Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie można upiec jednej smacznej bułki, a kolejne piec gorsze, czyli jak urbaniści planowali Lublin

Ewelina Mirocha Marcin Skrzypek
Andrzej Link nad planem Lublina z 1956 roku przy swoim domowym stole kreślarskim
Andrzej Link nad planem Lublina z 1956 roku przy swoim domowym stole kreślarskim
- Jak zrobiliśmy ten plan to była rewelacja w skali kraju i nie tylko. Był to prawdopodobnie jeden z pierwszych w Polsce planów, który realizował zasady Karty Ateńskiej. Otrzymaliśmy za niego nagrodę państwową pierwszego stopnia – mówi Andrzej Link, urbanista, który wraz z zespołem w połowie lat 50. XX wieku stworzył plan Lublina wykraczający daleko poza jednowymiarową rzeczywistość wczesnego PRL-u.

Andrzej Link ma 92 lata i jest ostatnim żyjącym urbanistą z zespołu, który zaplanował współczesny Lublin. A ten Lublin Link wyssał dosłownie z mlekiem matki. Tu się bowiem urodził i tu przeżył przypadające na II wojnę światową dzieciństwo i dorastanie. Potem było Liceum Ogólnokształcące im. Hetmana Jana Zamoyskiego, które ukończył w 1950 r. Wtedy też na kilka lat opuścił Lublin - wyjechał na północ Polski, do Gdańska, gdzie na tamtejszej Politechnice zaczął studiować architekturę. Miał smykałkę do geometrii wykreślnej. Po 5 latach, w 1954 r. Link wyposażony w wiedzę wraca do Lublina i zostaje urbanistą. Czuje się jak ryba w wodzie.
- To pasja mojego życia. Urbanistyka nie jest tylko zawodem, gdzie zarabiałem pieniądze, bo to nie na tym polega. Architekt jak i urbanista pracuje dla ludzi. Stara się stworzyć jak najlepsze warunki dla życia mieszkańców, zabezpieczyć ich wszystkie potrzeby, aby dobrze czuli się w tym otoczeniu – uważa Andrzej Link. Wymaga to przestrzennego zaplanowania wielu funkcji w powiązaniu z urbanistyką i architekturą, które tworzą miejskie wnętrze. Chodzi o to, aby miasto było jak jeden organizm, który funkcjonuje dla ludzi. Powstaje on z poszczególnych fragmentów, które można zaprojektować i wybudować albo dobrze, albo źle. - Bardzo wiele jest tych funkcji, które należy spełnić. Im więcej problemów zostanie rozwiązanych w planie miasta, czy w planie fragmentów dzielnic lub niewielkich osiedli, tym bardziej człowiek ma satysfakcję z tego powodu – opowiada Link.

Początki pracy w Lublinie

Wróćmy jednak do roku 1954. Po powrocie do Lublina Andrzej Link otrzymał nakaz pracy jako inspektor nadzoru budowlanego. Nie posiadał żadnego doświadczenia, a wtedy całe miasto w pośpiechu przygotowywano do obchodów 10-lecia PRL. Trwały intensywne remonty Starego Miasta i głównych ulic. Pracowano bez projektów, jedynie w oparciu o kosztorysy. Wtedy zdał swój pierwszy egzamin praktyczny – naprawił strop „na oko”.
- Kiedy w budynku przy ulicy Grodzkiej 8 zawalił się strop, kazałem założyć belkę stalową numer 24. Dopiero po powrocie do biura, obliczyłem, że wystarczyłby nawet nr 22. To była moja pierwsza praca po studiach i sytuacja, w której naprawdę się zestresowałem – wspomina początki urbanista.
Tego samego roku udało mu się przenieść do Miejskiego Zarządu Architektoniczno-Budowlanego, gdzie wkrótce zorganizował Miejską Pracownię Urbanistyczną, która miała zająć się pierwszym powojennym planem Lublina. Po uzgodnieniu z Ministrem Zygmuntem Skibniewskim, zaprosił do niej Romualda Dylewskiego, by nią kierował. - Romuald pracował w Warszawie, ale pochodził z Łęcznej. Był bardzo zdolnym człowiekiem. Mieliśmy stworzyć perspektywiczny plan rozwoju Lublina na 25 lat, czyli do 1980 roku. Lublin liczył wtedy ok. 135 tys. mieszkańców, a z prognozy demograficznej wynikało, że będzie ich wtedy 250 tys. - opowiada o swoim koledze znad kreślarskiego stołu Andrzej Link.

Zdrowie mieszkańców najważniejsze

W tamtych czasach planowanie rozpoczynano od określania walorów poszczególnych terenów miasta, czyli ich przydatności do różnych celów. Przede wszystkim brano pod uwagę dobre warunki dla życia ludzi. Nie mogła to być np. wilgotna dolina ani nawet północne zbocze wzniesienia, bo wtedy teren był niedostatecznie nasłoneczniony. Takie obszary nienadające się do zamieszkania automatycznie wyznaczyły strukturę miasta.
- Istniały tereny, które nie powinny być zabudowane przez budownictwo mieszkaniowe, bo jak wynikało z badań akt zgonów, ludzie żyli tam krócej o 10 do 15 lat. To były tereny inwersyjne, czyli często pojawiała się mgła, zimne powietrze, smog itp. A jednak w rejonie ul. Wapiennej i ul. Dzierżawnej stały tymczasowe baraki, które były zamieszkiwane – wyjaśnia Andrzej Link.
Miejska Pracownia Urbanistyczna przygotowała więc propozycję, aby mieszkańcy z tych terenów otrzymywali od Miejskiej Rady pożyczki lub dopłaty na zmianę mieszkania, a stary budynek miał iść do rozbiórki. Nic jednak z tego nie wyszło, bo później Pracownię zlikwidowano i nie miał kto nad tym z Radą systematycznie pracować.
- Był też problem z pyłem lessowym nawiewanym do Lublina z pól od północnego-zachodu. W okresie wiosny, kiedy rolnicy uprawiają glebę i zruszają ziemię wierzchnia warstwa wysycha, zaczyna wiatr wiać, stąd te pyły. Dlatego też zaplanowano, aby na Górkach Czechowskich powstały tereny zielone, które razem ze skansenem, Ogrodem Botanicznym i lasem Dębówka trochę chroniłyby miasto przed tym pyłem – mówi Link.

Równowaga i dostęp do usług

Lublin miał jednak szczęście do ukształtowania terenu. Na wzgórzach można było wyznaczyć dzielnice, które miały optymalną wielkość do pomieszczenia w nich wszystkich potrzebnych funkcji.
- Planowaliśmy funkcje poszczególnych terenów pod to, co człowiekowi jest potrzebne. Mieszkania czy usługi, to wszystko było policzone i sprawdzaliśmy jak będzie funkcjonować. Każda dzielnica miała centrum wystarczające do obsługi mieszkańców. Łączyły je ulice główne, lokalne i dojazdowe. Była przestrzegana ściśle hierarchizacja ruchu, która w tej chwili w wielu miejscach nie jest zachowana – zdradza planistyczne tajniki Andrzej Link.
Planistom zależało nam na tym, aby nie dominowała żadna z funkcji i żadna z nich nie była niesprawna, tylko żeby wszystkie dobrze zaspokajały potrzeby mieszkańców. Dyskutowali o tym na Radach Technicznych, skrupulatnie to analizując.
- Wszystkie branże i funkcje miejskie były przydzielone poszczególnym specjalistom. Uwzględniane były takie funkcje jak: mieszkaniowa, przemysłowa, infrastruktury technicznej, usług, zieleni, sportu itp. Jednocześnie wyznaczeni urbaniści rejonowi mieli pod opieką urbanistyczną pewną część miasta. Czyli każda osoba miała jedną funkcję i jednocześnie jeden rejon miasta, dlatego każdy musiał się konsultować z pozostałymi specjalistami od innych funkcji a propos swojego rejonu – wyjaśnia urbanista.

Usługi zieleni

Jako branżysta Andrzej Link zajmował się mieszkaniami, terenami sportowymi, zielenią i wypoczynkiem w mieście. Podróżując z chórem „Echo”, do którego należał, po Polsce i Europie, bardzo lubił obserwować w jaki sposób tworzą się inne miasta i często inspirował się tym w swojej pracy. Urbaniście zależało mu na tym, aby wprowadzać dobre, ciekawe i zarówno nowe rzeczy w projektowaniu Lublina. - Jeżeli chodzi o temat zieleni to nie mieliśmy żadnych wzorców, ile przypadnie jej na mieszkańca. Napisaliśmy do kilku miast w Europie, żeby podali nam swoje dane dotyczące zieleni, ponieważ na Zachodzie to było bardziej rozwinięte technicznie i programowo. Oni mieli już większe doświadczenia i przesłali nam takie informacje – wskazuje Link.
Na ich podstawie planiści ustalili wskaźniki zieleni dla Lublina, dzieląc ją na przydomową, towarzyszącą zabudowie mieszkaniowej i wypoczynkową na niedzielę, żeby można było pójść nad Bystrzycę, do Starego Gaju czy na Górki Czechowskie, zależnie od tego, gdzie komu było najbliżej. Dziś znakiem rozpoznawczym miasta jest przede wszystkim zieleń towarzysząca na osiedlach PRL-owskich dla codziennego użytku mieszkańców.
- Ogródki działkowe także stanowią zieleń, ale dostępną tylko dla niektórych mieszkańców. Propagowałem takie ogródki działkowe, które stałyby się ogólnie dostępne poprzez stworzenie alejek z ławkami, gdzie można spacerować jak w parku. Jednak to się nie przyjęło przy naszym sposobie myślenia – wskazuje Andrzej Link.

Jak się sprawdził plan?

Podobnie jak zieleń, również usługi dzielono na trzy grupy: podstawowe, czyli te w osiedlach, najbliżej mieszkańców, dzielnicowe, czyli takie, z których korzysta cała dzielnica oraz ogólnomiejskie. - Robiliśmy w planie prognozy obciążeń dróg. Podczas planowania była liczona ilość miejsc pracy w każdej dzielnicy, ilość ludzi mieszkających, były prognozowane ruchy skąd-dokąd będą ludzie jeździli i w związku z tym obciążenia ulic. A to wszystko było robione w czasach, gdzie nie istniał komputer – opowiada Andrzej Link.
Osiedla planowano w ten sposób, żeby każdy mieszkaniec mógł dojść do dzielnicowych usług w przeciągu 10-15 minut. Te założenia zastosowano w planie dzielnicy Rury (LSM). Dziś zasady te wracają pod hasłem „miasta 15-minutowego”, czyli takiego, w kórym wszędzie można dotrzeć w kwadrans. Tymczasem okazuje się, że tak właśnie zaplanowano Lublin.
- Usługi wymagają koncentracji, więc takie koncentracje ośrodków usługowych drugiego rzędu trzeba było zrobić dla poszczególnych dzielnic. Na mojej dzielnicy LSM jest idealnie. Kiedyś jeździłem samochodem, ale teraz już nie jeżdżę, bo nie mam takiej potrzeby. Nie muszę chodzić do Śródmieścia, żeby coś załatwić. Wszystko załatwię sobie tutaj na miejscu. Mam bank, kilka przychodni zdrowia, kościół, sklepy itp. - przedstawia swoją perspektywę Andrzej Link.
Podsumowując, urbanistyczny plan Lublina wyszedł lepiej niż dobrze. - Jak zrobiliśmy ten plan to była rewelacja w skali kraju i nie tylko. Był to prawdopodobnie jeden z pierwszych w Polsce planów, który realizował zasady Karty Ateńskiej. Otrzymaliśmy za niego nagrodę państwową pierwszego stopnia. Został opisany w “L’Architecture d’Aujourd’hui”, najważniejszym francuskim piśmie fachowym. Z tego zespołu tylko ja żyję, a teraz ten sposób zagospodarowania przestrzeni znowu uznają za rewelację – zauważa Link.
Chciałby żeby mieszkańcy mieli zapewnione dobre warunki do zamieszkania i przypomina, że miasto projektuje się nie tylko dla obecnych, ale i przyszłych pokoleń. Swój plan Lublina z 1956 roku porównuje do smacznej bułki. - Nie można upiec jednej smacznej bułki, którą zjedzą ludzie, a kolejne piec gorsze – konkluduje Andrzej Link, co można potraktować jako swoiste przesłanie.

(Artykuł został napisany w ramach stażu w Ośrodku "Brama Grodzka - Teatr NN" pod kierunkiem Marcina Skrzypka jako część programu edukacji krajobrazowej Forum Kultury Przestrzeni)

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski