, mobilizujemy się nawzajem, wspieramy. Z niektórymi znam się już od dziesięciu lat, dużo razem przeżyłyśmy.

Poniosłaś już karę za to, co się stało, ludzie Cię zrozumieli?
Mam nadzieję, że po moim niedawnym starcie wszyscy już wiedzą, jak ważne są dla mnie ciężary i że to była tylko wpadka, która nie była moją winą. Nie jestem pierwszym sportowcem i na pewno nie ostatnim, u którego wykryto doping. Chcę pokazać swoimi wynikami, że zasługuję na za-ufanie. Mamy w Biłgoraju znakomite warunki do treningów. Potrzeba tylko zrozumienia ze strony władz miejskich, które powinny przychylnym okiem spojrzeć na sportowców.

Odbyłaś karę, wróciłaś do kadry. Jakie cele stawiasz sobie na przyszłość?
Muszę wyprostować wszystkie sprawy, porozmawiać z trenerami, działaczami. Liczę też na dobre wyniki. Tylko nimi mogę się obronić. W 2014 roku chciałabym zdobyć mistrzostwo Europy i znów stanać na podium, i usłyszeć hymn Polski. Chcę też po raz drugi pojechać na Igrzyska Olimpijskie.

***
Marzena Karpińska pochodzi z Biszczy pod Biłgorajem. Urodziła się 19 lutego 1988 roku. Na koncie ma kilka tytułów mistrzostw Polski. Do niej na-leżą rekordy w kat. 48 kg (187 w dwuboju, 85 kg w rwaniu i 102 kg w podrzucie). Ma w dorobku brąz, srebro i złoto mistrzostw Europy. Na mistrzostwach świata dwa razy była piąta. W 2008 roku zajęła dziewiątą pozycję podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski