Mord na LSM bez winnych

- Morderca jest na wolności, chodzi i się śmieje - mówi Marta Kowalczyk, siostra zamordowanej Danuty B. - Dlaczego nikt nie chce powiedzieć, co tam się stało - dodaje płacząc.

Ewa i Danuta B. zginęły w styczniu 2006 roku. Ich zmasakrowane zwłoki znaleziono przy ul. Skrzetuskiego na LSM. Policja od początku podejrzewała, że zbrodni dokonał ktoś, kto znał kobiety. Po wielomiesięcznym śledztwie zatrzyma-no Sławomira P. Postawiono mu zarzut podwójnego mordu. Zdaniem prokuratury mężczyzna miał motyw. Ewa B. nakłaniała jego żonę do rozwodu. Jesienią ubiegłego roku Sąd Okręgowy uniewinnił P. Prokuratura i bliscy zabitych odwołali się od wyroku. Wczoraj Sąd Apelacyjny uznał uniewinnienie za słuszne.

Z uzasadnienia wyroku wynika, że w sprawie nie ma konkretnych dowodów winy. Samo przyznanie się do winy Sławomira P., którego znaczenie podkreślał prokurator, jest niewiele warte. Mężczyzna mówi, że zabił, ale nie podał żadnych szczegółów. Później i tak odwołał swoje słowa.

We wczorajszym uzasadnieniu wyroku oberwało się także oskarżeniu. - Reguły rzetelnego procesu obowiązują nie tylko sąd - stwierdził sędzia Andrzej Kaczmarek, zaznaczając, że nie można prezentować jedynie dowodów niekorzystnych dla oskarżonego.

Nie wiadomo w ogóle, czy i w jaki sposób oskarżony dostał się do Lublina. Prokuratura kurczowo trzymała się informacji pochodzących ze stacji telefonii komórkowych. Zdaniem śledczych wynika z nich, że posiadacz komórki P. jechał w stronę Lublina i przemieszczał się po mieście. - Powoływanie się na ten dowód jest pewnym nadużyciem - stwierdził sędzia Andrzej Kaczmarek. Okazuje się, że wszystkie te stacje odbierają sygnał z terenów położonych pod Lublinem, czyli okolic gdzie mieszka oskarżony. Wyrok jest prawomocny. Rodzina zamordowanych kobiet chce składać kasację.